„Po drugiej wojnie światowej w Morzu Bałtyckim zatopiono setki ton niebezpiecznych gazów bojowych typu sarin, czy gaz musztardowy a także materiałów wybuchowych. One powoli wypływają z dna naszego morza. Zdarzają się poparzenia gazem, poza tym pozostałości korodują i wypuszczają te niebezpieczne związki” – tłumaczy dr Michał Silarski.
Urządzenie przypominające łódź podwodną albo dron będzie wyposażone w wysuwane prowadnice, przez które będą przebiegać neutrony i kwanty gamma. Całość zmieści się w pojemniku o rozmiarach walizki. – „Pomysł jest znany, ale urządzenie nie są takie powszechne. Chodzi o to, by użyć neutrony szybkie, aby zobaczyć co jest w środku pojemnika, nie otwierając go. Wygenerowane neutrony przechodząc przez substancje wzbudzają jądra atomowe materiału, który jest w środku badanego pojemnika” – tłumaczy naukowiec.
Każde jądro emituje kwanty gamma o energii ściśle określonej i zależnej od rodzaju pierwiastka. Dzięki temu można określić, ile i jakie atomy zawiera substancja, która znajduje się w środku. –„Będziemy wiedzieć jakie pierwiastki są w pojemniku, a na podstawie tego ile ich jest, stwierdzimy czy jest to coś niebezpiecznego czy też nie” – dodaje dr Michał Silarski.
Odbiorcami tego urządzenia będą firmy, które prowadzą działania na dnie Bałtyku i przede wszystkim Marynarka Wojenna. Obecnie wykrywaniem niebezpiecznych substancji zajmują się nurkowie. Dzięki wynalazkowi, to zadanie będzie można wykonać bez udziału człowieka.
Na wybudowanie prototypu urządzenia naukowiec otrzymał 1 mln 200 tys. zł z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, w ramach programu Lider.
A. Ratusznik