Zapis rozmowy Jacka Bańki z senatorem PiS, Markiem Pękiem.

 

Miał pan jakiekolwiek wątpliwości, że prezydent Andrzej Duda podpisze ustawę dyscyplinującą sędziów? W tej sprawie w zeszłym tygodniu spotykał się z opozycją. Były też apele płynące z różnych środowisk.

- Nie miałem wątpliwości. Od wielu tygodni prezydent pokazywał, że ta sprawa jest dla niego jednoznaczna. Zjednoczona Prawica i prezydent mówili tu jednym głosem. Ta sprawa była pilna. Każdego dnia widzimy, że eskalacja anarchii w sądownictwie się pogłębia. Na to państwo nie może sobie pozwolić, żeby było alternatywne środowisko sędziowskie. Sędziowie, jak wszyscy inni obywatele, podlegają prawu. Prawo uchwala prezydent z parlamentem.

 

Komisja Europejska już reaguje. Jej rzecznik zapowiedział, że Komisja przeanalizuje zapisy ustawy. Komisja niedawno wnioskowała do TSUE ws. Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Spodziewa się pan podobnej reakcji?

- To neverending story w UE. Z zażenowaniem na to patrzę. To podwójne standardy w UE i niesłychana pilność, jeśli chodzi o instytucje europejskie, które są skłonne do reagowania na to, co dzieje się w Polsce. W innych państwach obowiązują analogiczne rozwiązania, bardzo podobne, które się opierają na systemie mieszanym. To ograniczony wpływ władzy wykonawczej i ustawodawczej na sądownictwo. W Polsce wymuszany jest przez instytucje europejskie model, którego nie ma w traktatach, prawie europejskim. Jest wizja, żeby sądownictwo było odseparowane od innych władz. My się na to nie godziny, bez znaczenia na presję UE.

 

Skąd ta ofensywa sądowa Zjednoczonej Prawicy na 100 dni przed wyborami prezydenckimi? Pewnie dzisiaj poznamy datę wyborów.

- Reforma wymiaru sprawiedliwości jest od początku naszym postulatem. Szliśmy z tymi postulatami do wyborów. Po ostatnich wyborach w Sejmie znowu mamy samodzielny rząd. Trudno zostawić reformę dla koniunkturalnych celów. Z jednej strony reformę trzeba zamknąć w całości. Z drugiej strony był konkretny stan faktyczny, wypowiedzenie posłuszeństwa prawu polskiemu przez część sędziów. Trzeba było reagować. Sytuacja w polityce jest dynamiczna. Ciężko wszystko zaplanować. Ja bym się nie obawiał. Wyrazistość naszego środowiska i prezydenta w tej sferze nie szkodzi mu wizerunkowo. Większość Polaków jest za głęboką reformą wymiaru sprawiedliwości, której po 1989 roku w Polsce nie było.

 

Jak jest z kalkulacją wyborczą? To politycznie się opłaca? Jak ofensywa sądowa może wpłynąć na wynik wyborów?

- Kampania prezydencka formalnie się nie rozpoczęła. Pewnie niedługo poznamy termin wyborów. Pod względem prawotwórczym sprawę zamykamy. W kampanii będzie dużo więcej ciekawych tematów z zakresu polityki międzynarodowej, bezpieczeństwa. Prezydent będzie mógł pokazać swoje osiągnięcia w relacjach Polska-USA, w NATO. Nie ma dnia, żeby prezydent z pierwszą damą nie odbywali spotkań na szczycie. Wczoraj była wizyta z Macedonii. Prezydent w sposób jasny pokaże, że jest wart kolejnej kadencji.

 

Wczoraj wykład na UJ wygłosił prezydent Francji. Podobnie jak dzień wcześniej mówił, że jest zaniepokojony zmianami w sądownictwie, ale nie jest od tego, żeby się mieszać w te sprawy. Jak pan odebrał te deklaracje padające z ust niedawnego ostrego krytyka polskiego rządu? Z jednej strony dyplomacja, z drugiej co?

- Ja odbieram tę wizytę pozytywnie. Nasi przeciwnicy chcą wysunąć na pierwszy plan tę jedną wypowiedź, ale to nie był temat jego wizyty. On się wypowiadał bardzo powściągliwie. My się musimy liczyć z tym, że Francja i Niemcy mają manierę pouczania innych państw UE. Oni chcą wyznaczać standardy. Prezydent Macron szczególnej granicy tutaj nie przekroczył. Patrzę na tę wizytę, jako na nowe otwarcie. Popatrzmy na scenę polityczną w UE. Mamy za sobą Brexit. To zmienia układ sił. Relacje Niemców z Francją są trudniejsze. Sytuacja wewnętrzna Francji jest bardzo trudna z punktu widzenia praworządności. Prezydent Macron powinien patrzeć na swoje podwórko. Tak potężne państwo jak Francja musi dokonać przewartościowania w relacjach. Polska w tej układance po Brexicie wzrasta. Wzrasta rola polityczna i gospodarcza. Wskaźniki gospodarcze w Polsce są wiele razy lepsze niż w Niemczech i we Francji. Znamy nasz potencjał, ale czym innym jest to, co mamy teraz i to, na co nas stać. Francja to dostrzega.

 

Jakie mamy dzisiaj realne interesy z Francją? Na naszych oczach wyłania się nowa architektura w UE?

- Polska zawsze miała szczególne miejsce w Europie, była ośrodkiem między wschodem i zachodem, z zakorzenieniem w kulturze europejskiej. Ta rola jest dzisiaj podobna. Musimy walczyć o swoje interesy i otwierać się jak najszerzej, ale bez ograniczeń, że mamy się skupić tylko na Trójkącie Weimarskim. Francja i Niemcy przyglądają nam się z uwagą, bo zbudowaliśmy alternatywę w naszej części Europy. To było wyśmiewane, ale to może być alternatywa dla starej UE. My walczymy, żeby mieć mocną pozycję w UE, ale nie ograniczamy się. To wielki potencjał polskiego państwa.

 

Na koniec Kraków. Co się może kryć za decyzją ArcelorMittal o ponownym włączeniu wielkiego pieca w Krakowie? Co się zmieniło na światowych rynkach stali przez ostatnie trzy miesiące?

- Nie chcę wchodzić w szczegóły, nie znam dokładnie tych spraw. Ten zglobalizowany rynek jest pełen paradoksów. Presja, która była wywierana medialnie, politycznie, nawet w Senacie była debata o tej sprawie… Minister Mazur odpowiadał na pytania senatorów. To pokazało, że nagłośnienie sprawy może wizerunkowo szkodzić firmie. Musimy przemyśleć na nowo kwestię zglobalizowanej gospodarki. Nie może być tak, że firmy z dnia na dzień mogą wyprowadzać się, kopcić poza Europą i mieć korzyści na naszym rynku. Tu jest wiele sprzeczności. Najważniejsi w systemie powinni być ludzie. Cieszę się, że sytuacja tak się rozwija. Wygaszenie pieca byłoby wielkim problemem.

 

Myśli pan, że produkcja wraca na stałe, czy na czas określony? Słyszymy, że ma to związek z remontem wielkiego pieca w jednej z belgijskich hut.

- Trudno powiedzieć. Dobrze, że to wraca, ale dzisiaj jest trudno o stworzenie mechanizmów, żeby coś zagwarantować na stałe. Będziemy się temu przyglądać i robić wszystko, żeby nie było krzywdy dla polskich pracowników.