Valerij przyjechał z Mińska, dlatego Kraków nadal wydaje mu się na tyle mały, by przemieszczać się po mieście głównie pieszo. Co przyciągnęło Cię do Polski?
- Mam polskie korzenie. Mój pradziadek przeprowadził się z Białorusi w 1925 roku. Nikt o tym mi nie mówił, sam prześledziłem genealogię rodziny i dotarłem do 1780 roku.
Przyjechałeś stosunkowo późno, zwłaszcza jeśli wcześniej przez dłuższy czas o tej przeprowadzce myślałeś?
- Wcześniej nie miałem możliwości: dzieci rodzina, nie było czasu o tym myśleć, ale kiedy skończyłem 45 lat, wiedziałem, że muszę coś zmienić w swoim życiu.
Jakie różnice między życiem w Krakowie i w Mińsku są dla Ciebie najistotniejsze?
- Tutaj codziennie jeżdżę na rowerze, bo w Krakowie są wszędzie ścieżki rowerowe. Polacy inaczej ze sobą współpracują, tu najistotniejsze jest partnerstwo w każdym obszarze życia. Na Białorusi, w Ukrainie i w Rosji taki model właściwie nie istnieje, zarządzanie przypomina schemat z czasów ZSRR, gdzie o wszystkim decyduje jeden człowiek. Nie ma zaufania względem ludzi. Oczywiście na Białorusi mamy też kłopot z kontaktami międzynarodowymi, istnieją tylko białoruskie korporacje.
Nigdy wcześniej nie byłeś w Krakowie, skąd zatem to przekonanie, że razem z rodziną odnajdziesz się akurat w tym mieście?
Wiedziałem. Kiedy przyjechałem tutaj, poczułem, że coś mnie z tym miastem łączy jakbym już kiedyś tutaj żył. Poza tym to południowe miasto, jeśli porównasz z temperaturą w Mińsku. Tutaj jest dziś dużo cieplej, chociaż kiedyś te temperatury były podobne. W Krakowie nie jest depresyjnie.