Zapis rozmowy Jacka Bańki z minister edukacji narodowej, Anną Zalewską.
Jak pani przyjmuje apele samorządowców, żeby rodzice posyłali 6-latki do szkół? Jest inicjatywa radnych z Opola – 1000 złotych na wyprawki. W zeszłym tygodniu krakowska Rada Miasta też przyjęła uchwałę, która zobowiązuje prezydenta, żeby zrobił wszystko aby jak najwięcej dzieci w wieku lat 6 poszło do szkoły.
- Rzeczywiście samorządowcy przyjmują taka inicjatywę, bo uczeń to dla nich tylko pieniądz. Oni w subwencji dostaną o wiele razy więcej niż jak zostawią dzieci w przedszkolu. Podczas debaty społecznej mówimy o nowym sposobie liczenia subwencji dla sześciolatka, żeby wesprzeć samorząd. To rodzic jednak decyduje czy 6-latek uczy się w zerówce, w oddziale przedszkolnym w szkole czy idzie do szkoły. Dodatkowo nie potrzebuje opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej. Jeśli rodzic da się przekonać, mam nadzieję, że w stosunku do rodzica będzie gra fair, to znaczy, że zachęcanie będzie pokazywało najlepsze rozwiązania. To wola rodzica.
W zeszłym tygodniu mówiła pani, że samorządowcy sabotują pracę rządu, bo upierają się przy 6-latkach i chcą, żeby dzieci w wieku 6 lat szły do szkół. Krakowski magistrat prezentuje dane – około 400 nauczycieli nauczania początkowego może zostać bez pracy. Około 700 miejsc zabraknie dla dzieci w wieku lat 3 w przedszkolach.
- To właśnie dowód na to, że dzieci stają się zakładnikami polityki dużych miast, rządzących przez osoby związane z PO lub wprost z PO. Jeśli chodzi o 3-latki w przedszkolu to ustawa mówi, że prawo - to jest zapis poprzedniego rządu - 3-latka do przedszkola zaczyna się od września 2017 roku, nie od teraz. Mowa jest o zwalnianiu nauczycieli. To trzeba powiedzieć. Pod przymusem rodzice posłali 6-latka do szkoły i doprowadzili do podwojonego rocznika. Zamiast 350 tysięcy dzieci mamy 540 tysięcy dzieci w jednej klasie. To sztuczna forma, która zdarzyła się pierwszy i ostatni raz. Do tej nauki małych dzieci zostali ściągnięci dodatkowi nauczyciele. Zwolnienia są niemożliwe. Nauczyciel 1-3 to nauczyciel uczący także w przedszkolu. Liczba dzieci się nie zmienia. Żadna praca nauczyciela nie powinna być zagrożona, bo mamy ten sam samorząd. To kwestia dobrej woli i organizacji. To też dowód na to jak nieprofesjonalne zarządza się oświatą w dużych miastach. Tutaj nie ma niżu demograficznego. Prezydent Krakowa wie jaką ma sytuację. Miał 8 lat na przygotowanie się do sytuacji, żeby dzieci miały miejsce w przedszkolach.
Chociaż pewnie nie przygotowywał się na nagłą zmianę ustawy. Wszyscy związani z oświatą i samorządem mówią, że jak chodzi o edukację to musi być trwanie i stabilizacja a nie ciągłe zmiany. Jak długo można zmieniać?
- Rozumiem, że to recenzja rządów PO – PSL. Mówimy o ostatnich 8 latach nietraktowania edukacji poważnie. System przestał być wydolny. Ani uczeń, ani rodzic, ani nauczyciel, ani samorząd nie jest zadowolony. Dzisiejsze spotkanie definiuje ostatnie 8 lat. Jak trzeba coś zmienić to wszystko – podstawę programową, program, sposób liczenia subwencji. Jest coś ważniejszego od pieniędzy, o których mówią samorządy, chociaż to im obywatele płacą podatki. Samorząd jest po to, żeby zaspokajać potrzeby mieszkańców. Również chcemy rozmawiać o pieniądzach dla samorządu. Po raz pierwszy zaczynamy taką dyskusję przed zmianą. Cała UE przygląda się zapowiedziom debaty społecznej, bo w Europie ostatnimi laty nie zdarzyło się, żeby dyskutować o edukacji na takim poziomie.
Przejdźmy do gimnazjów. Jest ciszej na temat wygaszania gimnazjów. Sporo się o tym mówiło kilka tygodni temu. Teraz w MEN jest ciszej. Będzie wycofywanie się rakiem?
- Mówiło się głośno, bo zorganizowano akcję podpisów pod hasłem ”Ratujmy Gimnazja”. Ja mówię o debacie. Chcemy razem ze społeczeństwem zmieniać system. On ma być tak skonstruowany, żeby był przyporządkowany do wieku dziecka a nie do ułożenia etapów kształcenia. Nie ma mowy o likwidacji jakiejkolwiek instytucji. Jest mowa o zmianie systemu. Mamy taką samą liczbę uczniów. Również nie ma problemu z nauczycielami. Wiemy, że musi być 4-letnie liceum.
Samorządowcy mówili tak – przed chwilą skończyliśmy płacić kredyty za nowe gimnazja. Dotychczasowe szkoły zostały przystosowane do nauczania w systemie 6 lat, mówimy o podstawówce, a teraz wszystko się odwraca.
- Oni tak twierdzą nie znając projektu zmiany. Oni wizualizują to sobie i chcą dyskutować o czymś, co nie ma podstawy. Żaden budynek nie zniknie, nic nie będzie się działo z nauczycielami, nic nie bezie zamykane. Przez 8 lat były likwidowane szkoły. Razem z tym rokiem, prawie 42 tysiące nauczycieli straciło pracę. Mamy dramatyczny niż demograficzny i udawanie, że systemu nie trzeba zmienić, żeby zadbać o nauczycieli i dziecko to oznacza działanie na szkodę dzieci.
Związkowcy mówią, że 100 tysięcy nauczycieli pracuje w szkołach gimnazjalnych. Co z nimi?
- Związkowcy tak mówią, tak samo ci, którzy się podpisywali pod tą petycją. Nie mają się do czego odnieść. To wyssane z palca sugestie. Liczyć możemy jak mamy projekt. Jak będzie projekt zaprezentowany w czerwcu a projekty ustaw będą w sierpniu i wrześniu to będzie to skonsultowane. Wszyscy będą mogli się wypowiedzieć.
Co pani sądzi o krakowskim projekcie, inspirowanym przez profesora Waśkę? 4X4 – 4 lata przedszkola, 4 lata podstawówki, 4 lata gimnazjum i 4 lata liceum?
- Jest to jeden z 2 - 3 interesujących projektów. Znam go. Pracujemy nad nim. On jest brany pod uwagę do analizy zmiany systemu.
To byłaby rewolucyjna zmiana.
- Nie. Jak patrzymy z zewnątrz na szkołę to sądzimy, że to rewolucja. Nie. Rewolucja w szkole nie jest potrzebna jak chodzi o przeprowadzanie uczniów przez etapy. Rewolucja jest w podejściu do podstaw programowych, do ich siły i żeby one były bardzo elastyczne, żeby nie podlegały zmianie jak będzie zmieniany jakiś etap kształcenia. Na przykład nauczanie matematyki w zerówce ma się skończyć u 18-latka zdającego maturę. To najważniejsze kwestie.
Co ze szkołami zawodowymi? Zmiana będzie dotyczyć wyłącznie nazwy?
- Nie. Szkolnictwo zawodowe jest w strategii narodowej gospodarczej, którą zaprezentuje premier Morawiecki. Mamy pracodawców niezadowolonych i absolwentów zawodówek niezadowolonych. Oni się rozmijają, mimo że 8 lat inwestowaliśmy setki milionów złotych, które miały to zmienić. Nazwa jest też kłopotliwa, bo naznaczona negatywnie. Bez sensu jest dalej inwestować w zmianę i dyskutować o tym. Nazwę wystarczy zmienić? To byłaby naiwność, że to wystarczy. Chcemy budować elastyczną szkołę techniczną, gdzie można by po 2, 3, 4 latach kończyć różne etapy ale w taki sposób, żeby być gotowym i współpracować z pracodawcami. Patrzymy na rozwiązania niemieckie. Będziemy zachęcać pracodawców do partycypowania w kosztach, organizowaniu się na rzecz szkolnictwa zawodowego. Polak ze ściany zachodniej po gimnazjum może kontynuować naukę za granicą niemiecką i dostaje 800 euro miesięcznie. To pokazuje jak dalece trzeba sięgać po rozwiązania, że szkolnictwo zawodowe będzie traktowane poważnie.
Chociaż słowo zawodówka działało mobilizująco. Mówiło się – ucz się, bo pójdziesz do zawodówki. To dziś jest już nieaktualne?
- To jest nieaktualne. Profesjonalizacja wszystkich urządzeń i systemu pracy pokazuje, że trzeba mieć duże umiejętności, żeby być pracownikiem w nowoczesnych zakładach pracy. To kwestia wyzwań cywilizacyjnych. Jak uczniom w szkołach zawodowych będziemy mówić, że jest inaczej to znaczy, że będziemy ich oszukiwać.