Dorobek naukowy prof. Tomasza Guzika to 368 publikacji, z których 56 było cytowanych ponad 100 razy. Łącznie prace były cytowane ponad 24,5 tysiąca razy w międzynarodowej literaturze. To prace naukowe dotyczące m.in. kardiologii eksperymentalnej, chorób wewnętrznych i nadciśnienia tętniczego. Profesor kieruje Katedrą Chorób Wewnętrznych i Medycyny Wsi na Uniwersytecie Jagiellońskim CM oraz Ośrodkiem Genomiki Medycznej Omicron.
IMPONUJĄCE OSIĄGNIĘCIA POLAKÓW
Co to znaczy być cytowanym 24,5 tysiąca razy w międzynarodowej literaturze i mieć 368 takich publikacji, z których 56 było cytowanych ponad 100 razy?
- Najprościej to określić tym, w jaki sposób rzeczy, które robimy i badania, które prowadzimy, wpływają na badania innych naukowców. Bo dla każdego z nas bardzo ważne w nauce jest to, czy rzeczy, które opisaliśmy powodują, że inni badacze podejmują te tematy i zadają dodatkowe pytania, poszerzają, dążą do lepszego zrozumienia aspektów, które my początkowo opisaliśmy czy odkryliśmy. I to jest właśnie jakby esencją tych cytowań. To jest w pewnym sensie takim miernikiem wpływu, jaki nasza codzienna praca wywiera na arenę międzynarodowych badań, na również badania krajowe.
Medycyna jest taką dziedziną, która może mieć ten wpływ większy?
- Medycyna ma ogromne oddziaływanie na nasze życie, dlatego właśnie postanowiłem zostać lekarzem i dlatego tak moje życie się potoczyło. Gdyby nie to, to pewnie zostałbym matematykiem, ale w tamtym czasie wydawało mi się, że właśnie matematyka jest zbyt mało utylitarna. Myliłem się, bo teraz z punktu widzenia skutków, jakie matematyka wywołuje w naszym życiu wiem, że to nie było słuszne i w sumie może szkoda, że nie zostałem matematykiem, bo może ten wpływ mógłbym mieć jeszcze większy. Ale wtedy obserwując moją mamę, obserwując wielu zaprzyjaźnionych z nami lekarzy widziałem to, jak oni dotykają życia innych osób i jak mogą innym pomagać. I dlatego wybrałem tą ścieżkę i dlatego myślę, że medycyna odgrywa, czy może mieć duży wpływ i inspirację. Jest bardzo wielu badaczy prowadzących badania w dziedzinie medycznej, co w pewnym sensie ułatwia ten aspekt.
Przez wiele lat pełniłem funkcję przewodniczącego Rady Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, mając okazję obserwować rozwój nauki polskiej i powiem, że szczególnie w Polsce wpływ naukowców w innych dziedzinach, w chemii, w fizyce, w naukach inżynierskich jest równie silny i naprawdę te osiągnięcia Polaków w tych dziedzinach są bardzo imponujące.
A co do nauk humanistycznych, to studiując w Oksfordzie, jeden z moich opiekunów kiedyś przyszedł do laboratorium i powiedział, że ukazała się jego najbardziej wpływowa publikacja. Wszyscy tak się zainteresowali, bo publikował w takich kluczowych czasopismach światowych, a on miał na myśli list w Daily Telegram, który napisał w odniesieniu do jakichś politycznych aspektów. Mówił, że o ile nasze prace naukowe są cytowane czy czytane przez 100 tysięcy osób, 50 tysięcy osób, to taki list jest czytany przez miliony.
ZADAWAĆ WAŻNE PYTANIA
Trzeba mieć odwagę, i też intuicję, i takie poczucie, że konieczne jest zadawanie pytań niebanalnych i takich, których jeszcze nikt nie zadał. Skąd takie pytania rodzą się w głowie? Skąd człowiek bierze taką odwagę?
- Nie wiem, czy to jest odwaga, czy to jest ciekawość. Praca dla naukowca jest w pewnym sensie jego hobby, a hobby jest pracą i w momencie, kiedy praca jest hobby, a hobby pracą, to tak naprawdę zaciera się ta granica.
Miałem zaszczyt, że moim opiekunem naukowym w Oxfordzie był Profesor Sir Richard Peto. To jest człowiek, który wiele, wiele lat temu odkrył, że papierosy powodują raka. Był fascynującą postacią. Nigdy nie zrobił doktoratu, bo stwierdził, że to jest strata czasu. Pozostał tylko magistrem i jest profesorem Uniwersytetu w Oksfordzie. Ale on powiedział mi kiedyś, żebym zawsze zastanawiał się nad jednym. Po angielsku to brzmiało: Always ask important questions and answer them using only the best available methods. I wydaje mi się, że to jest podsumowaniem pracy naukowca. Trzeba zawsze zadawać ważne pytania i poszukiwać na nie odpowiedzi wyłącznie stosując najlepsze dostępne metody i sposoby poszukiwania odpowiedzi. To jest tajemnicą tego, skąd brać tę odwagę. Jeśli pytanie jest wystarczająco ważne, to trzeba się z nim zmierzyć.
Jeśli pracuje się cały czas, to rozumiem, że takie pytania rodzą się na szczycie góry albo pływając w morzu. To niekoniecznie musi być laboratorium.
- To prawda. Razem z żoną bardzo lubiliśmy chodzić w góry, w nasze Tatry. I ja zawsze w te Tatry niosłem jakąś książkę. Mówiąc szczerze, teraz to nawet jest mi trochę głupio, ale tak było rzeczywiście. Nosiłem na Giewont książkę o statystyce.
Czas nie jest tutaj łaskawy dlatego, że na sukces, na wyniki badań trzeba czekać latami. Cierpliwość jest szalenie ważną cechą badacza.
- Cierpliwość to jest jedno, ale myślę, że też wytrwałość. Na każdą obserwację, która w nauce się udaje i która wychodzi, dziesięć się nie udaje i dziesięć nie wychodzi. I ważne jest, żeby się nie zniechęcić tymi negatywnymi wynikami. Te negatywne obserwacje też są dla nas ważne, bo też nas czegoś uczą.
MAMA ALERGOLOG, TATA INŻYNIER
O domu rodzinnym opowiedzmy. Mama również lekarz.
- Od mamy, która była alergologiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, nauczyłem się przede wszystkim szacunku dla ludzi, szacunku dla pacjenta. Tego, że każdą osobę i każdego trzeba wysłuchać, nad każdym trzeba się pochylić i że to jest prawdziwą wartością. I ta nauka w pewnym sensie kontynuowała się nawet po jej śmierci. Pracując w poradni alergologicznej w Krakowie, czasem przychodzili do mnie pacjenci, którzy byli pacjentami mojej mamy. I nie zapomnę tego, jak przyszła do mnie pani, która mówiła mi właśnie: ja byłam pacjentką pana mamy i zaczęła płakać. To było pięć lat po śmierci mojej mamy. To było już po tym, jak uzyskałem nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Ludzie często pytali mnie, co to jest sukces w nauce, sukces w życiu. I uświadomiłem to sobie, że sukcesem w życiu człowieka to jest właśnie to, żeby pięć lat po śmierci człowieka ktoś zapłakał nad nim. Osoba zupełnie niezwiązana, której moja mama dotknęła poprzez swoją pracę lekarza. To jest ta nauka, która do dziś towarzyszy mnie i mojemu bratu, który jest również lekarzem w Krakowie.
Prof. Bartłomiej Guzik, który powołał Fundację Centrum Dobroczynności Lekarskiej im. prof. Teresy Adamek Guzik i Jana Guzika, czyli im. rodziców Państwa.
- Tak. To Centrum Dobroczynności dalej działa, niesie idee pomagania. Aktywność tego centrum początkowo skoncentrowana na Afryce, w czasie kryzysu związanego z wojną w Ukrainie przeniosła się z powrotem do Krakowa i zaangażowała bardzo wielu lekarzy i studentów medycyny naszej uczelni.
To jest nauka od mamy, a od taty?
- Jan Guzik, mój tata, był inżynierem. Pracował na Akademii Górniczo-Hutniczej przez większość swojego życia. Od taty nauczyłem się szacunku dla nauki, szacunku dla nauk właśnie ścisłych. Tata nauczył mnie tego, że każde pytanie w życiu można zamienić w równanie. A właśnie ten aspekt zamienienia pytań w równania jeszcze bardziej przybrał na sile w czasie, gdy byłem w Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Jedną z nagród Fundacji przyznaliśmy badaczowi, który przedstawiał literaturę i wiersze w postaci równań matematycznych.
Łączy Pan intensywną pracę naukową z kontaktem z pacjentami. Ma Pan takie opowieści o niezwykłych pacjentach?
- To prawda, że praca lekarska w Krakowie jest w pewnym sensie na stałe powiązana z tym, że spotyka się fascynujących pacjentów, fascynujących ludzi. Na myśl przychodzi między innymi profesor Marian Konieczny, nasz wielki rzeźbiarz, z którym później się zaprzyjaźniłem. Odwiedzałem go również w domu i pamiętam jak pokazywał mi, jak można w pewnym sensie pokonywać bariery fizjologiczno-medyczne. W wieku osiemdziesięciu lat rzeźbił na rusztowaniu dziesięciometrowym.
SZTALUGI W DOMU
Skoro pojawiła się już sztuka i rzeźba, to przejdźmy do malarstwa, bo w wolnych chwilach Pan maluje obrazy olejne.
- Maluję obrazy olejne, też za pomocą akrylu. Malarstwo i sztuka są dla mnie pewnego rodzaju odskocznią. W momencie, w którym maluje się obraz, to człowiek musi się skoncentrować wyłącznie na doborze koloru, na tym, którą farbę zmieszam, jak to wszystko będzie wyglądało, jak poprawić i nie można myśleć o niczym innym.
Sztalugi rozłożone w domu?
- Tak, sztalugi są. Właśnie niedawno moja żona stwierdziła, że są dwa płótna, które są niezapełnione i muszę się tym zająć. Bardzo dużo właśnie takiej zachęty i wsparcia otrzymuję zarówno od mojej żony, jak i dzieci.
Powiedział Pan, że sukcesem jest nie liczba cytowań, o której dzisiaj rozmawiamy, tylko właśnie ta pamięć wśród ludzi. I rodzina może.
- Rodzina według mnie daje człowiekowi taką kolektywną mądrość, która jest inspirująca, a która jednocześnie pomaga człowiekowi w poradzeniu sobie z trudnymi sytuacjami, a zwiększa radość z sukcesów. A z drugiej strony w przypadku pracy lekarza, czy takiego małżeństwa jak moje, gdzie moja żona jest również lekarzem i też naukowo pracuje, też jest profesorem, jest to dla mnie bardzo inspirujące. Jedna z tych wysoko cytowanych prac to jest nasza wspólna praca. Koncepcja i pomysł powstał w domu. Stół rodzinny to jest miejsce dyskusji nie tylko rodzinnych, ale i naukowych.