Jest pan posłem z okręgu, który najbardziej w Małopolsce ucierpiał z powodu wielkiej wody. W Małopolsce zachodniej sytuację można uznać za opanowaną, czy są problemy, które sygnalizują mieszkańcy?

- Teraz wydaje się, że sytuacja jest opanowana. W każdej gminie jednak w Małopolsce zachodniej była akcja przeciwpowodziowa, trwały akcje OSP, pompowanie wody. Skala tych zjawisk była znacznie mniejsza niż na Dolnym Śląsku, ale w gminie Brzeszcze, Zator, Brzeźnica, Spytkowice i Przeciszów znowu ochotnicy-strażacy stanęli na wysokości zadania i obronili mienie mieszkańców.

W pana ocenie będzie konieczna pomoc finansowa dla mieszkańców powiatu oświęcimskiego?

- Zawsze jest potrzebna. Dla powiatu oświęcimskiego, wadowickiego, suskiego, chrzanowskiego - gdzie były zalania. W takich sytuacjach zawsze są szkody. Trzeba to oszacować. Budżet państwa powinien wypłacić odszkodowania. Obawiam się, że ten miliard…

Już dwa miliardy...

- Po 2010 roku, przy nieporównywalnej wartości pieniądza, skala na odbudowę to było 14 miliardów. Teraz mamy podobną skalę zniszczeń, pieniądze powinny być też większe. To powinno być nie 2, ale na początek 10 miliardów. Żeby to odbudować, potrzeba kilkudziesięciu miliardów.

Jutro w tej sprawie rozmowy na poziomie unijnym. Czego pan oczekuje od wspólnoty europejskiej. Jakiej pomocy finansowej?

- Mam obawy, że wspólnota europejska jest nią tylko z nazwy. Na pewno będą jakieś pieniądze. Oby wystarczyły na zasiłki celowe, te pierwsze. 6 tysięcy złotych zapowiadane to nic. Klasyk mówił, że to na waciki. Pieniądze powinny być w okolicach 24-25 tysięcy złotych na start.

Na remonty i odbudowę jest więcej.

- 200 tysięcy. Popatrzmy, jaka jest skala wzrostu cen materiałów budowlanych i usług. 200 tysięcy nie wystarcza. Musi być zasada, że przy szacowaniu musi być określona wartość strat. Wartość pomocy powinna sięgać 100%. Wiele zalań i akcji, które miało miejsce, zostało zrealizowane przez niefrasobliwość służb i instytucji. Niekontrolowany zrzut Tauronu wody do zbiornika Mietków? Premier mówi, że nie ma powodów do paniki i niepokoju... Tak nie powinny działać służby państwowe.

Teka ds. budżetu unijnego dla komisarza z Polski pomoże w tej sprawie?

- W mojej ocenie nie. Argument jest prosty. Rząd Donalda Tuska nie jest samodzielny. On realizuje politykę na zlecenie Niemiec. Wróćmy do powodzi. Kwestia Raciborza, tego zbiornika... Mamy sytuację, w której natura zweryfikowała politykę rządu. Racibórz – zbiornik, który miał być gigantomanią PiS, pewnie uratował Wrocław. WOT – wojska Macierewicza pomagają mieszańcom. OSP– ratują życie i zdrowie mieszkańców dzięki sprzętowi z Funduszu Sprawiedliwości. Wrócę do Unii. Mamy sytuację, w której każda teka ma znacznie, jeśli rząd danego kraju prowadzi w miarę autonomiczną politykę i w ramach polityki wspólnotowej pilnuje swojego interesu. Jak my dziś rezygnujemy z CPK i rozbudowuje się CPK we Frankfurcie…

Do końca nie rezygnujemy...

- Odkładamy to na wieczne nigdy. Niemcy już to robią. Rezygnujemy z żeglowności Odry. W naszym programie w TVP Kraków poseł Jaśkowiec mówił, że nie będziemy budowali zbiorników tradycyjnych. Ja mówię, że taka jednostronność jest zła. Dziś zbiornik tradycyjny na jeziorze Mucharskim uratował nasz region przed powodzią.

Między Krakowem a Oświęcimiem ma powstać 11 zbiorników i polderów. Ten projekt jest w konsultacjach społecznych od lat. Będzie zgoda na wysiedlenia, żeby te poldery powstały?

- Nie jestem idealistą. Nie będzie powszechnej zgody. Będą protesty i dyskusje. Kilka lat temu byłem wójtem, gdy ten projekt był przedstawiony. Ważna jest informacja dla mieszkańców, odpowiednie odszkodowania za inwestycje i ewentualne wysiedlenia. Realizacja polityk przeciwpowodziowych w gminach, które nie były realizowane przez kilkadziesiąt lat z uwagi na spiętrzenie Wisły przez stopień wodny Łączany i inwestycje powodziowe w wielu gminach, które miały być przy tej okazji wykonane, nie zostały wykonane. Do tego partycypacja w odszkodowaniach przez miasto Kraków. Suche poldery mają ratować Kraków i dawać czas Krakowowi, wypłaszczać falę wody. Jak to zaistnieje, jest to projekt do zrealizowania. Na pewno będą jednak protesty i sytuacje, w których staniemy przed wyborem. Ugniemy się pod protestem, czy budujemy infrastrukturę przeciwpowodziową?

Może to najlepszy moment, żeby przyspieszyć prace?

- Zawsze powódź pokazuje, że te inwestycje są potrzebne. Są potrzebne poldery przepływowe, suche poldery, ale też nie jest prawdą, że – jak powiedziała pani minister Zieliński - tradycyjne zbiorniki to są dezinwestycje. Marszałek Hołownia bezrozumnie kiwał głową. No nie. Tak się nie dzieje. Takie zbiorniki w odpowiednich miejscach są potrzebne. Sytuacja i zagrożenie powodziowe w różnych regionach kraju, są różne. Metody ochrony przed powodzią trzeba dostosować do regionu. Tam, gdzie potrzeba danego rozwiązania, trzeba go stosować.

W planach jest też ten gigantyczny zbiornik między Szczurową i Koszycami...

- Tak. Sytuacja podobna. Pewnie też będą protesty i wybór. Ja nie rozstrzygam. Nie jestem specjalistą w dziedzinie ochrony przeciwpowodziowej. Podejrzewam, że te plany miały swój cel i znaczenie. W tej sytuacji to, co się stało na Dolnym Śląsku, może dotknąć Małopolskę. Wystarczyło, żeby ten front się przesunął i byśmy to mieli w Małopolsce.

A przekazanie jednak pewnych kompetencji do samorządów? Po zmianach Wody Polskie o wszystkim decydują. Pan jest byłym samorządowcem. Wie pan, że to samorząd pierwszy reaguje.

- W sytuacji kryzysowej zawsze najlepiej reagują samorządowcy. Oni są najbliżej. Tu też widzę zdany egzamin przez samorządowców. Nie zdały go służby państwa. To by był argument za pana tezą. Rola władz centralnych jest jednak duża. Trzeba pomocy finansowej. Nie miliard, nie dwa. 10 miliardów na pierwszy rzut, kilkadziesiąt na odbudowę. Kwestia pomocy dla samorządów i mieszkańców na odbudowę ich domów, powinna być bezdyskusyjna.