Zapis rozmowy Jacka Bańki z burmistrzem Czarnego Dunajca, Marcinem Ratułowskim.
Rabka-Zdrój wciąż liczy straty po powodzi błyskawicznej. Gwałtowne zjawiska nie ominęły Czarnego Dunajca. Tym razem bez strat?
- Tym razem mamy bardzo małe straty. Wiatr się jednak odwrócił. Padają nam drzewa na budynki gospodarcze. Są dwa zniszczone dachy. W porównaniu do zeszłego roku straty są jednak bardzo małe.
Nie trzeba będzie jednak pomocy specjalnej dla mieszkańców?
- Na tę chwilę nie ma potrzeby uruchamiania takiej pomocy.
Czarny Dunajec od ponad pół roku funkcjonuje na prawach miejskich. Co zyskało miasto i mieszkańcy na tych zmianach?
- Przede wszystkim mieszkańcy nic nie stracili. Obawy mieszkańców dotyczyły podwyżki podatków, cen mediów. Tego nie ma. Odbiór ścieków potaniał nawet. Ja dostrzegam możliwość pozyskiwania środków zewnętrznych na rozwój Czarnego Dunajca. Od początku roku każde dofinansowanie mamy z listy podstawowej. Mamy dofinansowanie ze środków norweskich na termomodernizację szkół. Nawet dostaliśmy końcówki środków na budowę kanalizacji w Czarnym Dunajcu i budowę jednej drogi. Mamy wiele środków. Chcemy wykorzystać te 5 minut po odzyskaniu praw miejskich.
Czyli dziś powie pan jednoznacznie, że warto było stawać się miastem?
- Są tylko same plusy odzyskania praw miejskich.
Te zmiany przyspieszą procesy inwestycyjne planowane przez pana? Postawił pan na duże projekty. Kilka lat temu Czarny Dunajec podpisał umowę z AGH ws. utworzenia w Czarnym Dunajcu Centrum Nauki. Na tej umowie się skończyło?
- Na tej umowie się skończyło, jeśli chodzi o operatora naukowego. Chcemy podpisać umowy z Politechniką Krakowską i innymi uniwersytetami technicznymi z Polski i centrami nauki. Co się udało? Udało się stworzyć koncepcję Centrum Nauki i Techniki w Czarnym Dunajcu. Co jest ważne, w ramach środków operacyjnych województwa małopolskiego, będą dedykowane środki an Centrum Nauki w ramach Podhalańskiego Obszaru Funkcjonalnego. To ponad 2,5 miliona euro na zadanie inwestycyjne. Takich środków nasza gmina nigdy nie otrzymała. Będzie to jedyny ośrodek naukowy na południe od Krakowa. Mamy koncepcję odnośnie dziedzin nauki. To odnawialne źródła energii. Chcemy edukować, co to są odnawialne źródła, jaki jest potencjał Podhala, czyli geotermia. Rozwiniemy też nauki, z których słynie AGH: automatyka, robotyka, cyberbezpieczeństwo, programowanie. To przyszłość. To będzie połączone z rozwojem szkolnictwa zawodowego. Naprzeciwko Centrum Nauki jest duża zawodówka. Chcemy, żeby były tam nowe kierunki, na przykład hydraulik-programista. Piec już dziś wymaga oprogramowania. To przyszłość. Do 5 lat to Centrum Nauki powinno powstać. Wtedy Czarny Dunajec stanie się centrum nauki i nowych inwestycji związanych z nauką. Trzeba uświadamiać młodzież, żeby rozwijała się naukowo i pod względem nowych technologii. Powinno to być zaplecze dla miast. Każda uczelnia ma coraz mniej studentów. U nas dużo młodzieży nie idzie na studia.
Mówi pan o perspektywie 5 lat i o drugim Centrum Nauki w Małopolsce po Cogiteonie. Jakie wnioski pan wyciąga z krakowskich doświadczeń? Do zakładanej sumy nieco milionów więcej trzeba było dosypać.
- Nasze Centrum Nauki jest kompaktowe. Chcemy projektować, ale wiemy, jakie mamy środki. Jak się zaprojektuje, trzeba budować jak najszybciej. Perspektywa europejska dla tych środków musi być zrealizowana do 2027 roku. Projektowanie skończy się pod koniec 2024 roku. Budowa musi się zacząć natychmiast. To najważniejsze, żeby nie przedłużać tego okresu. Tak się stało ze żłobkiem w Czarnym Dunajcu. Wybudowaliśmy go w rok inwestycyjny. To był strzał w dziesiątkę. Teraz budowa by kosztowała ponad 10 milionów, my to zrobiliśmy za 7,5 miliona. Przy okazji pozyskaliśmy dofinansowanie prawie 6 milionów. Budujemy prawie bez udziału środków gminy i bez zaciągania kredytów. Przy Centrum Nauki też będzie tu wchodziła wielofunduszowość, środki na rozwój małych miast w perspektywie europejskiej. Będziemy gotowi z projektami. Budynek sądu, w którym ma się znajdować Centrum Nauki, jest wpisany do rejestru zabytków województwa małopolskiego. Postaramy się o środki na remont zabytku z funduszy ministra i województwa małopolskiego. Być może to powstanie bez udziału środków własnych gminy i bez kredytów.
Jest też projekt Centrum Dialogi. Czarny Dunajec porozumiał się z Gminą Żydowską w Krakowie ws. wymiany gruntów. Chodzi o przejęcie przez samorząd budynku dawnej synagogi. Kiedy ona mogłaby się formalnie stać własnością gminy? Kiedy mogłyby ruszyć prace związane z Centrum Dialogu i Muzeum Ziemi Czarnodunajeckiej?
- Centrum Dialogu ma być projektowane jeszcze w tym roku. Najchętniej ogłosiłbym przetarg jeszcze w sierpniu. Będzie na najbliższej sesji uchwała o przeznaczeniu środków na projektowanie Centrum Dialogu, które będzie się mieściło w synagodze. Równolegle trwają prace, żeby tę synagogę wpisać na listę pomników historii prezydenta RP. To jedyna synagoga na południe od Krakowa. Zostały w niej odkryte polichromie. To ważny zabytek, jeśli chodzi o dialog między narodami Polski i Izraela. Poszukamy szans na pozyskanie środków z NFOŚ. Warunkiem jest wpisanie synagogi na listę prezydenta. Na dziś synagoga jest własnością Gminy Żydowskiej w Krakowie. Z prezesem Jakubowiczem doszliśmy porozumienia, że jest szansa zamiany synagogi za grunt w Czarnym Dunajcu. Grunt musi być jednak o przeznaczeniu budowlanym. Zaproponowaliśmy dwie nieruchomości, ale one nie zostały przyjęte przez Gminę Żydowską. Interesuje ich teren około 10 arów. Nie jest to duży teren.
Czyli w zasobach jest taki grunt i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby do wymiany doszło?
- Mamy taki grunt. Musimy go podzielić. Jak będzie zgoda Rady Miasta, wymiana zostanie dokonana.
Są duże projekty w Czarnym Dunajcu, ale nie otrzymał pan wotum zaufania do Rady po raz kolejny. Będzie referendum w Czarnym Dunajcu?
- Referendum może się odbyć. To decyzja Rady Miasta. To jednak miecz obosieczny. Gdy referendum będzie ważne i ludzie nie będą chcieli mnie odwołać, Rada Miasta zostanie rozwiązana. Nie wiem, czy radni się zdecydują. Niedługo wybory. To nie jest tajemnica, że w Czarnym Dunajcu nie mogę się porozumieć z radnymi opozycji. Ja wiele wymagam. Sołtysi też są w opozycji do mnie. Nie podoba im się, że wymagam. Lepiej jest brać pieniądze za to, że nic się nie robi.
Czyli chętnie by się pan poddał ocenie mieszkańców?
- To byłby dobry sprawdzian, ale decyzja jest po stronie Rady. U nas ciężko jest zdobyć 11 radnych. Zawsze mam przewagę przy głosowaniu, ale brakuje mi 1 głosu. Nigdy nie ma pełnego składu rady. Żeby dostać wotum, trzeba 11 głosów. Nie wystarczy sama przewaga.