Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS, Małgorzatą Wassermann.
Na tragedię pod Smoleńskiem spoglądamy dzisiaj z perspektywy jaką daje pandemia koronawirusa. W obu tych sytuacjach państwo znalazło się w wielkim kryzysie. Co wychodzi z porównania tych dwóch sytuacji?
- Różnica jest zasadnicza. Proszę sobie przypomnieć chaos, dezinformację i nieporadność rządu 10 lat temu. To była wielka tragedia. 100 osób zgięło w jednym miejscu. Teraz cały świat jest opanowany wrogiem, którego się nie spodziewał. Działania polskiego rządu, prewencja, ratowanie zdrowia i gospodarki to niebo a ziemia. Wiele razy mówiłam ostatnio, że jestem wdzięczna i się cieszę jako Polka, że dzisiaj kraj jest zarządzany zupełnie inaczej. Mamy obecnie wielką tragedię, ale mamy poczucie, że rząd nad tym panuje.
Jak, przyjmując za punkt odniesienia pandemię, 10 lat temu działały instytucje państwowe?
- Odwołajmy się do faktów. Po informacji o katastrofie przez wiele godzin nie było decyzji kto jedzie na miejsce zdarzenia, nie było decyzji, że tam powinni pojechać technicy kryminalistyczni. To się robi w przypadku każdego zdarzenia ze skutkiem śmiertelnym. Trzeba zabezpieczyć materiał dowodowy na miejscu. Dla mnie, rodzin innych ofiar, to był dzień, w którym trudno było zebrać myśli, ale po to jest aparat państwowy i służby, które nie powinny tracić głowy, ale wiedzieć co należy zrobić. Przypominam sobie jak w aktach prokuratury zalega list medyków sądowych, którzy 10 kwietnia 2010 roku powiedzieli, że natychmiast powinni jechać na miejsce i zabezpieczyć dowody. Jak nie dostali przez trzy dni odpowiedzi, zrozumieli, że nikt od nich nie oczekuje wykonania swojej pracy. Wysłali pismo i wskazali, jakie czynności są konieczne, żeby wyjaśnić, co tam się wydarzyło. Ten chaos i blokowanie procedur… W przypadku koronawirusa nikt nie był gotowy na taką skalę. W przypadku katastrof są procedury od lat. Trzeba wiele złej woli, żeby nie skorzystać z procedur, które były ustalone.
Popatrzmy na obywateli. Po tragedii byliśmy solidarni, działania miały charakter wspólnotowy. Dzisiaj też mamy pomoc sąsiedzką. Te wydarzenia umacniają wspólnotę, czy to nasze myślenie życzeniowe?
- 10 lat temu my tej solidarności ludzkiej i empatii zyskaliśmy bardzo dużo. Jestem za to wdzięczna Polakom. My potrafimy się jednoczyć nie tylko w sytuacjach dramatycznych, ale też na co dzień. Mam nadzieję, że te dni spędzone w domu, uświadomią nam co jest w życiu ważne, jakie powinny być relacje między ludźmi. 10 lat temu sobie to uświadomiłam, dzisiaj też tak na to parzę. Najważniejsze jest bycie dobrym dla drugiego, żeby pomóc. Są dzisiaj wspaniałe gesty. Jeden pracuje, drugi oddaje 13 emeryturę na maski, inni je szyją, ludzie robią sobie zakupy. To otucha w trudnych chwilach.
Czyli traumy wpisują się w pamięć społeczną?
- Wyzwalają w ludziach to, co najlepsze. Ludzie mają w sobie wiele dobrego. Czasem nie zawsze dobro wygrywa, ale uważam, że większość ludzi ma w sobie bardzo dużo dobra. Jest kwestia okoliczności i umiejętnego pokierowania tym, żeby słabsze cechy naszego charaktery zredukować. Wierzę w Polaków.
Jak pani ocenia wiedzę na temat tragedii sprzed 10 lat?
- Ja do tego podchodzę bardziej jako prawnik, nie córka. Wiem co się stało 10, 11, 12 kwietnia. Mówiłam o tym. Niezabezpieczenie dowodów powoduje, że będziemy kuleć przez wiele lat. Tak się stało. Dzisiaj prokuratura robi co może, żeby na podstawie szczątków dowodowych odtworzyć to, co się wydarzyło, żeby to miało walor wiarygodności. W procedurze karnej prokuratorzy posługują się opiniami biegłych. Jest kwestia kategoryczności tych decyzji. Biegły może powiedzieć, że materiał jest skąpy i jest prawdopodobne, że było tak i tak. Może też powiedzieć, że ta wersja jest wykluczona, ta pewna. Dzisiaj prokuratura robi wszystko, żeby te ustalenia były kategoryczne, żeby otworzyć przebieg, podać przyczynę i na koniec rozmawiać o winie. Cierpliwie do tego podchodzę. Wiem, że ludzie czekali latami na swoje procesy. Nasi bliscy zginęli jadąc do Katynia. Zdawali sobie sprawę, jak ważna rzecz tam się wydarzyła. Trzeba o tym pamiętać. Pamiętam ile naród musiał czekać, żeby o Katyniu się dowiedzieć. U mnie w szkole Katyń praktycznie nie występował. Nauka historii kończyła się na wybuchu II wojny, omówieniu kluczowych decyzji. Katyń był przemilczany. O tym co tam się wydarzyło, dowiedziałam się od rodziców.
Mówi pani o pracy prokuratorów. Kolejny raport zapowiada komisja smoleńska. Oczekuje pani na niego z nadziejami?
- Komisja Badania Wypadków to organ państwowy. Ona ma inne uprawnienia, inne oczekiwania są względem ich prac. Myślę, że prace obu ciał są dla nas ważne. Oczekuję jasnego, klarownego stanowiska popartego dowodami. Chciałabym uniknięcia podawania szczątkowych informacji, które by dawały pole do spekulowania. Polacy i rodziny chcieliby wiedzieć jak to wyglądało, żeby te typowana były wolne od dyskusji pseudoekspertów, które nieraz toczyły się w mediach po takich cząstkowych informacjach.
Jak ta tragedia zdeterminowała późniejsze życie rodzin ofiar? To prośba o osobistą refleksję.
- Jestem w szczególnej sytuacji. To było odwrócenie świata do góry nogami. Do kwietnia 2010 roku byłam osobą prywatną. Z życiem publicznym, z życiem medialnym nigdy nie miałam nic wspólnego. Mając tak silnego ojca z każdą trudną sprawą szłam do niego z prośbą o wsparcie, radę. W ciągu kilkudziesięciu minut zostałam sama. Stanęłam w obliczu dramatu, konieczności podjęcia szeregu szybkich decyzji. Przypomnę moje przesłuchanie w Moskwie. Ono miało specyficzny przebieg. Obcy kraj, obce państwo, nie wiem w jakim budynku, z kim. Musiałam reagować na przebieg tego postępowania, nie mając możliwości przedyskutowania tego z kimkolwiek. Od 10 kwietnia moje życie się zmieniło. Los pokazał, że dzisiaj jestem posłem drugiej kadencji. Wszystko jest inne. Mam poczucie, że tych 10 lat nie zmarnowaliśmy. W naszych domach, w moim domu rodzinnym mamy znowu miłość, ciepło, radość, wspólnotę i pamięć. Zawsze będziemy pamiętać tatę. Zawsze będziemy go wspominać. To jaki dom nam stworzył, w jakim nas zostawił – to udało nam się odbudować. On by tego chciał i byłby z tego zadowolony.
Nie żałuje pani, że zamiast wielkich, państwowych uroczystości, będziemy mieli skromne, osobiste obchody w nadzwyczajnych okolicznościach?
- Dzisiaj świat trawi ogromna tragedia. Widzimy obrazki, mamy tylu zakażonych, tylu zmarłych. Dzisiaj ważna jest kwestia bezpieczeństwa ludzi, personelu medycznego. Będziemy się modlić. Dzisiaj pamiętamy o bliskich, ale nie łammy zasad. Musimy wygrać i tę bitwę. 10 lat temu się pozbieraliśmy, dzisiaj też wygramy. To wymaga potrzeby serca. Damy radę. Wszystko dobrze się skończy.