Zapis rozmowy Jacka Bańki z kandydatem zjednoczonej prawicy na prezydenta Krakowa, Markiem Lasotą.

Wczoraj w Nowej Hucie przekonywał pan, że wie co zrobić, żeby nowohucianom działo się dobrze. Co by chciał pan zrobić?

- Czy wiem? To moje marzenia. Jak marzenia się zrealizują to świetnie. Huta to dzielnica, która jest zapomniana i zaniedbana przez wszystkich. To jednak taka dzielnica, gdzie poczucie tożsamości lokalnej jest wielkie. Są miejsca, gdzie niedawno była księgarnia, dom mody, restauracja. To obumiera. Plac Centralny jest w budowie. Końca nie widać.

 

Co pan chce z tym zrobić?

Chce spróbować to jedno z centrów Krakowa ożywić, żeby to zyskało swój klimat, jaki ma Kazimierz czy Podgórze. Jak to zrobić? Trzeba ludziom, którzy by chcieli wyjść z inicjatywą, dać preferencyjne warunki, ulgi w opłatach.

 

To już przecież jest. Miasto prowadzi taki program – 60 lokali na 60 lat Nowej Huty. Wie pan ile osób się zgłosiło?

- Sądzę, że kilka. Pytanie dlaczego? Ponieważ promowanie Nowej Huty od lat nie istnieje. Tym się zajęli sami nowohucianie.

 

Ktoś musi być zainteresowany biznesem w Nowej Hucie.

- Dlaczego nie jest zainteresowany? Będzie zainteresowany jak takie miasto, które odwiedza 10 milionów turystów, będzie zachęcało do odwiedzania Huty. Takiego zjawiska nie ma. Trzeba stworzyć promocję, żeby ludzie tam przyjeżdżali z zaciekawieniem. Oni mogą tam zobaczyć socrealizm, zjeść lunch. To się będzie samonapędzało.

 

Mamy dwie sprawy. Raz – promocję Nowej Huty a dwa – preferencje dla tych, którzy chcą prowadzić tam biznes. Rozumiem, że to by były preferencje w zasobach komunalnych. Nie psuje to konkurencji? Są tacy, którzy prowadzą interesy w kamienicach prywatnych.

- Dlaczego ma to psuć konkurencję? Jak miasto jest właścicielem to może próbować przyciągnąć inwestorów do własnych nieruchomości. To jest konkurencja. Być może korzyść będzie obopólna.

 

Jeden z krakowskich radnych chciałby, żeby prezydent Krakowa stworzył trasę turystyczną po nowohuckich bunkrach. Pan by się zdecydował na coś takiego?

- Tak. Od pewnego momentu modna jest penetracja reliktów przeszłości. Są bunkry przeciwatomowe. To fenomenalny przykład jak kiedyś myślano i postrzegano świat. To było groźne, ktoś za chwile zrzuci bombę. Lud Nowej Huty musiał mieć gdzie przeżyć. Dziś schrony niszczeją. One są unikalne, można tam zorganizować różne wydarzenia, happeningi.

 

Muzeum PRL od zeszłego roku to jednostka miejska. Jakby to pan urządził?

Pokazałbym tam PRL. Nowa Huta jest zachowanym reliktem PRL w dwóch obliczach. Z jednej strony jest konstrukcja miasta, socjalistyczna społeczność. Jest jeszcze fenomen ludzi. Nowa Huta była gniazdem oporu. Jest idealne napięcie przed tym, co było zamiarem reżimu a tym co się stało. To muzeum może być ilustracją procesów jakie zachodziły w Polsce.

 

Chyba po raz pierwszy kandydat prawicy mówi o kulturze. Dlaczego ten temat jest pomijany?

- Wszyscy się boją kultury. Od razu padają pytania, że to kosztuje. Odpowiedź jest prosta. Oczywiście, że kosztują. Są jednak wydarzenia, jakie generują zyski.

 

Jak pan ocenia działalność Teatru Nowego?

To ciekawa propozycja teatru eksperymentalnego. Nie jest to styl, którego jestem entuzjastą, ale nie widzę powodu, żeby ograniczać twórczość artystyczną. Nie może ona być jednak tylko nastawiona na prowokację.

 

Teatr Nowy jest nastawiony na prowokację?

- Teatr Nowy czasami prowokuje. Pewną granicą jest granica dobrego smaku. Są jeszcze uczucia ludzi, którzy są konsumentami i tych, którzy patrzą z boku. Ich też musimy mieć na względzie. Sztuka się nie może opierać tylko na prowokacji.

 

Co z MOCAK-iem?

- MOCAK jest instytucją pożyteczną. Dawno potrzebne było takie miejsce. Tam jest sztuka nowoczesna, wartościowe zjawiska, które się teraz pojawiają.

 

Tam nie ma prowokacji i wszystko jest w porządku?

- Definicja prowokacji w sztuce jest trudna. Jest mało czasu. Podkreślam, że prowokacja nie może być sama dla siebie. Jak prowokacja jest wulgarna lub raniąca to znaczy, że artysta nie ma nic do powiedzenia.

 

W MOCAK-u odpowiada panu wszystko?

- Generalnie nie jestem specjalistą od sztuki nowoczesnej. Nie chce recenzować. Są pewne rzeczy, które rozumiem i pewne, których nie rozumiem.

 

KBF funkcjonuje dobrze czy wymaga zmiany?

- Festiwale w Krakowie to ważna rzecz. Trzeba sobie zadać pytanie czy taki festiwal jak Festiwal Kultury Żydowskiej czy inne, są wystarczająco promowane w świecie, żeby uczyniły z Krakowa takie miasto, jakim jest Avignon, który ma od lat festiwal teatrów ulicznych. Misteria Paschalia są już takim festiwalem, gdzie są wybitni artyści. Pytanie czy ciągle nie czekamy na to, żeby Kraków stał się miejscem, gdzie dobywa się prestiżowy dla całej Europy festiwal.

 

Co z tym zrobić? Jeszcze więcej nakładów na promocję?

- Sztuka z wysokiej półki zawsze opiera się na mecenacie. Sztuka wysoka nie finansuje się sama. Zawsze potrzebni są sponsorzy. Nie przekona mnie nikt, że to co nie jest tylko ludyczną rozrywką, będzie się samofinansowało. Polityka kulturalna polega na rozsądnym mecenacie, żeby promować zjawiska, które coś zostawiają przyszłym pokoleniom.

 

Coś wymaga zmian w działalności KBF czy w festiwalach?

- Nie chciałbym dokonywać oceny i audytu KBF. Podkreślam, że czekam kilkanaście lat na to, żeby w Krakowie obywał się festiwal, o jakim się pisze na całym świecie. Wszyscy powinni czekać i patrzeć z zainteresowaniem na Kraków. Niestety, mimo znakomitych festiwali, nasze nie przebijają się w świecie.