Wczoraj komisja badająca aferę wizową zaprezentowała raport końcowy, ale członkowie komisji wywodzący się z Prawa Sprawiedliwości przekonują, że to na razie jest raport pana posła, a nie całej komisji. Wszystko natomiast nazywają spektaklem politycznym. Dlaczego raport nie trafił wcześniej do tych członków komisji, by mogli go poznać i się jakoś do niego odnieść?

Będą mieli taką możliwość. W 1999 roku powstała ustawa o sejmowej komisji śledczej i tam precyzyjnie jest opisane, jaki jest charakter pracy. Na mnie, jako na przewodniczącym, ciąży ustawowy obowiązek przedłożenia projektu stanowiska komisji i to zrobiłem, ale też pracowałem w grupie osób, posłanek i posłów z Lewicy, z Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Koalicji Obywatelskiej, bo bardzo mi zależało, żeby ten projekt miał jak najszerszą akceptację. Dlatego też odbyłem też liczne spotkania i w komisji współpracowałem z posłem Krzysztofem Mulawą. Te osoby w trakcie prac na bieżąco były nie tylko informowane o toku przygotowania tego stanowiska, ale również mają tam bardzo istotny swój wkład, bo zależy mi na tym, żeby za tydzień to stanowisko zostało przez komisję przyjęte. Natomiast politycy PiS-u od samego początku torpedowali pracę tej komisji, kwestionowali jakiekolwiek ustalenia, stąd też ta oferta do nich nie została skierowana.

Nie kryją żalu, że wcześniej raport trafił do mediów.

Zapewniam, że do żadnych mediów raport nie trafił. Natomiast w ostatnim czasie faktycznie miałem kilka rozmów na ten temat. 350 stron nie da się przygotować w jeden dzień. To jest żmudna praca jednak, która u nas trwała niespełna dwa miesiące. Kiedy rozmawiałem z przedstawicielami mediów, nie ukrywałem stanu prac nad tym dokumentem. To jest zupełnie coś naturalnego. W trakcie prac komisji śledczej staraliśmy się, żeby ta transparentność, jawność były cały czas zapewnione. Media się tym tematem interesowały. Tutaj nie ma absolutnie nic do ukrycia.

Raport mówi o 11 zawiadomieniach do prokuratury. Ale tak personalnie, kto odpowiada za ukształtowanie się tego mechanizmu korupcyjnego, dzięki któremu jedna z agencji pośrednictwa wraz ze swoim kontrahentem mogła zarobić do 100 milionów złotych?

To są precyzyjne wyliczenia w oparciu o claris, który został przekazany z ambasady w Omanie, przesłany do Departamentu Konsularnego. Ta firma w okresie badanym przez komisję miała ponad 4700 wniosków. Skuteczność przyznawania tych wniosków wizowych wynosiła ponad 80%, a od każdego wniosku 4800 pobierała lokalna firma. Stąd też te dosyć precyzyjne wyliczenia. Podobna sytuacja była w Hongkongu, gdzie za pośrednictwo wizowe pobierano równowartość 18 tysięcy złotych. Wiemy, że to samo było w Indiach. Ten mechanizm zbudowany i tolerowany, a nawet promowany, składał się z trzech elementów. Po pierwsze, były to znajomości i wsparcie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w Departamencie Konsularnym, często na poziomie samego ministra. Drugi element to byli albo, jacyś agenci, albo firmy, które werbowały tych pracowników, potencjalnych migrantów ekonomicznych, którzy składali te wnioski wizowe i pobierały tę opłatę 4800. Całość koordynowała firma w Polsce, która załatwiała dla tych ludzi pozwolenia na pracę. Zbudowano system korupcjogenny. My go staraliśmy się precyzyjnie opisać w naszym raporcie, bo absolutnie nie może być na to przyzwolenia. Jednocześnie, w tym samym momencie, normalne, poważne firmy, które chciały kontraktować, dwie, trzy, dziesięć osób do swoich przedsiębiorstw, nie miały takiej szansy, bo po prostu były wypierane przez nieuczciwe podmioty.

Marek Sowa: afera wizowa dyskwalifikuje organy państwa pod rządami PiS-u Marek Sowa: afera wizowa dyskwalifikuje organy państwa pod rządami PiS-u

W trakcie prezentacji odniósł się pan jeszcze do wiz studenckich. Nieprawidłowości miały objąć 32 uczelnie. Mówił pan o jednej, w której studiowało tylko dwóch Polaków. Co to za uczelnie i jaki mechanizm, według tego raportu, tam funkcjonował?

To jest prosta sprawa. Często bez potwierdzonych dokumentów potwierdzających kwalifikacje – na przykład naszą maturę, czy dokument równoważny – osoby po dokonaniu opłaty rocznej, czesnego na studiach, z automatu dostawały te wizy studenckie. Nawet często nie były w ogóle zainteresowane podjęciem czy kontynuacją tych studiów. Stąd też ten wysoki odsetek, w szczególności na pierwszym roku w części uczelni prywatnych. Nie chcę uogólniać tej sytuacji, dlatego na samym początku powiedziałem, że umiędzynarodowienie polskich uczelni jest czymś niezwykle istotnym. W takim kierunku powinniśmy iść, ale tutaj został ten kierunek wypaczony. Dla tych uczelni stało to się głównym źródłem dochodu. Ja dałem taki przykład pięciu uczelni, gdzie ten odsetek jest największy. Wczoraj wieczorem zobaczyłem też w jednej gazecie ustalenia o trzydziestu osobach, które mają zarzuty w aferze Collegium Humanum. Warto te listy porównać. Od razu mówię, że niecała piątka jest tam wymieniona, ale to też pewnie poszerzy państwu i nam wszystkim obraz tej sytuacji.

Za tydzień, 3 grudnia, odbędzie się normalna debata. Prezydium ustaliło warunki tej debaty. To jest 10-15 minut dla każdej osoby. Jest możliwość zgłoszenia poprawek. One muszą być zgodnie z ustawą zgłaszane na piśmie. Te wszystkie poprawki zostaną rozpatrzone. Nie jest tak, że ja w jakiejś mierze będę ograniczał dyskusję. Zresztą wczoraj, jak posłowie PiS-u chcieli zgłosić wnioski formalne, mieli taką możliwość na początku komisji. Poseł Kaleta mógł uargumentować swój sprzeciw. Ja absolutnie nie mam zamiaru ograniczać w niczym tej debaty. Wiem, że ona się musi odbyć. Politycy PiS-u też mają prawo przedstawić swoje stanowisko. Natomiast na końcu będziemy procedowali. Jestem przekonany, że ten raport zostanie 3 grudnia przyjęty, a do 6 grudnia, jeszcze do najbliższego piątku, będzie możliwość złożenia zdania odrębnego. Jeżeli takie się pojawią, to zostaną skierowane wraz z wnioskiem ze stanowiskiem komisji do pana marszałka.

Tymczasem w poniedziałek był pan w Trzebini, gdzie doszło do spotkania m.in. z władzami grupy Tauron w sprawie likwidacji elektrowni Siersza. Tauron przedstawił cztery scenariusze. Utrzymanie rynku mocy, OZE i magazynu energii, biomasę oraz zatrudnienie pracowników elektrowni już w innych miejscach. Który scenariusz dziś wydaje się panu realny?

Myślę, że punktem wyjścia musi być obecna sytuacja. Obecna sytuacja jest bardzo niekorzystna. To jest sytuacja, w której są podjęte uchwały, i to nawet dwie, Tauronu, Tauron Wytwarzanie, o likwidacji, czy o wygaszaniu bloków energetycznych z końcem 2025 roku. Mówię tutaj o uchwałach zarówno z 2019 roku, jak i z roku 2021, dokładnie z 23 lutego 2021 roku. W tę sprawę jestem za sprawą pana przewodniczącego Marka Staronia zaangażowany gdzieś od półtora roku. Mnie ta sprawa o tyle dziwiła, że nie podejmowano w niej absolutnie żadnych działań, czy to na poziomie samorządu, czy zwłaszcza wojewódzkim, ale również praktycznie nie istniała presja społeczna. Była pełna akceptacja za rządów w PiS-u dla takiego działania, a osoba, która podejmowała tę decyzję, stała się też z rekomendacji burmistrza Trzebini, prezesem jednej z najważniejszych spółek w powiecie chrzanowskim, w której to samorządy mają udziały. Tak na marginesie chcę powiedzieć, że warto pamiętać, kto te decyzje o wygaszaniu Elektrowni Sierszy podejmował, bo to są po prostu niezbite fakty.

"Ręce precz od Sierszy". Pracownicy i samorządowcy w obronie przyszłości Elektrowni Siersza

Dzisiaj poseł Kmita mówi, że to rząd Donalda Tuska będzie zamykał elektrownię.

Rząd Donalda Tuska, nie ma z tym absolutnie nic wspólnego. Chcę powiedzieć, że ma jedynie wspólne to, że pozostał gigantyczny problem do rozwiązania. Ja na tę sprawę patrzę trochę szerzej. To znaczy oczywiście trzeba walczyć o to, żeby praca bloku energetycznego, jeśli się da, była przedłużona, ale wszyscy mają świadomość, że to mogą być maksymalnie trzy lata. Warunkiem jest uzyskanie kontraktu z rynku mocy. Czy to się uda? To się okaże w przyszłym roku, jeśli w ogóle będzie nabór w rynku mocy. Jeśli to się uda, to bardzo dobrze, bo to wydłuży jakiś okres pracy. To jest warunek. W tej sprawie też byłem u pani minister Marzeny Czarneckiej w sierpniu bieżącego roku i na ten temat rozmawiałem. Jeśli faktycznie tak będzie, to będzie to dobre rozwiązanie. Choć też warto podkreślić, że czas wykorzystania tych bloków sukcesywnie z roku na rok się zmniejsza. Mówimy tutaj jednak o częstszym postoju niż produkcji tej energii, bo ona tylko będzie w tych kryzysowych momentach uruchamiana.

Parlamentarzyści, którzy byli w poniedziałek, zapowiadali, że będą interweniować w tej sprawie na poziomie parlamentu, rządu.

Parlamentarzysta Janusz Kowalski był, ale on był wiceministrem aktywów państwowych, jak te dwie uchwały były podejmowane. Wówczas go w Trzebini nie było. Wówczas żadnej interwencji jako właściciel w stosunku do Tauronu nie podjął. A zachowywał się w Trzebini, jakby był na wiecu wyborczym. Taka rozmowa mi nie odpowiada. Druga rzecz, którą prezes zapewnił, to jest przede wszystkim gwarancja zatrudnienia dla każdego pracownika. I trzecia to jest jakiś pakiet rozwojowy. I z tym pakietem rozwojowym dla Trzebini wiążę największe nadzieje w tej sprawie. W najbliższym czasie będę rozmawiał również z prezesem Lotem, który był w Trzebini i rozmawiał, bo uważam, że to jest właśnie pole i przestrzeń również do działalności dla posła ziemi małopolskiej, Małopolski Zachodniej.