Sportowe tradycje w rodzinie
Czy będąc synem wybitnego szermierza można nie uprawiać sportu? W przypadku Michała Zabłockiego odpowiedź jest jednoznaczna: sport był nieodłącznym elementem jego życia. Jego ojciec, Wojciech Zabłocki, to legendarny polski olimpijczyk i szermierz, a matka – Alina Janowska – choć nie uprawiała sportu zawodowo, miała w nim swoje miejsce.
Mama nie uprawiała nigdy sportu wyczynowo. Po pierwsze dorastała w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy sport był jeszcze typowo amatorski, a po drugie była rzucana pomiędzy różnymi zakątkami kraju, bo jej ojciec był przemieszczającym się dyrektorem szkół rolniczych. Tata był młodszy od mamy o osiem lat i wchodził w etap sportu juniorskiego w czasach wczesnej komuny, gdy sport był zorganizowany profesjonalnie. Oboje jednak byli aktywni – mama grała w tenisa bardzo dobrze, do bardzo późnych lat pływała, jeździła również na nartach. Była taką multi-instrumentalistką sportu. Tata był wyspecjalizowany raczej w jednym kierunku – wspomina Michał Zabłocki.
Choć Michał miał wybór co do dyscypliny, to uprawianie sportu było obowiązkowe.
Najpierw zostałem przez mamę wprowadzony w narciarstwo i jeździłem relatywnie dużo, zważywszy, że to była Warszawa. Pamiętam, że żadnych świąt, ani Bożego Narodzenia, ani Wielkanocy przez 10 lat nie spędzałem w domu. Obozy narciarskie były w Zakopanem, w Kuźnicach, właśnie w czasie świąt. Łącznie z tym, że raz złamałem nogę na Kasprowym i byłem stamtąd zwożony hlikopterem w Wigilię – mówi Michał Zabłocki.
Jazda konna również stanowiła ważny etap w jego sportowej karierze. Treningi odbywał w różnych miejscach – na warszawskiej Legii, Służewcu oraz w prywatnych stadninach. To doświadczenie obfitowało w kontuzje, szpitale, a także… mnóstwo brudu. Jednak jak sam mówi, dziecko może być albo czyste, albo szczęśliwe. Po doświadczeniach z różnymi dyscyplinami, w końcu przyszedł czas na szermierkę. Michał, świadomy sportowego dziedzictwa ojca, postanowił spróbować swoich sił w tej wymagającej dyscyplinie. Trafił do klubu Marymont, gdzie od razu poczuł, że to jest jego sport.
Tata się w ogóle nie wtrącał, bo nie był trenerem, nigdy się na tym nie znał. W zasadzie przez całe moje życie zawodnicze walczył ze mną i zawsze robił wszystko, żeby wygrać. Ja oczywiście przegrywałem przez długie lata, ale potem role się odwróciły – mówi Michał Zabłocki.
Michał Zabłocki w Radiu Kraków, fot. Sylwia Paszkowska
Zaangażowanie w rozwój szermierki
Michał Zabłocki nie tylko wrócił do szermierki po 35 latach przerwy, ale także aktywnie działa na rzecz popularyzacji tego sportu w Polsce. Jest wiceprezesem Stowarzyszenia Polskich Weteranów Szermierki, angażuje się również w szkolenie młodych ludzi i promowanie tej dyscypliny. Jego celem jest zwrócenie uwagi publicznej na sytuację szermierki w kraju i jej dalszy rozwój.
Powróciłem do szermierki w momencie, kiedy szabla w Krakowie całkowicie wymarła. Nie było już żadnych trenerów, żadna sekcja nie zajmowała się tą dyscypliną sportu. Musiałem założyć tę sekcję od zera – sekcję szablową KS Cracovia 1906 – mówi Michał Zabłocki.
Treningi odbywają się w hali Stulecia Cracovii, w warunkach dalekich od idealnych. Sala jest niewielka, a jej sufit na tyle niski, że niejednokrotnie szablisty zahaczają ostrzem o sufit, powodując opadanie fragmentów izolacji. Mimo tych trudności najważniejsze jest to, że szermierka znów istnieje w Krakowie.
Jednym z największych wyzwań dla polskiej szermierki jest brak odpowiedniej infrastruktury. Władze sportowe traktują niektóre dyscypliny jako niszowe, uznając, że talenty zawsze się pojawią, nawet w trudnych warunkach. Jednak doświadczenia innych krajów pokazują, że bez inwestycji w szeroką bazę sportową trudno osiągnąć sukces. W Europie Zachodniej standardem jest budowa dużych sal szermierczych, w których mogą trenować zawodnicy z różnych klubów. Takie podejście pozwala nie tylko na prowadzenie regularnych treningów, ale także organizowanie międzynarodowych zawodów. W Polsce jednak sportowcy i trenerzy często muszą walczyć o dostęp do obiektów, co utrudnia rozwój dyscypliny.
Powinna istnieć jakaś instytucja, która daje zatrudnienie sportowcom zawodowym. Nie takim, którzy są zawodowi w dyscyplinach jak tenis czy piłka nożna, gdzie pracuje się komercyjnie, ale w tych dyscyplinach, na których państwu podobno, teoretycznie zależy. Po pierwsze chodzi o dyscypliny olimpijskie, w których mamy szanse na medal, a przecież w szermierce mieliśmy sukcesy nawet na ostatniej olimpiadzie – mówi Michał Zabłocki.
(Cała rozmowa do posłuchania)
„Powinna istnieć instytucja, która zapewnia zatrudnienie sportowcom zawodowym – nie tym z dyscyplin komercyjnych, jak tenis czy piłka nożna, ale w tych, na których państwu teoretycznie zależy. Przede wszystkim w dyscyplinach olimpijskich, w których mamy szanse na medale. A przecież w szermierce zdobywaliśmy je nawet na ostatniej olimpiadzie” – podkreśla Michał Zabłocki.