Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z wiceministrem klimatu i środowiska z PSL, Miłoszem Motyką.

Dzisiaj posiedzenie komisji wizowej. Daniel Obajtek twierdzi, że pojawi się na niej, ale jak zostanie skutecznie wezwany, czyli po wyborach. Dodał, że nie będzie tańczył tak, jak pan Szczerba zagra. Obajtek ośmiesza rząd i służby?

- To wyjątkowy pokaz bezczelności ze strony Daniela Obajtka. On nam pokazuje, że Daniel Obajtek nie zrozumiał, że czasy bezkarności się skończyły. Uda się skutecznie mu dostarczyć zawiadomienie o posiedzeniu tej komisji, bez znaczenia, gdzie się schowa.

Państwo przez kilka tygodni mówili, że on uciekł za granicę, chowa się, a były szef Orlenu pojawił się na pikniku na Podkarpaciu w weekend, udzielał wywiadów, była policja. Mogli państwo mu przekazać wezwanie.

- Nie państwo. Ci, którzy działają w ramach komisji śledczej, nie nadzorują policji. To taka zmiana w stosunku do ostatnich 8 lat. Oczekujemy sprawczości od służb. Jasne. Każdy polityk powinien działać zgodnie z prawem i w ramach prawa. Takie zawiadomienie powinna osoba otrzymać skutecznie. Oczekujemy tego od służb.

Jeszcze zapytam o sprawę pana Łukasza Mejzy. Prokuratura musi wstrzymać czynności, ponieważ Kancelaria Sejmu nie dostarczyła jej oryginałów dokumentów, o które wnioskowali śledczy. Chodzi o oświadczenie majątkowe.

- To sprawa proceduralna. Szybko te oryginały zostaną dostarczone. Prokuratura miesiącami i tygodniami za rządów PiS się tym nie zajmowała. Teraz są konkretne kroki. To kwestia dostarczenia dokumentów. Wszystko się wyjaśni i Łukasz Mejza, który działał w sposób haniebny, wykorzystując pozycję polityczną, by oszukiwać rodziny, stanie przed sprawiedliwością. Podobnie jak Daniel Obajtek, który próbuje się stawiać ponad prawem, a powinien się tłumaczyć z wielu bulwersujących kwestii, które miały miejsce w grupie Orlen.

Działacze PiS domagają się zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, żeby premier Tusk powiedział, na co się zgodził w kwestii paktu migracyjnego, jak mówił Mariusz Błaszczak. Na co się zgodził?

- Nie potrzeba nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu. Wystarczy nas słuchać. Politycy PiS nie rozumieją, że polski rząd się nie zgodził na pakt migracyjny. Teraz posłowie PiS słuchają zachodnich polityków, kiedyś tak nie było. Zdanie polskiego premiera i rządu jest jasne. Na pakt migracyjny polski rząd się nie zgadza.

Ale po ogłoszeniu decyzji UE Donald Tusk stwierdził, że Polska będzie beneficjentem paktu. Dlaczego się nie zgodził, skoro będzie beneficjentem?

- Formalnie tak powinno być. Nie będzie to jednak taki kształt. Nie będzie przymusowej relokacji migrantów. Na etapie tworzenia tego mechanizmu rząd PiS mógł zagwarantować Polsce przepisy, które by pozwoliły na wsparcie naszego państwa, może wielu rodzin, które przyjęły Ukraińców. Polacy wykazali się wielką solidarnością.

Przyjęliśmy miliony uchodźców pod własne dachy...

- W ramach żadnego mechanizmu nie mamy wsparcia ze strony UE. Tutaj był brak skuteczności rządu PiS.

Może jest tak, że pakt w tej formie obecnej jest dla Polski korzystny i będziemy jego beneficjentem, ale rząd głosuje przeciw, bo boi się antyimigranckiej nagonki ze strony PiS?

- Nie. Powiedziałem o powodzie. Kolejny to kwestie związane z kwotowaniem, co nie jest doprecyzowane. O wielu kwestiach miałaby decydować sama Komisja Europejska. Ja widzę takie zagrożenia. Wolę, gdy większy zakres polityki migracyjnej zostaje w rękach państw członkowskich. Inni politycy też to widzą. Inaczej jest na wschodniej granicy UE, inaczej na południu Europy. My dziś jesteśmy jako Polska i państwa bałtyckie obiektem wojny hybrydowej Łukaszenki. Elementem jest presja migracyjna, ściąganie migrantów, skupianie ich przy granicy z Polską i puszczanie ich na naszą stronę. To działanie z premedytacją. Musimy chronić granice.

Dlatego stosujemy push-backi, jak robił to PiS?

- Przepis ten powstawał, zanim ktokolwiek wymyślił działanie Łukaszenki. Mamy na przykład konwencję ottawską. Nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby w Europie teraz prowadzić wojnę konwencjonalną, atakować inne państwo. Życie się zmienia, przepisy powinny być dostosowywane do obecnej sytuacji. Push-backi były w prawie międzynarodowym, zanim Łukaszenka zaczął wykorzystywać migrantów do swojej niecnej polityki.

Jak łowy wśród zbuntowanych radnych PiS w Sejmiku? Było w ubiegłym tygodniu posiedzenie, nowego marszałka nie ma.

- Nie ma porozumienia w PiS co do kandydata na marszałka.

Nie ma też porozumienia części zbuntowanych radnych z koalicją rządową. Rozmowy są prowadzone?

- Oczywiście rozmawiamy na temat współpracy. Na tym polega polityka. To, co się wydarzyło po pierwszej sesji, to rzecz bulwersująca. Prezes Kaczyński mówi radnym PiS, że kandydat, którego on przedstawił, jest na wyższej półce intelektualnej niż oni. Takiego wyrazu arogancji…

Czym się różnią te państwa rozmowy z politykami PiS od rozmów, które PiS prowadziło z radnym Kałużą na Śląsku? Wtedy cała obecna koalicja grzmiała, że to zdrajca, hańba i brak szacunku dla wyborców.

- My nie kupczymy stanowiskami.

Jeśli dojdą państwo do porozumienia z dwójką radnych sejmikowych PiS, żadne z nich nie zostanie wicemarszałkiem?

- To będzie ich decyzja. Mówimy o tym, że chcemy rozmawiać z radnymi PiS. Widzimy w tej grupie wielu radnych, który nie zgadzają się z polityką arogancji Jarosława Kaczyńskiego. Oni mają podmiotowość, chcą współpracować. To rzecz naturalna. Tak się stało na Podlasiu. Zawsze to decyzja radnych. Pełną odpowiedzialność oni ponoszą w zgodzie ze swoim sumieniem. Jak taki radny, co w pełni rozumiem, nie chce być pod butem prezesa Kaczyńskiego, nie chce być obrażany, nie chce dostawać instrukcji, jak ma głosować, ma taką gwarancję przy współpracy z Trzecią Drogą, KO. W PiS takiej dyskusji nie ma. To widzimy.

Zapytam o współpracę wewnątrz koalicji rządowej. Pojawiają się spięcia między Trzecią Drogą i Lewicą. Pamiętamy kwestię aborcji, ale ponoć po wyborach samorządowych PSL chciał odebrać Lewicy jeden z resortów. Miał to być resort rodziny albo pracy.

- To nie jest prawda. Umowa koalicyjna jest wiążąca.

Ale prawdą jest, że Władysław Bartoszewski z PSL publicznie mówi, że marszałek Hołownia powinien zostać na całą kadencję, ale umowa między państwem była taka, że w połowie kadencji laskę marszałkowską przejmuje Włodzimierz Czarzasty.

- Ta umowa jest wiążąca. To jest niezmienne. To był fragment rozmowy, w której Władysław Teofil Bartoszewski mówił o tym, że świetnie prowadzi obrady marszałek Hołownia. Jasne jest, że umów należy dotrzymywać. Zgrzytów nie ma. W kampanii samorządowej, gdy mówiliśmy o programie, dodawaliśmy, że tematy światopoglądowe nie będą służyły koalicji. Tak się stało. Nie służyło to głównie tym, którzy to podnosili. Teraz mamy inną rozmowę, inną atmosferę w tej kampanii. To służy wszystkim. Wiemy, że możemy się różnić, ale nie możemy się obrażać.

Jaka jest pana wyborcza prognoza dla pana ugrupowania w wyborach europejskich. Ile procent będzie miała Trzecia Droga?

- Liczę na dobry, dwucyfrowy wynik. Z Małopolski liczymy na silny mandat dla jednego z naszych kandydatów.