Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS, Małgorzatą Wassermann.
Politycy PiS zapowiadają powołanie komisji weryfikacyjnej, która by zbadała decyzje dotyczące bezpieczeństwa energetycznego po 2007 roku. To odpowiedź na wniosek PO o powołanie komisji śledczej, która by się zajęła aferą podsłuchową. Pani w jednym z wywiadów mówiła, że byłaby pani za zbadaniem afery podsłuchowej. Komisja badająca decyzje dotyczące bezpieczeństwa energetycznego to też dobre narzędzie, by zbadać aferę podsłuchową?
- Temat został wywołany przez polityków PO i Donalda Tuska, który domagał się komisji. On wpadł w pułapkę nieuczciwie zachowując się. Te nagrania to kompromitacja czołowych polityków PO. To dramatyczny obraz interesów w Polsce wtedy. Jeśli Donald Tusk sobie życzy, przy okazji komisji, która ma odpowiedzieć na pytanie, czy rosyjskie wpływy zagrażały naszemu bezpieczeństwu energetycznemu, można odtworzyć taśmy. Będą pewnie odtworzone w koniecznym zakresie. To był żałosny obraz. Przypomnę jeden element. To język używany przez polityków PO i pogarda w wypowiedziach.
Jak pani ocenia ewentualny zakres prac komisji badającej sprawę bezpieczeństwa energetycznego? Nie jest zbyt szeroki? Badać można wszystko i to przez kilka lat.
- To prawda. To kwestia ułożenia przedmiotu prac komisji. Ma być ustawa. Premier mówi co najmniej o dwóch tygodniach. Opracowanie takiego projektu to rzecz trudna. Musi być kwerenda dokumentów, żeby określić zakres badania. Komisja nie może wyjść poza te ramy. Nie jest tak, że ktoś siada i pisze kilka zdań. Musi być przegląd dokumentów. Jest kwestia kilku ministerstw. Zalecałabym, żeby ta komisja miała zwarty przedmiot prac. Nie mamy wiele czasu do wyborów. Wybory przerywają pracę komisji. Żeby przeprowadzić jedno jawne posiedzenie, trzeba wielu godzin i tygodni na wertowanie dokumentów. Jestem jednak za powołaniem tej komisji.
Są przymiarki, kto mógłby poprowadzić taką komisję?
- Ja nie pracuję przy tym projekcie. Takich przymiarek z tego co wiem, nie ma.
Zasadna dziś wydaje się budowa zapory na granicy z Kaliningradem? Są doniesienia o możliwym kryzysie migracyjnym?
- Oczywiście są. Wystarczy słuchać słów ministra spraw wewnętrznych. Słychać o hybrydowym zagrożeniu z tamtej strony. Za tym kryją się już działania analizowane przez nasze służby specjalne. Tak było w wakacje przed wybuchem wojny w Ukrainie. Nieodpowiedzialność kolegów i koleżanek z Sejmu… Byliśmy ostrzegani. Były komisje i posiedzenie Sejmu. Ujawniono pewne informacje wszystkim posłom. To nie powstrzymało kilku osób, które robiły sobie żarty. One biegały tam z reklamówkami i tworzyły biura poselskie na granicy. Sytuacja jest niezmiernie poważna. Zatrzymaliśmy proces przepływu uchodźców. To było tłumaczone. To nie byli uchodźcy i przypadkowi ludzie. To byli ludzie zwożeni tam. Jakbyśmy ulegli namowom, to co by się działo w Polsce?
Prezydent podpisał ustawę węglową. Tymczasem przedstawiciel Związku Miast Polskich mówi, że dystrybucją węgla zainteresowanych jest mniej więcej połowa gmin. Dlaczego tylko tyle?
- Uczestniczyłam w tych komisjach. Wszystkie ustawy węglowe przechodzą przez komisję, w której pracuję. Postawa była taka, że ten pan wszystko negował. Podział jest czytelny. Włodarze zaangażowani aktywnie w życie polityczne, którzy są po stronie opozycji, odmawiają lub mnożą problemy. Inni współpracują. Jest współpraca, jesteśmy otwarci. Jak są trudności, natychmiast poprawiamy przepisy. My tworzymy prawo w warunkach ekstraordynaryjnych. Nie mamy czasu na robienie tego przez kilka miesięcy. Skomplikowane rozwiązania musimy wprowadzić w tydzień. Mogą być niedociągnięcia. Po to jednak jesteśmy dostępni, żeby słuchać i reagować. To jest robione dla ludzi. Przedstawiciele, którzy nie chcą uczestniczyć w procesie, narażają swoich mieszkańców na chłód i wysokie ceny węgla.
Nie umknęło uwadze pani spotkanie z prezesem Orlenu i prezydentem Jackiem Majchrowskim. Słyszymy, że była mowa o jakości powietrza, zeroemisyjnym transporcie. Poznamy konkrety?
- Spotkanie było umówione przy okazji powstania pierwszej stacji wodorowej w Krakowie. Orlen wyróżnił nasze miasto. Jesteśmy pierwszą taką stacją. Mamy rafinerię 50 km od Krakowa. Rozmowy idą w tym kierunku, żebyśmy jak najszybciej przeszli w Krakowie na zeroemisyjne środki komunikacji. Są środki unijne na zakup takich autobusów. Wymiana floty jest możliwa. To dużo dla nas. Cierpimy w Krakowie z powodu smogu. Orlen to firma, która inwestuje na wielu rynkach. Jako mieszkanka Krakowa i poseł, jestem zainteresowana, żeby przyszłościowe inwestycje przyciągać do miasta. Stąd takie spotkanie. Pierwsze w takim gronie. Pewnie nie ostatnie. Skoro partnerzy nie ujawniali szczegółów, ja też ich nie ujawnię.
Badanie IBRiS pokazało, że weszłaby pani do II tury w wyborach prezydenckich, ale nie wszedłby tam prezydent Jacek Majchrowski. To utwierdza panią w przekonaniu, że trzeba spróbować raz jeszcze?
- Na tym etapie nie. Moja uwaga jest skoncentrowana na kryzysie energetycznym, inflacji. Nie możemy zmarnować tego, co osiągnęliśmy w sytuacji stabilności gospodarczej i bezpieczeństwa narodowego. Musimy wygrać kolejne wybory za rok. To kluczowa sprawa dla Polski. Jak osiągniemy te cele, przystąpimy do rozważań na poziomie samorządów.
Jakie znaczenie dla tej decyzji o pani starcie miałaby ewentualna rezygnacja ze startu Jacka Majchrowskiego?
- Nie wiem, czy Jacek Majchrowski zrezygnuje. To ciekawe dla mnie. Od kilku lat się przyglądam. Część społeczeństwa mówi, że politycy się tylko kłócą. Jak w Krakowie pokazujemy, że dla dobra ludzi możemy współpracować w wielu dziedzinach… Jestem przekonana, że nie zgadzamy się ze wszystkim, jednak dla dobra ludzi współpracujemy. Taki jest cel naszego funkcjonowania w życiu publicznym.