Dobrze wyszkolony pies potrafi zastąpić pracę wielu osób i okazać się szybszym i skuteczniejszym od urządzeń lokalizacyjnych. Psy ratownicze wykorzystywane są w wielu sytuacjach: do poszukiwania osób zaginionych w terenie otwartym, żywych osób uwięzionych w osuwiskach, czy pod gruzami zawalonych obiektów budowlanych – tak jak miało to miejsce po wybuchu w kamienicy w Katowicach.

 

Gośćmi programu "Przed hejnałem" byli członkowie jedynej w Małopolsce Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej Państwowej Straży Pożarnej z Nowego Sącza: bryg. Sławomir Wojta, asp. sztab. Dariusz Mucha i asp. sztab. Krzysztof Gruca.

 

Zapis rozmowy

Sylwia Paszkowska: Podobno akcja, w której ostatnio uczestniczyła wasza grupa – wybuch gazu w kamienicy w Katowicach – była jak do tej pory najtrudniejsza.

 

Sławomir Wojta: Wszystkie katastrofy budowlane to bardzo trudne akcje. Patrząc przez pryzmat naszych działań, ta akcja była najtrudniejsza, gdyż specyfika zniszczenia tego budynku powodowała stałe zagrożenie. Istniało ryzyko zawalenia całego budynku. Próbowaliśmy dotrzeć do tych osób poszkowanych przy świadomości, że wciąż jest duże zagrożenie. Stosowaliśmy różne metody zabezpieczenia i kontroli statyki budynku, żeby mieć pewność, że ratownikom pracującym w strefie nic się nie stanie. A jednak ta świadomość była i w ten sposób były podejmowane decyzje. Że wpuszczamy w tę strefę zagrożenia ludzi.

 

S.P.: Ludzi i... zwierzęta. Spotkaliśmy się dzisiaj, żeby opowiedzieć o psach-ratownikach, które z panami pracują. Dlaczego pies często jest lepszy niż zaawansowany sprzęt technologiczny?

 

Krzysztof Gruca: Do tej pory nie wynaleziono urządzenia, które zastąpiłoby nos psa. Pies ma wspaniały węch. Potrafi wyczuć zapach człowieka pod gruzami zawalonego budynku. My szkolimy psy do odnajdowania i oznaczania zapachu żywego człowieka. Nie ma takiego urządzenia, które byłoby szybsze i bardziej doskonałe niż nos psa.

 

S.P.: Ile psów pracowało w Katowicach?

 

K.G.: W Katowicach pracowały w pierwszej kolejności psy z grupy z Jastrzębia-Zdroju. Potem dojechały 3 psy z naszej grupy. Do odwodu operacyjnego dołączyły jeszcze psy z Łodzi. W sumie było tam 6 psów.

 

S.P.: Ile czasu szkoli się psa i ile lat musi mieć taki pies, żeby móc brać udział w tego typu akcjach?

 

K.G.: Do akcji dopuszczone są psy, które zdadzą egzamin. A z kolei egzamin może zdać pies, który ma 2 lata – tj. ma za sobą 2 lata szkolenia. Na szkolenie bierzemy 7, 8-miesięczne psy.

 

S.P.: Jaki jest koszt wyszkolenia takiego psa?

 

K.G.: Około 5 tysięcy złotych. Nie jest to tanie, nie licząc przecież zaanagażowania człowieka. W naszym przypadku pies jest cały czas z przewodnikiem, strażakiem. Mieszka z nim w domu, przyjeżdża z nim na służbę. Strażak musi stworzyć takiemu psu odpowiednie warunki w domu i musi go dowozić do pracy. W trakcie pracy, gdy znajdzie się wolna chwila, strażak musi ze swoim psem ćwiczyć.

 

S.P.: Po raz pierwszy w Polsce psy zostały użyte do akcji po wybuchu gazu w gdańskim wieżowcu w kwietniu 1995 roku. Od tego momentu zaczęły powstawać kolejne jednostki specjalne zajmujące się szkoleniem takich psów. Dziś w Polsce jest 5 takich grup specjalistycznych. W Małopolsce znajduje się ona w Nowym Sączu. Ile wyszkolonych psów jest na terenie naszego województwa?

 

S.W.: W Polsce mamy 5 grup poszukiwawczo-ratowniczych, które funkcjonują w Państwowej Straży Pożarnej. Natomiast jest coraz więcej grup, które funkcjonują w Ochotniczych Strażach Pożarnych czy stowarzyszeniach. W Małopolsce, oprócz grupy nowosądeckiej, mamy jeszcze 3 grupy: 2 funkcjonujące przy OSP w Nowym Sączu i Kętach, oraz Małopolska Cywilna Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza funkcjonująca na terenie powiatu limanowskiego. To ochotnicy i wolontariusze, którzy również szkolą swoje psy, żeby można było je wykorzystywać do poszukiwań na miejscu gruzowiska, ale również w terenie.

 

S.P.: Powstał jakiś jeden model szkolenia psa ratownika?

 

K.G.: Od ponad 12 lat współpracujemy ze szwedzkim klubem psów użytkowych. To on zaproponował model, który bardzo nam się spodoabał. Ten model wdrażamy w szkole aspirantów w Krakowie. Organizujemy też warsztaty poprzez nasz wydział zamiejscowy w Nowym Sączu. W oparciu o ten model szkoli się psy w całej Polsce.

 

S.P.: Znalazłam taki opis: "Psy ratownicze szkolone są metodami pozytywnymi zgodnie z ideologią niskiego pobudzenia". Co to znaczy?

 

K.G.: Polega to na tym, że nie używamy w szkoleniu obroży elektrycznych, kolczastych czy dławiących. Nie uzależniamy psów od żadnych środków. Cały proces szkolenia polega na zabawie, m.in. "w chowanego". Jeżeli rozbawimy psa za bardzo, jest podekscytowany, to on pracuje chętnie, ale krótko. Staramy się więc tak je przygotowywać, by do akcji wchodziły na najniższym stopniu pobudzenia. To taki bodziec, który powoduje, że pies chce tam pójść i szukać tego człowieka. Staramy się, żeby ten bodziec był bardzo niski. Taki pies wolniej, ale za to dłużej pracuje. Jadąc do takiej akcji czasem pracujemy kilka godzin, a nawet kilka dni. Te psy nie mogą się zbyt szybko wypalić.

 

S.P.: Jak silny jest związek z takim psem?

 

Dariusz Mucha: To jest mój partner, z którym współpracuje, ale też narzędzie mojej pracy. Szczególnie wtedy gdy gruzowisko jest niestabilne, gdy może się zawalić, wysyłamy psa, by sprawdził, czy nie ma tam ludzi.

 

S.P.: Jak zabezpieczacie takiego psa? Mają specjalne buty.

 

D.M.: Nasze psy są w ten sposób wyszkolone, że nie przeszkadzają im wystające druty czy szkła. Zakładamy im buty, gdy są rozlane jakieś chemikalia lub substancje niebezpieczne dla naszych zwierząt.

 

S.P.: Pies tak długo jest w służbie, jak długo zdaje egzaminy. Egzaminy są co roku?

 

D.M.: Tak. Są dwa rodzaje egzaminów: gruzowiskowy i terenowy.

 

K.G: Egzamin terenowy zdawany jest co roku. Natomiast gruzowiskowy zależny jest od wyników. Jeżeli pies znajdzie wszystkie osoby, to dostaje "uprawnienia" na 2 lata. Jeżeli nie – na 18 miesięcy.

 

S.P.: Bo pies szuka żywych ludzi.

 

K.G.: Tak. Egzamin trwa całą dobę. Pies 3-krotnie wzywany jest do akcji poszukiwawczej i w ciągu tych prób musi odnaleźć konkretną ilość osób.

 

S.P.: Jeżeli pies nie zda egzaminu, to wtedy przechodzi na emeryturę. I co się z nim dzieje?

 

K.G.: Pies może nie zdać egzaminu, ma wtedy "poprawkę" po 2 miesiącach. Jeżeli pies ma powyżej 10 lat i widać w nim mankamenty związane z wiekiem, to wtedy przechodzi na emeryturę. Wciąż jednak zostaje ze strażakiem. Strażak jest jego dożywotnim opiekunem.

 

S.P.: Czyli to nie jest tak, że można się zgłosić i zaadoptować takiego psa-emeryta?

 

K.G.: Jeżeli są takie osoby, to bardzo prosimy je o kontakt. Aczkolwiek do tej pory nie mieliśmy takiego przypadku, żeby któryś ze strażaków oddał swojego psa.

 

S.P.: A bierzecie potem kolejnego psa-ratownika? Czy to jest tak, że strażak wówczas też wycofuje się ze służby?

 

D.M.: Jeżeli pies zostaje wycofany, to strażak może pracować nadal. Może również wziąć drugiego psa, o ile ma na to warunki domowe. Może także zostać zwykłym ratownikiem i zrezygnować z funkcji przewodnika psa.

 

S.P.: A jak radzą sobie panowie w sytuacjach, gdy podczas akcji szukacie żywych ludzi, ale czasem... po prostu się nie udaje. Tak jak w Katowicach.

 

S.W.: Bardzo współczujemy rodzinom ofiar i osobom tam poszkodowanych. Zdajemy sobie sprawę, że nie zawsze udaje sie udzielić pomocy. Trudno to opisać. To zależy od emocjonalnego podejścia ratownika.