Seans nowego filmu Andrieja Zwiagincewa jest dla widza udręką. Są sceny, w których oglądanie „Niemiłości” staje się wręcz nie do zniesienia. Podniesienie się z fotela i opuszczenie kina nie jest jednak możliwe, gdyż dzieło Zwiagincewa jest zarówno odrzucające jak i fascynujące. Emocjonalna temperatura historii o zaginięciu małego Aloszy (który ucieka z rodzinnego domu, gdy dowiaduje się, że rozwodzący się właśnie rodzice myślą tylko o tym, jak się go pozbyć) zostaje wystudzona kameralną inscenizacją, powolnym tempem narracji i redukcją dialogów na rzecz konkretnych scen wskazujących na podłą naturę głównych bohaterów – niezdolnych do tego by kochać - pisze w recenzji Urszula Wolak. 

CZYTAJ