O tym Jacek Bańka rozmawia z Markiem Lasotą, szefem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Jacek Bańka: To już jest wojna propagandowa?
Marek Lasota: Być może początek. Obserwując sytuację, jaka rozwija się w Rosji i w państwach z nią sąsiadujących, widzimy wyraźnie, że stosuje się metody oddziaływania propagandowego na społeczeństwo. To nie pierwszy incydent. Proszę sobie przypomnieć sprawę mogiły bolszewików na cmentarzu Rakowickim i żądanie budowy pomnika i stworzenia miejsca kultu. To typowe gry, które z jednej strony mają cel propagandowy, ale z drugiej wywiadowczy. Próba odnalezienia grupy, która zabierze głos w dyskusji, pokaże się jako zwolennik tego typu myślenia i staje się tym samym atrakcyjnym celem dla penetracji przez służby.
Jacek Bańka: A wypowiedzi szefa MSZ, Grzegorza Schetyny, pomogły czy zaszkodziły?
Marek Lasota: Ma pan na myśli słowa dotyczące Auschwitz? W tych słowach Grzegorza Schetyny wcale nie było fałszu. Ja też podkreślałem, komentując to swego czasu - Ukraińcy stanowili niemały odsetek czerwonoarmistów i ta zbieżność nazwy "Front Ukraiński" wyzwalający Małopolskę i Kraków, także oswobadzał obóz w Auschwitz. Jest oczywiste, że wśród tych żołnierzy, co wynikało nawet z dokumentów zaprezentowanych przez MSZ, to byli żołnierze pochodzenia ukraińskiego.
Jacek Bańka: Jak by się pan odniósł do tego, co pisze rosyjska rządowa pisze, że żołnierze AK mordowali czerwonoarmistów, a cały artykuł nazywa się "Strzał w plecy"?
Marek Lasota: Nie wiem, czy słowo "morderstwo" jest dobre. Pamiętajmy, że trwała wojna. AK to były legalne siły zbrojne RP. Działające w kraju tak samo jak te na Zachodzie. AK była armią państwa, którego rząd nigdy nie zaprzestał swojej działalności i w tym czasie działał także na obczyźnie – w Londynie. AK miała wreszcie za zadanie obronę ludności polskiej i terytorium przed agresorem. Walczyła zarówno z Niemcmai jak i po 17 września z Rosjanami. Cała polityka rządu londyńskiego, a tym samym Delegatury Rządu na Kraj polegała na tym, że właśnie w sytuacji, gdy na tereny RP wkracza Armia Czerwona, to legalne polskie władze działające dotąd w konspiracji ujawniają się jako gospodarze. Jako ci, którzy są tutaj władzą konstytucyjną, zachowując swoją ciągłość pomimo wojny i lat okupacji. Mówienie zatem o morderstwach - a niewątpliwie dochodziło do starć, i wyniku takich starć ludzie giną – jest niezbyt konkretne. Trzymajmy się zatem prawdy. Ilu żołnierzy AK zamordowali żołnierze Armii Czerwonej czy formacje typu NKWD?
Jacek Bańka: Panie dyrektorze, rozmawiamy o tym w kontekście dnia Żołnierzy Wyklętych. Zawsze temu świętu towarzyszyła dyskusja. Skoro zmienia się jednak sytuacja geopolityczna, to na patriotyzm też powinniśmy spojrzeć inaczej?
Marek Lasota: Na patriotyzm zawsze trzeba patrzeć jednakowo. Patriotyzm to jest coś, co ma swój wymiar codzienny. Jest też szczególnie potrzebny w czasach, a dziś możemy o takich mówić, niespokojnych. Być może te postawy patriotyczne powinny być dostrzegane, ale też chronione. Wyznaczają pewne granice odpowiedzialności, jaką każdy z nas ponosi za wspólnotę, czyli naród. Z tego punktu widzenia należy kultywować postawę patriotyczną i ją budować na przywiązaniu do tego, co dzieje się w dziś w kraju, ale i opierając tę postawę o dobre wzorce z przeszłości. A żołnierze wyklęci to jeden z takich wzorców - rówieśnicy dzisiejszych dwudziestoparolatków, którzy uznali, że rzeczywistość po 1945 roku nie jest rzeczywistością, jakiej oczekiwali i o jaką walczyli. Wolność jest pojęciem przypisanym każdemu człowiekowi. Żołnierze wyklęci o tę wolność walczyli.
Jacek Bańka: Ale powinien obowiązywać pewien umiar. Słyszymy ze strony pewnych środowisk, że "Raport Rotmistrza Pileckiego" powinien być włączony do obowiązkowego kanonu lektur szkolnych. Co pan o tym sądzi?
Marek Lasota: Zatroszczmy się przede wszystkim o to, by uczniowie wrócili do lektur, które są kanonem naszej kultury. Z pewnością ten kanon trzeba wzbogacać i uzupełniać. Nie mam nic przeciwko, by tego typu wspomnienia dotyczące rotmistrza stanowiły coś w rodzaju lektury uzupełniającej. Pamiętajmy jednak, że jest paradygmat kulturowy, który tworzył naszą wyobraźnię przez lata, podtrzymujmy go i skoncentrujmy się na tym, by uczeń opuszczający mury, miał zakodowane w świadomości to, co jest najważniejsze w polskiej kulturze.
Jacek Bańka: To była taka "okrągła" wypowiedź szefa IPNu i... polonisty. Ale jeśli do takich wydarzeń włączają się środowiska kibicowskie, to dobrze czy źle?
Marek Lasota: Dobrze. Powiem panu, że przed 2 czy 3 laty jak oddział nawiązaliśmy współpracę z jednym ze stowarzyszeń kibiców. Oni oczekiwali od nas pomocy w pracy wychowaczej polegającej na przybliżaniu im tych meandrów historii. Od tego nie należy się uchylać bez względu na to, jakie środowiska są tym zainteresowane. Rozumiem pułapkę zawartą w tym pytaniu. To dobrze jednak, że kibice – obojętnie jakiej drużyny identyfikują się z uroczystym dniem, ważnym dla historii narodu, a nie spędzają czas na innych, bardziej uciążliwych dla miasta, rozrywkach.
Adam Piśko: Tak samo było z Szachtarem Donieck i słynnym panem Tituszką, który rąbał drewno dla żołnierzy Majdanu.
Marek Lasota: Jak się okazuje ta dyscyplina związana z miłością do drużyny piłkarskiej może przekuć się na myślenie ogólne.
Jacek Bańka: Żeby ta moc socjalizująca sprawiła, że dzięki działalności IPN-u odmienią się krakowscy kibice.
Marek Lasota: Jestem pewien, że ten porces postępuje. Rozumiem ich emocje związane z ukochaną drużyną, ale okazuje się, że te emocje umieją pokazać także w związku z tak ważnym świętem.