Zapis rozmowy Jacka Bańki z radnym Sejmiku z PSL i wiceministrem klimatu i środowiska, Miłoszem Motyką.
Najpierw Małopolska. Odejście z partii dwóch radnych z PiS – Józefa Gawrona i Piotra Ćwika – cokolwiek zmienia w układzie sił w Sejmiku? Jeden z nich zostaje w klubie PiS, drugi wychodzi.
- To pokazuje, że PiS w Małopolsce nie jest zdolne do zgodnego rządzenia. Od początku było widać, że większość jest trudna do sklejenia. Tej partii w Małopolsce wiele nie łączy, frakcje są podzielone. Było to widać w dyskusji o komisjach i składzie zarządu. Przy wielu głosowaniach nowy zarząd może mieć problemy w działaniu, jak nie weźmie pod uwagę głosu radnych. Ci radni chcą podkreślić swój wpływ na PiS i Sejmik.
PSL będzie miało ofertę dla uciekinierów z PiS?
- My rozmawialiśmy uczciwie i otwarcie, że chcemy, żeby w nowym zarządzie partie demokratyczne mogły realizować swój program. Oferta była. Jest nowy zarząd, on za to odpowiada. Naszej oferty dla tych radnych nie ma. Zostali wybrani z list PiS. Głosowali na ten zarząd. To będzie trudne, ale taki mamy zarząd. To odpowiedzialność radnych, którzy głosowali na Łukasza Smółkę.
Czy po prawej stronie sceny politycznej dzieje się coś większego? Jest minister Piotr Ćwik związany z prezydentem Andrzejem Dudą, jest były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który tworzy własne środowisko.
- Ewidentnie widać, że sytuacja w Małopolsce jest pewnym odbiciem. Skupiają się tu problemy krajowe PiS. Jest niedostateczne słuchanie wszystkich racji i frakcji. Część radnych źle się czuła, że musieli przyjmować dyrektywy. Widać to w Małopolsce, województwie podlaskim, powiecie krakowskim. Widzimy działania posła Ardanowskiego. Dotychczas Jarosław Kaczyński, jak nie miał pełnej zgodny, miał jednak taki posłuch, że jego wola była realizowana. Teraz tak nie jest.
Głos PSL wzmacnia przedstawiciel w prezydium Sejmiku?
- Arytmetyka jest bezwzględna. Od początku nowej kadencji jednak mówiliśmy, że przedstawiciel partii demokratycznych powinien mieć miejsce w prezydium Sejmiku. To wyraz współpracy. Przez lata rządów PO-PSL było miejsce dla przedstawiciela PiS w prezydium. To normalna praktyka. Liczymy, że to będzie gwarancja stabilnej polityki. PiS ma problem w Małopolsce i kraju. Jarosław Kaczyński nie może już tak ręcznie sterować partią.
Teraz sprawy ministerstwa. Po wakacjach planowane jest drugie podejście do ustawy wiatrakowej. Rozmawialiśmy o tym niedawno i miała być ona gotowa w czerwcu. To opóźnienie to wynik pamiętnego falstartu tej ustawy?
- Jest tydzień później. To wynika z tego, że tak odbywał się zespół programowania prac rządu. Tutaj nie ma opóźnień. Mamy etap uzgodnień międzyresortowych, konsultacje społeczne. Jesienią ustawa zostanie przyjęta i wierzymy, że podpisana przez prezydenta. To pomoże w transformacji energetycznej. Ona odblokuje kilka gigawatów mocy w naszym systemie elektroenergetycznym. Do 2030 roku może to być nawet 6 gigawatów, do 2040 roku już kilkadziesiąt. To nam stworzy nowy, silny łańcuch dostaw i zagwarantuje niższe ceny. Energia z wiatraków jest trzy razy tańsza niż z węgla. Jednocześnie na ostatnim etapie uzgodnień jest projekt o lepszych rozliczeniach dla prosumentów. Będzie to zysk dla tych, którzy zainwestowali w fotowoltaikę. Jesienią będzie program Mój Prąd z obligatoryjnym magazynem energii. To zagwarantuje, że nie będzie wyłączeń prosumentów, będzie efektywnie wykorzystywanie energetyki odnawialnej. Pracujemy na wielu płaszczyznach.
Jaka będzie oferta dla najbliższych mieszkańców instalacji wiatrowych? Najsłynniejszy zapis 10H ma zniknąć, ma się pojawić 500 metrów. Dyskutujemy o tym od lat...
- To bardzo ważne. Oprócz tego, że do 2040 roku może nam się w systemie pojawić 41 gigawatów mocy z elektrowni wiatrowych, w ustawie zapisaliśmy, że w ramach prosumenta wirtualnego, osoby mieszkające w okolicach elektrowni wiatrowych, będą mogli 10% mocy elektrowni wykorzystać na swoje potrzeby w ramach rozliczeń z inwestorem. To korzyść dla wspólnot lokalnych. Czekamy na konkretne wnioski strony społecznej, jak oni chcą rozliczać. Mówi się o korzyściach, konkretnej odległości. My mamy swoją propozycję. Bez 10% udziału energii we wspólnotach lokalnych, ta ustawa nie miałaby społecznego komponentu.
Od czego zależy utrzymanie limitów cenowych na energię elektryczną w przyszłym roku dla odbiorców indywidualnych, małych firm i sfery publicznej?
- Od sytuacji na rynkach, sytuacji budżetowej. Ceny na rynkach gazu i energii elektrycznej są niższe. Musimy być jednak gotowi na wszystko.
Na razie mamy deklarację, ale to nic pewnego?
- Minister Hennig-Kloska jest zwolenniczką, żeby to wsparcie utrzymać. Decyzje jednak przed nami.
Są już formularze dotyczące bonu energetycznego. Wnioski można składać od 1 sierpnia do 30 września. Będzie pan zalecał pośpiech?
- Każdy będzie mógł złożyć taki bon w odpowiednim czasie. Nikt nie zostanie bez wsparcia. To element naszej ustawy, która realnie wspiera polskie rodziny przed kryzysem energetycznym. Czujemy jego skutki. Zachęcam do korzystania z wielu programów, które realizujemy dzięki środkom europejskim. Przejdźmy na zieloną stronę mocy.
Bon energetyczny zostanie z nami?
- To ustawa kompleksowa. Oparliśmy ją na trzech mechanizmach: rekalkulacja taryf, bon energetyczny i ceny maksymalne. Do tego wsparcie jednostek samorządu terytorialnego, odbiorców wrażliwych, jak szpitale, szkoły, przedsiębiorcy. To będzie cała ustawa. Nad tym myślimy. Pani minister chce, w obecnej sytuacji, utrzymania takiego wsparcia.