Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Marian Dziędziel o filmie "Pod Mocnym Aniołem"

Myślę, że ten film postawi ludzi na nogi, że oprzytomnieją i popatrzą inaczej na kwestię wódy i zagrożeń, jakie z tego wynikają - powiedział Marian Dziędziel w rozmowie z dziennikarzami Radia Kraków, Wojciechem Musiałem i Adamem Piśko

fot. mat. prasowe / kadr z filmu "Pod Mcnym Aniołem"


A.P.: Pan już widział ten film?
- Niestety, nie widziałem. Widziałem takie dwa, albo trzy akty filmu.
W.M.: Zacznę od anegdoty, siedzimy o dziesiątej rano, był to pokaz dziennikarski. Koleżanka z innej redakcji mówi mi, że będzie musiała wyjść po 30 minutach, bo ma ważne zajęcia. Ja ją obserwuję, widzę, że wciąga ją coraz bardziej. Widzę, że bierze kurtkę, odkłada tę kurtkę. Poszła, ale nie po 30, a po 50 minutach i widać było, że nie chce wyjść... To jest bardzo zaskakujący film. Tam sceny nadużywania alkoholu pokazane są z całkowitą dosłownością, fizjologiczną we wszystkich dosłownie aspektach. Ale zaskoczenie, bo to optymistyczny film. On się tak naprawdę nie kończy, ten film zostawia nadzieję, kończy się otwarcie.
A.P.: Smarzowski mówił, że ten film zachwieje Polską. A czego o alkoholizmie nie wiemy my - Polacy. A czego możemy się dowiedzieć po obejrzeniu tego filmu?
- Dlatego dobrze, żebyśmy zobaczyli ten film wszyscy. A zwłaszcza młodzież. Nie zdajemy sobie sprawy z pewnych rzeczy. Wódka stanowi często środek do zabawy. Jest fajnie, kieliszek jeden, drugi. Później to wszystko wymyka się spod kontroli. Raptem okazuje się, że jesteśmy już p drugiej stronie i jest źle, niebezpiecznie. Zaczyna się ta droga tragiczna, a tam już tylko współczuć tym ludziom. Każdy z uzależnionych chce się z tego wyrwać, ale jest im bardzo trudno do powrotu. Myślę, że ten film postawi ludzi na nogi, że oprzytomnieją i popatrzą inaczej na kwestię "wódy" i zagrożeń, jakie z tego wynikają. Jeszcze patrząc na to, co się ostatnio dzieje z kierowcami. Dlatego chciałbym, żeby młodzi ludzie ten film zobaczyli. Można się nawet uśmiechnąć na tym filmie, ale to przerodzi się w grozę, przerażenie. Czy to tak jest naprawdę? A to naprawdę tak bywa.
W.M.: Ten film to trochę jak takie lustro. Smarzowski pokazuje nam jacy jesteśmy i pokazuje, żebyśmy dokonali samooceny. Zgodzi się pan ze mną?
- Oczywiście, daje nam szanse zobaczenia siebie. I już wiemy, gdzie jesteśmy, gdybyśmy dali ponieść się na taką drogę. To wszystko jest kwestia zabawy. Wódka jest zabawowa, ale dochodzi d momentu, w którym staje się groźna.
A.P.: W Krakowie często alkohol łączony jest ze środowiskiem artystów. Ale alkohol to nie tylko domena artystów i ten film też o tym mówi.
- To wiadomo, tam są postacie ze wszystkich środowisk. Ja gram dwie postaci, jeden to Król Cukru, który jest policjantem, druga postać do dziadek Kubica, który sprzedał wszystko, ale ponieważ nie chciał się rozstać z koniem, to zrobił to, co zrobił. Nie chcę zdradzać, widzowie zobaczą.
W.M.:Jak gra się osobę pijaną? Łatwo jest zagrać karykaturę alkoholika, natomiast w tym filmie jest to cały czas na poważnie. Jaka jest różnica?
- Pewnie główny bohater lepiej by odpowiedział. Ale jest jedna rzecz, warto zaufać Wojtkowi i to realizować - to główna zasada. Tam alkoholika nikt nie grał, tam trzeba było być alkoholikiem. A jak się jest alkoholikiem? To trzeba obserwować ludzi, którzy tego nadużywali, jak i trzeba sięgnąć do własnych przeżyć, a resztę mieliśmy wypisaną na twarzach.
A.P.: Prawie wszyscy aktorzy, którzy grali w tym filmie deklarują, że Wojtek Smarzowski zmusił ich przy tej akurat realizacji do sięgnięcia do granic możliwości aktorskich, a może własnej percepcji. Pan też dotarł do takich granic?
- Nie. Ja go akurat rozumiem. On znalazł się w sytuacji ekstremalnej. Wojtek umie prowokować. Może coś jeszcze by ze mnie wydusił.


Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię