Utwory m.in. Ali Ufkiego, urodzonego jako Wojciech Bobowski, XVII-wiecznego kompozytora, który spędził życie na dworze sułtańskim w Stambule zabrzmiały 8 września w Muzeum Czartoryskich. Zespołowi Cracow Singers pod kierunkiem Karola Kusza towarzyszyli Dariusz Rasouli – nay, Arad Emamgholi – daf, instrumenty perkusyjne, Adrianna Maria Kafel – suka biłgorajska oraz Wassim Ibrahim - oud.

Jak Pan trafił na kompozytora Ali Ufkiego?

-W Syrii graliśmy otomańską muzykę i tam ten kompozytor jest znany. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy w 2013 roku przyjechałem do Polski i okazało się, że Ali Ufki jest postacią nieznaną. To był nie tylko wielki kompozytor, ale i tłumacz władający kilkunastoma językami, mający duże zasługi w dziedzinie literatury.

Jestem ciekaw, jak odbierał muzykę na dworze w Stambule, kiedy trafił tam wzięty z Polski do niewoli?

-Musiał być tą muzyką zafascynowany. Sułtan docenił jego geniusz i przywrócił mu wolność. Cieszę się, że jego dorobkiem naukowo zajęła się dr Agata Pawlina z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Urodził się Pan w Damaszku, trafił w 2013 do Krakowa na studia do Akademii Muzycznej, na której obronił Pan również doktorat. W 2015 roku założył Pan Chór w kontakcie, który łączy muzykę zachodnią z muzyką Bliskiego Wschodu.

- Nie tylko bliskiego. Mamy utwory od Chin do Stanów, czyli rzeczywiście wszystkie kultury. Teraz śpiewamy już w 21 językach.

W 2020 roku otrzymał pan tytuł Krakowskiego Ambasadora Wielokulturowości. Czy muzyka dzisiaj, bo mówimy o wielokulturowości, może być jakimś remedium, pomysłem na to jak pojednać ludzi ze sobą, mam tu na myśli chociażby Palestynę i inne miejsca, w których trwają konflikty na tle właśnie etnicznym i kulturowym?

- Na pewno kultura i muzyka pomaga. Najlepszym przykładem jest to, że kiedy mieszkałem w Damaszku, wszyscy byliśmy razem niezależnie od religii, a teraz za sprawą polityki ludzie nie mogą już żyć razem. Muzyka jest najlepszym mostem pomiędzy kulturami, pomiędzy ludźmi. To jest mój cel. W jaki sposób przez muzyką możemy budować piękny most? Jestem teraz nie tylko Syryjczykiem, ale i Polakiem. Mieszkam w Krakowie od 12 lat, zajmuję się muzyką. Podczas studiów na Akademii Muzycznej, w urzędzie miasta, na ulicach, w knajpach, domach, w chórze, orkiestrach i na koncertach – zawsze ludzie byli dla mnie mili. Tak samo zawsze jest piękna atmosfera pomiędzy moimi muzykami a słuchaczami na koncercie. Nigdy nie miałem żadnych problemów i spotykam się z otwartością. Ostatnio byłem w Toledo w Andaluzji i widziałem jak chrześcijanie, Żydzi i muzułmanie mieszkali razem właśnie dzięki muzyce. Tworzyliśmy jedną wspólnotę. Razem jedliśmy, razem spacerowaliśmy, razem płakaliśmy i rozmawialiśmy. Tylko rano jedna osoba szła do meczety, druga do kościoła, a trzecia do synagogi. Podobnie było w Damaszku w budynku, w którym mieszkałem. Sam nie przynależę do żadnej religii, jestem po prostu człowiekiem, muzykiem. Nigdy nie mieliśmy żadnych problemów. Potem wkroczyła polityka, ale na to już nie mam wpływu. Mam nadzieję, że to co robimy, nasza praca, muzyka, którą tworzymy jest mostem pomiędzy ludźmi. Nie możemy mówić, że muzyka w Andaluzji jest tylko andaluzyjska, bo to nie jest fair wobec innych kultur. Zawiera przecież wpływy muzyki arabskiej, sefardyjskiej, marokańskiej czy flamenco i muzyki europejskiej.

I to wspaniałe, kiedy możemy mówić o wielokulturowości, o tym porozumieniu, ale także o tym, że pięknie się różnimy i tego się trzymajmy. 

- Bo każda osoba ma swoje piękno i musimy to chronić. Przepraszam, jeśli mówię teraz o moim doktoracie, ale był on dla mnie motywacją, że w ten sposób mogę używać kilku elementów z muzyki orientalnej w muzyce współczesnej, orkiestrowej. Stworzyłem utwór na orkiestrę z elementami muzyki aramejskiej. Moim celem było to, że pokazuję piękną muzykę europejską i piękną muzykę aramejską i nie przeszkadzamy sobie nawzajem. I mało tego, można to świetnie połączyć.