Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr Markiem Benio z Uniwersytetu Ekonomicznego.

Po porozumieniu górników z rządem mamy licytację kto tak naprawdę postawił na swoim. Jak to jest według pana?

- Ja się spodziewam, że to nie jest koniec sprawy. To początek. Ta sprawa jest trudna. Ona się nie opiera o prosty rachunek ekonomiczny. Chodzi o pewne dziedzictwo kulturowe. Zawód górnika nie jest zwykły. Jak na to popatrzymy przez rachunek ekonomiczny to kopalnie trzeba zamknąć. To nie jest nowa sprawa. Sytuacja jest niedobra nie od wczoraj. Problem w tym, że górników nie da się przekwalifikować, przynajmniej nie wszystkich. W ich przypadku utrata pracy może oznaczać konieczność wyprowadzenia się z miejscowości. Musimy zdawać sobie sprawę, że w górnictwie zmiana miejsca zatrudnienia jest trudniejsza niż w innych branżach. Górnicy też powinni złagodzić swoje oczekiwania. Wypracowane lata temu uprawnienia, które wówczas nie były wygórowane, teraz nie odpowiadają warunkom ekonomicznym. Odpuszczenie z uprawnień takich jak deputat, barbórka czy trzynastka, być może doprowadziłoby do polepszenia sytuacji finansowej.

 

Z tego co pan mówi wynika, że w rozmowach wygrała nie ekonomia, ale polityka.

- Ja bym tego nie nazwał polityką. Może odstąpiono od twardego rachunku ekonomicznego i wzięto pod uwagę względy społeczne. To dobre rozwiązanie, o ile będą ustępstwa z drugiej strony. Pierwotna propozycja, żeby oddać samym górnikom kopalnie do własnego zarządzania, była rozwiązaniem pokerowym. Górnicy nie chcieli się zgodzić na przejęcie tej spółki bez pomocy finansowej. Przepisy unijne zabraniają takiej pomocy. Doszło do patowej sytuacji. Myślę, że wzięto pod uwagę to, że w górnictwie zatrudnienie nie jest od kołyski aż po grób, ale po 7 pokolenie. To dobry kierunek rozumowania. Jak sfinansować utrzymanie tych miejsc pracy? Czy samo odstąpienie od wygórowanych żądań związkowców wystarczy?

 

Czyli zrezygnowano z neoliberalnej perspektywy na rzecz społecznego rozwiązania. Podkreśla pan rolę etosu pracy i kulturotwórczej roli kopalni.

- Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w przypadku likwidacji całej kopalni, nawet przy takim pakiecie ochronnym, mamy do czynienia z kosztami transformacji. Chodzi o rekrutację do innych spółek. To co zasługuje na pochwałę to wykazanie woli rozmów i porozumienia z obu stron.

 

Słychać też opinie, że to wszystko to była ustawka. Kończy się to tym, że Brzeszcze będą miały inwestora. Inaczej tego się przeprowadzić nie dało?

- Nie wiem czy rozgłoszenie sporu w mediach i wypłynięcie sporu na oczy wszystkich było przyczyną. Może było katalizatorem. Nie wiemy tego. Trudno to ocenić.

 

Moglibyśmy powiedzieć, że te dwa tygodnie to wiele hałasu o nic. Wszystko zostaje po staremu.

- Właśnie po dwutygodniowej, ciężkiej sytuacji, doszło do porozumienia. Nie znamy szczegółów, dlatego się obawiam czy to koniec sprawy. To na pewno jest przełom. Kryzys się kończy i zaczynamy rozmawiać o problemie.

 

Czyli jak napisał jeden ze słuchaczy Radia Kraków, nie można zwolnić górników a potem posłać ich na kurs origami?

- To jest bardzo figuratywne porównanie, ale chyba tak jest. Podobną sytuację mieliśmy parę lat temu jak branża górnicza walczyła o wcześniejsze emerytury. To dalej budzi kontrowersje. Ja wtedy żartem mówiłem, że jest rozwiązanie. Wystarczy stworzyć emerytury pomostowe dla górników i poprosić pracodawców o to, żeby opłacali dodatkową składkę. Wtedy koszt składki zostanie wliczony w cenę węgla i zacznie się opłacać sprowadzanie węgla zza granicy. Jak zaczniemy sprowadzać węgiel to kopalnie nierentowne, górnicy stracą pracę i w ten sposób problemy emerytur górniczych zostaną rozwiązanie. To oczywiście żart. Przemysł górniczy jest strategiczny, nie ma alternatywy w ciągu 50 lat dla węgla, jako źródła energii. Jak nasze kopalnie upadną to węgiel importowany nie musi być taki tani. Oprócz warunków społecznych, dochodzi aspekt ekonomiczny.

 

Dla dzisiejszej Rzeczpospolitej prezydent Gliwic mówi, że ta awantura utrwaliła negatywny obraz górnika. Pan odnosi takie wrażenie?

- Myślę, że społeczny odbiór tej awantury jest dla górników niekorzystny.