Fot. pixabay
Każdy z pacjentów ma swoją historię. Czasem to choroba dziedziczna, niekiedy objawy pojawiły się w zaskakujących okolicznościach. Część decyduje się na hemodializy, inni na dializy otrzewnowe. Wszyscy czekają na przeszczep. Czasem zdarzają się szczęśliwe okoliczności, że dawcą nerki może być ktoś z rodziny. To najważniejszy prezent, jaki można otrzymać. W końcu z jedną nerką da się żyć.
Gośćmi Marzeny Florkowskiej są:
Violetta Bielak- pielęgniarka oddziałowa stacji hemodializ;
Marek Thier- pacjent po przeszczepieniu nerki;
Bartłomiej Radwan- pacjent dializowany otrzewnowo;
dr Michał Śmigielski- lekarz nefrolog, ordynator centrum nefrologicznego.
Od lewej: Marek Thier, Bartłomiej Radwan, Violetta Bielak, dr Michał Śmigielski. Fot. Marzena Florkowska
Liczby mówią za siebie
Choroby nerek - czy to jest już duży problem społeczny?
Dr Michał Śmigielski: Pozornie, wydaje się, że choroby nerek występują stosunkowo rzadko, ponieważ pacjenci zazwyczaj nie odczuwają dolegliwości, które wiązaliby z chorobami nerek. A okazuje się, że występują u około 18% populacji polskiej. W skali świata to jest duży problem. To jest zawrotna liczba około 850 milionów ludzi. W zeszłym roku, jeżeli mówimy już o stadium piątym przewlekłej choroby nerek, czyli skutkowej niewydolności nerek, w zeszłym roku w Polsce dializowało się około 21 tysięcy ludzi. Większość pacjentów miała wykonywaną hemodializę. Około 4% z tej liczby to byli pacjenci dializowani otrzewnowo. 1075 pacjentów otrzymało nerkę, przeszczep nerki, bądź nerki innego narządu. Prawie 6000 pacjentów było włączonych do leczenia dializami w zeszłym roku. Więc te liczby są dosyć duże, mówią same za siebie. To nie jest problem marginalny.
Nie wiemy jednak o wszystkich pacjentach. Do pewnego momentu to jest choroba ukryta.
Dr Michał Śmigielski: Tak. Początkowe stadia przewlekłej choroby nerek praktycznie dla pacjenta są bezobjawowe. Objawy pojawiają się, i to czasami dosyć niecharakterystyczne, w stadiach późniejszych, kiedy często pozostaje nam jedynie przygotowanie do leczenia nerkozastępczego i nie jesteśmy w stanie leczyć przewlekłej choroby nerek. Dlatego tak istotne jest wczesne wykrywanie, profilaktyka. Po to, żebyśmy byli w stanie pacjentowi pomóc, żeby jak najpóźniej pacjent był włączony do leczenia dializami albo żeby w ogóle nie był włączony do takiego leczenia.
W jaki sposób Panowie się zorientowali, że coś z tymi nerkami jest nie tak?
Marek Thier, Bartłomiej Radwan:
Ja mam chorobę genetyczną. Mój ojciec był chory na nerki, był po przeszczepie nerki i wiedziałem, że mnie to czeka po prostu. Wiedziałem, że to się pogarsza cały czas. Aż w pewnym momencie musiałem już wylądować na oddziale.
W moim przypadku, mając 22 lata, miałem kolkę nerkową. Uprawiałem sport i praktycznie po każdym meczu miałem krwiomocz.
Trzy rodzaje leczenia
Ten termin dializa pojawia się po raz kolejny. Do którego momentu można nie dializować się, czyli można próbować leczyć te nerki innymi metodami?
Dr Michał Śmigielski: Tak naprawdę trudno podać konkretną wartość jakiegoś badania. W tym momencie mówimy o poziomie kreatyniny, mocznika, o poziomie przesączania kłębuszkowego. Kiedyś rzeczywiście podawaliśmy konkretne wartości, poniżej których włączaliśmy pacjenta do dializ. Teraz tak nie jest, liczy się stan kliniczny. To, jak pacjent się czuje, jakie ma objawy, jakie występują inne zaburzenia metaboliczne w przebiegu przewlekłej choroby nerek, których nie jesteśmy w stanie korygować, na przykład niedokrwistość, kwasica metaboliczna. Bierzemy pod uwagę wiele składowych, również samopoczucie pacjenta. Wtedy decydujemy o tym, kiedy pacjent jest włączany do hemodializ, dializ otrzewnowych albo nawet do przeszczepienia wyprzedzającego nerki, bo taka sytuacja również może mieć.
Są trzy rodzaje leczenia. Potem mówimy już o leczeniu zaawansowanym.
Dr Michał Śmigielski: Tak, są trzy rodzaje leczenia nerkozastępczego. Hemodializa, czyli metoda pozaustrojowego oczyszczania krwi, gdzie pacjent przyjeżdża do stacji dializ standardowo trzy razy w tygodniu. Ma wykonywaną hemodializę na sztucznych nerkach. Dializa otrzewnowa, czyli wewnątrzustrojowe oczyszczanie krwi, gdzie ten proces oczyszczania ma miejsce w jamie otrzewnej pacjenta. Pacjent sam sobie wykonuje dializy otrzewnowe w domu. Do szpitala przyjeżdża tylko na kontrolę, standardowo, co sześć tygodni. Trzecia, najlepsza metoda, to jest przeszczepienie nerki, które może być od dawcy zmarłego albo od dawcy żywego. Może mieć miejsce wtedy, kiedy pacjent się już dializuje, a bardziej optymalną formą jest przeszczepienie w momencie, kiedy pacjent jest w okresie przeddializacyjnym. Pozostaje w kontroli poradni nefrologicznej, jest przygotowany do hemodializ.
Jak w praktyce te hemodializy wyglądają i z czym wiąże się to dla pacjenta?
Violetta Bielak: Jestem pielęgniarką oddziałową stacji hemodializ. Opiekę nad pacjentem przejmujemy już w poradni. Pacjent jest zgłaszany do nas, opowiadamy mu o wszystkich metodach dializ, żeby mógł podjąć najbardziej dla siebie dobrą i świadomą decyzję, jaką metodę nerkozastępczą później będzie chciał kontynuować.
Czyli może sobie wybrać, czy to będzie na przykład hemodializa, czy dializa otrzewnowa?
Może, tak. Pacjent może wybrać. Niemniej jednak, szkolimy pacjenta, żeby jego decyzja była na tyle świadoma, żeby ta metoda faktycznie była dla niego odpowiednia. Opowiadamy o dializie otrzewnowej, o hemodializie i o transplantacji nerek.
Jak w praktyce wygląda hemodializa?
Pacjent przyjeżdża trzy razy w tygodniu, średnio na cztery godziny. To jest dawka dostosowana do potrzeb danego pacjenta. Zabieg polega na tym, że krew pacjenta drenami pompowana jest do dializatora. Tam jest oczyszczana, usuwane są produkty przemiany materii oraz usuwana jest woda. I z powrotem oczyszczona, również drenami, powraca do pacjenta.
Co w tym czasie pacjent może robić?
Jest telewizja, radio. Można rozwiązywać krzyżówki. Niektórzy po prostu odpoczywają.
Pracę układa się w rytmie hemodializy?
Tak, oczywiście. Te zmiany dostosowane są również godzinowo. Staramy się, żeby pacjenci jakiś sposób ułożyli sobie swoje życie. Starsze osoby mają jakąś zorganizowaną opiekę. Są osoby zupełnie samotne, mieszkające w DPS-ach czy w ZOL-ach. Trzeba to tak zorganizować, żeby pacjent dobrze się czuł i mógł dalej normalnie prowadzić swoje życie. Samą hemodializę odczuwa się indywidualnie. Hemodializa to zabieg bardzo wyczerpujący organizm.
Jak wygląda życie z dializą otrzewnową?
Bartłomiej Radwan: Trochę mi to kolidowało w życiu. Teraz jest to dla mnie naturalne. Wchodzę na chwilę do domu, robię tę dializę. Mam rurkę, która wystaje z brzucha. Podłączam się pod nią. Wszystko działa na zasadzie grawitacji, czyli wypuszcza się najpierw płyn, który jest w środku, który czyści ten nasz organizm. A potem się wpuszcza nowy. Sama dializa nie trwa długo. Tylko trzeba bardzo dbać o higienę w domu. Da się też zaplanować wakacje. Można zadzwonić do punktu, który nam rozwozi dializy i oni nam zawiozą w miejsce, gdzie będziemy. Jesteśmy też świetnie przebadani, lepiej niż większość społeczeństwa.
Przeszczepy nerek – nie trzeba czekać aż nerki całkiem przestaną pracować
Są jakieś wskazania?
Chcielibyśmy, żeby tak było, żeby pacjent będąc pod kontrolą poradni nefrologicznej, już wcześniej zaczynał badania do przeszczepienia wyprzedzającego. Nie jest to często możliwe. Znaczna część pacjentów przyjeżdża do szpitala i okazuje się, że mają schyłkową niewydolność nerki. U pacjentów, którzy są pod opieką poradni, jesteśmy w stanie wyłapać moment, kiedy chcemy zaczynać robić badania, umieścić na liście oczekujących na przeszczepienie. Często włączamy leczenie dializami, pacjent jest aktywny i oczekuje na przeszczep. Statystycznie około rok. Przeszczepem w optymalnych warunkach dla pacjenta jest ten od żywego dawcy nerki. Najczęściej w Polsce zdarzają się przeszczepienia od dawców zmarłych. W zeszłym roku było 78 przeszczepów od żywych dawców nerki. Jeżeli chodzi o przeszczepienia wyprzedzające – 103 przeszczepy. 1075 przeszczepów w zeszłym roku.