"Człowiek to żywioł, człowiek to opowieść, a każda opowieść jest niepowtarzalna” - mówi w rozmowie z Sylwią Paszkowską Renata Radłowska. Pomysł na książkę "Nowohucka telenowela" zrodził się z jej osobistych doświadczeń. Po przeprowadzce do Nowej Huty zaczęła spacerować ulicami, spotykając na swojej drodze mieszkańców, którzy na ławkach w parkach dzielili się swoimi historiami. Rozmowy te były nie tylko sąsiedzkimi plotkami, ale również głęboką kontemplacją ich życia i miasta, które zbudowali.
Kiedy zamieszkałam w Nowej Hucie, musiałam jakoś oswoić tę przestrzeń i zaczęłam spacerować. Spotykałam ludzi na skwerach, na placach, po prostu na chodniku. Na ławkach siedzieli zazwyczaj starsi ludzie i rozmawiali ze sobą, plotkowali. Były to takie sąsiedzkie pogaduchy, ale zauważyłam, że oni coś obserwują, coś kontemplują. Patrzyli na swoją Nową Hutę, na miasto, które zbudowali. Dotarło do mnie, że nie spotkam już ludzi, którzy w dekadę zbudowali miasto dla siebie i stali się jego właścicielami. Zrozumiałam, że ta opowieść nie przyszła do mnie przypadkowo. Wychowałam się na Kazimierzu, z którego wywędrowałam do Nowej Huty. Tak bardzo starałam się znaleźć wspólny mianownik dla tych obu miejsc i go znalazłam. To byli ludzie - opowiada Renata Radłowska
Książka została po raz pierwszy opublikowana w 2009 roku. Autorka postanowiła wtedy, że uchwyci ludzki historie korzystając z konwencji naiwnych narracji, skupiając się na emocjach i wspomnieniach mieszkańców, bez ingerencji w treść ich opowieści. W pierwszym wydaniu dominuje radość i żywe wspomnienia, odzwierciedlające atmosferę lat, w których miasto powstawało.
Po dziesięciu latach ukazało się drugie wydanie książki. To wydanie różni się od pierwszego, ponieważ w międzyczasie część bohaterów książki odeszła. „Miasto okrzepło. Miasto jest, a ich już nie ma” – mówi Radłowska. Drugie wydanie jest bardziej refleksyjne i pełne smutku, co w dużej mierze wynika z braku możliwości kontynuowania rozmów z nieżyjącymi już bohaterami.