Czy to znaczy, że jesteśmy skazani na pożegnanie się z tradycyjną architekturą zakopiańską?
Nie wiem czy zdołam odpowiedzieć na tak poważne pytanie. Wydaje mi się, że Zakopane spotyka się z miażdżąca krytyką od kiedy istnieje, od kiedy zostało odkryte przez dr. Chałubińskiego. Skrytykował zakopiańską architekturę sam twórca stylu zakopiańskiego Stanisław Witkiewicz pisząc, że musimy mieć jakiś własny styl ponieważ „u nas z reguły poniewierają się śmieci niesione wiatrem z Zachodu” i rozumiem, że Pan te galerie do takich śmieci zalicza....
… niezupełnie. Mnie nie chodzi o to czy to są ładne budynki czy brzydkie. Chodzi mi o to czy ten typ zabudowy powinien się znajdować z takim mieście jak Zakopane? U stóp gór i nie dużej wielkości. Co innego Warszawa, co innego Zakopane.
Ależ oczywiście. Pragnę zauważyć, że Zakopane rozwija się bardzo dynamicznie od 120 lat. Witkacy czyli syn Stanisława nazywał Zakopane „małym, ohydnym grajdołem” i ubolewał na jego fatalną architekturą. Ubolewał nad nią także Rafał Malczewski genialny malarz i autor fenomenalnych wspomnień o Zakopanym pt. „Pępek świata”. Filipiki i jeremiady na temat brzydoty Zakopanego mają długą historię. Wydaje mi się, że ich bezpośrednie przyczyny są dwie. Pierwszą jest to, że Zakopane zostało odkryte jako mała, czarująca wioska, zakopana w śniegu i padła ofiarą swojego sukcesu. Zaczęło się rozwijać w sposób niepohamowany. Zakopane działało magią gór i regionu do tego upoetycznioną i podniesioną do rangi narodowej przez Witkiewicza skutkiem czego przyjeżdżało coraz więcej ludzi. Popularny kurort nie może tkwić w zawieszeniu jak mucha w bursztynie.
Pani sugeruje, że mamy do czynienia z czymś co cyklicznie się wydarza w Zakopanem od czasu jego odkrycia, tylko zmieniło formę. Tak?
Tak uważam. Sądzę, że przyczyną tego, jak niektórzy twierdzą chaosu przestrzennego, czy wręcz brzydoty jest także duch wolności. W tym ekonomicznej, który cechował naród góralski zawsze i problemy z okiełznaniem słusznej i chwalebnej ambicji i inicjatywy przez prawo. Jak wiadomo „prawo budowlane na Podhalu się nie przyjęło”, a przede wszystkim obecna fatalna ustawa o planowaniu przestrzennym. Mamy bardzo złe prawo. Nadmiernie skomplikowane. Często nieprzystające do siebie. Mamy 19 ustaw i rozporządzeń, które te kwestie regulują albo komplikują. Nic dziwnego, że ludzie chcą prawo w pewnym sensie obejść po to, żeby nie walczyć z nim, bo widzą prawo jako opresyjne i skierowane przeciw nim. Nie ma tu zupełnie złotego środka.
W Alpach szwajcarskich czy austriackich takich miejscowości jak Zakopane jest dziesiąt albo i sto. Tam wszyscy potrafią tak stawiać budynki, żeby to było w jednym stylu i do siebie pasowało.
W „Hawaikum” w swoim eseju o egzotyce wsi polskiej i mniejszych miast polskich pisałam, że moim zdaniem mamy do czynienia w dużej mierze z przerwaniem ciągłości kulturowej. I mamy do czynienia z ostrą, alergiczną reakcją na brak wolności w okresie totalitaryzmu, czy gospodarki centralnie planowanej. To niebywały eksperyment. Człowiek, który miał być nowy i sowiecki zostaje nagle uwolniony i buduje kapitalizm, bez kapitału. Jedynym kapitałem jest ziemia, w która należy zainwestować. I gdzie jest tutaj tama, norma prawna skoro normy kulturowej nie ma, bo została na dłuższy czas zduszona, czy zakłamana.
I po prostu musimy przez tę chorobę przejść?
Musimy przez to przejść, aczkolwiek bardzo żałuję, że w takim stylu. Przy czym nie chciałabym popadać w minorowy nastrój. „Chopin, gdyby żył toby pił” jak pisał wieszcz. Witkiewicz zapewne zrobiłby to samo.