Zapis rozmowy Teresy Gut z Marcinem Jędrychowskim, dyrektorem Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

 

Miewa pan prorocze sny?

- Ostatnio prawie nic mi się nie śni.

 

To dobrze, bo chciałam zapytać, czy miewa pan koszmary mówiące o tym, że za chwilę w szpitalu zabraknie pracowników lub środków ochrony osobistej?

- Nie. Staram się o tym nie myśleć. Wychodzę z założenia, że to my mamy wpływ na rzeczywistość. Widzę, co się dzieje, jak się może rozwijać sytuacja. Staram się robić to, co możliwe, żeby szpital przygotować. Te wszystkie tygodnie, które zostały nam dane od pierwszego przypadku, że nie mamy lawinowego wzrostu zachorowań... Przyrost nie jest duży. Jesteśmy po 4 tygodniach epidemii...

 

Prawie 200 pacjentów macie teraz w szpitalu.

- Tak. 180 hospitalizowanych, drugie tyle jest w izolacji domowej. Jednak tylko 9 pacjentów obecnie jest na intensywnej terapii. Te wszystkie nasze obawy dotyczące zabezpieczenia szpitali na razie się nie sprawdzają. Jesteśmy delikatnymi optymistami. Decydujący okres to będzie 50 dzień. 10 dni przed nami. We Francji wtedy był znaczący wzrost zachorowań. Nasze restrykcje były wcześniej. Może bliżej nam będzie do Czech lub Austrii.

 

Jak przyjął pan zapowiedzi rządu o luzowaniu obostrzeń?

- To pytanie, które nie ma odpowiedzi wprost. Ja jestem ekonomistą z wykształcenia. Czy dostrzegam ryzyko ekonomiczne? Tak. Od początku epidemii mówiłem, że łatwo jest wprowadzić restrykcje, ale trudne będzie wychodzenie z tego. Nie będzie dobrego momentu. W innych krajach liczba pacjentów spada, wzrasta liczba ozdrowieńców i są kroki. Nasz rząd chce to zrobić wcześniej. Może obserwuje to, co mamy, czyli krzywa zachorowań nie jest intensywna. Epidemia minie, skutki gospodarcze będziemy czuć. Racjonalne uwalnianie pewnych obszarów będzie wskazane.

 

Nie będzie tak, że przy racjonalnym uwalnianiu pewnych obszarów wzrośnie liczba chorych?

- Ciężko to przewidzieć. Każdy scenariusz jest możliwy. Nie będziemy wiedzieli, co jest powodem wzrostu krzywej. W święta ludzie zostali w domach. My dalej mamy problem z kwestią identyfikacji chorych. W naszym szpitalu odsetek ludzi bezobjawowych jest bardzo duży. 180 osób w szpitalu, ponad 200 w domach. Oni czują się bardzo dobrze. Mało osób wymaga intensywnej terapii. Niestety to podstępna choroba, która atakuje osoby osłabione, z innymi chorobami, których odporność szwankuje. Te osoby są na celowniku choroby.

 

Ilu z tych chorych to lekarze, medycy, pielęgniarki lub ratownicy?

- Mieliśmy szczęście. Tylko na początku była kwestia zamknięcia pierwszych oddziałów. To pokazuje, że racjonalne podejście do choroby powoduje, że nie tak łatwo się zarazić. Przykładem jest oddział chorób zakaźnych. Ci ludzie mają kontakt z wirusem od początku. Nie mamy żadnego zakażenia. Jedyne były na samym początku z kontaktu pozaszpitalnego. Personel się zaraził poza szpitalem.

 

Maseczki i środki ochronne przynosili do szpitala wszyscy – firmy, osoby prywatne. Kiedy dostaniecie część sprzętu, który przyleciał do nas największym samolotem świata?

- Dziękuję za wszystko, co do szpitala trafiło. To wielkie wsparcie. Teraz rynek się uspokoił. Ofert zakupu jest coraz więcej. Ceny jednak odbiegają od cen, które były pół roku temu.

 

Ile szpital musi teraz zapłacić za pudełko maseczek?

- Za pudełko prawie 200% więcej niż pierwotnie. Zużycie jest wielkie. To kilka milionów wzrostu kosztów. Mamy niecodzienne zużycie. Każdy pracownik używa tych środków.

 

O finanse szpitala pytam pana jako ekonomistę...

- Finanse to niewiadoma. Rząd i NFZ wprowadził pewne mechanizmy finansujące okres walki z koronawirusem, ale my to zobaczymy z poślizgiem. W kwietniu dostaniemy pieniądze za marzec. Strumień jest potrójny. Szpitale mają ryczałt jak w poprzednich latach, dodatkowe pieniądze dla łóżek COVID będących w gotowości i środki za każdego pacjenta z COVID. Mamy inną rzeczywistość. Zahamowaliśmy potężny pociąg, który się nazywa Szpital Uniwersytecki, przestawiliśmy go na inną zwrotnicę i mam wrażenie, że jedziemy do tyłu. Zawsze mi się wydawało, że najgorsze przede mną. Najgorsze było wybudowanie szpitala, potem jego przeniesienie. Potem uruchomienie. Miesiąc po tym musieliśmy się przestawić na walkę z COVID. Zmieniliśmy wszystko. Ten szpital nie ma nic wspólnego z tym sprzed miesiąca. Te kroki były jednak racjonalne.

 

O finansach będzie pan myślał później?

- Już myślę. Optymalizuję kwestie, redukuję dodatkowe dyżury innych specjalizacji.

 

Będą zwolnienia?

- Nie. Prędzej czy później to się skończy. Teraz mamy dyskomfort wewnętrzny. To kwestia odpowiedzialności szpitala i lekarzy za leczenie pacjentów COVID. Pamiętajmy, że doszliśmy do sytuacji, w której lekarze innych specjalności zgodnie z decyzją ministra mają się zajmować COVID-em. Pytają mnie ludzie, jak jest z odpowiedzialnością. Lekarz jest chirurgiem, ale leczy pacjentów z COVID. Oni pytają o takie rzeczy. Wystosowałem pytanie do ministra Szumowskiego, żeby to wyjaśnił.

 

Czy chirurg może pracować na zakaźnym?

- Tak. Jaka jest jego odpowiedzialność, czy stan epidemii powoduje, że ten lekarz ma uprawnienia? Kwestia oddziałów. Jesteśmy szpitalem jednoimiennym, ale w wykazie u wojewody dalej mamy oddziały chirurgiczne, kardiologiczne. To teraz oddziały COVID, czyli chorób zakaźnych.

 

Ma pan informacje kiedy maseczki ze słynnego transportu wielkim samolotem dotrą do państwa? Są takie sygnały z rządu?

- Tak, są. To pierwszy duży zakup rządowy, żeby uzupełnić braku w Agencji Rezerw Materiałowych.

 

Kiedy dotrą do szpitala i na ile wystarczą?

- Te środki są dystrybuowane w dwóch strumieniach. Jeden to strumień przez Ministerstwo Zdrowia dla szpitali jednoimiennych. Drugi to strumień przez wojewodę dla pozostałych szpitali. Szpitale jednoimienne otrzymują to w różnej wysokości. Otrzymujemy je średnio raz na tydzień, dwa tygodnie. Te ilości wymagają od nas wsparcia naszymi zakupami. 1500 fartuchów ostatnio dostałem z Agencji Rezerw Materiałowych. To zapas fartuchów, który u nas wystarczy na 3-4 dni. Otrzymujemy to raz na tydzień. Czyli przez dwa-trzy dni muszę mieć kombinezony kupione z własnych źródeł.

 

Kiedy na oddziałach zakaźnych w waszym szpitalu zaczniecie leczyć osoczem chorych z COVID?

- To pytanie nie do mnie. Jestem ekonomistą. Przysłuchuję się rozmowom lekarzy. Słyszę ich głosy. Fakt leczenia osoczem został podniesiony. Problemem jest dostępność osocza. Ilość ozdrowieńców w Polsce to nieco ponad 300. To kropla w morzu. To nic. Ile z tych osób będzie chciało oddać krew? Daleka droga przed nami. Przychylam się do opinii, że sobie poradzimy, gdy wymyślimy szczepionkę.

 

Czyli nie tak prędko.

- Tak. Dlatego zatoczę koło do pierwszego pytania. Nie będzie prędko, więc poluzowanie restrykcji z zachowaniem rozsądku powinno odnieść pozytywne rezultaty. Ochroni to nas, wzrost zachorowań będzie racjonalny i gospodarka tak mocno nie ucierpi.