Małgorzata Piotrowska - absolwentka szkoły im. Kenara w Zakopanem, absolwentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Były pracownik kilku krakowskich teatrów, terapeuta w szpitalu im. Babińskiego w Krakowie.

Jak zapamiętała pani dzień wyborów?

- Niedziela, piękna, słoneczna. Masa ludzi, którzy wybierali się na wybory. Obserwowałam z okna. Wszyscy po kościele szli pełnymi rodzinami, co się nie zdarzało wcześniej, właśnie do głosowania. Odświętnie ubrani. Moja koleżanka, Hania stała przed budynkiem i po wyjściu pytała każdego "na kogo pan, pani głosowała?" i robiła taką ankietę. I okazywało się, że prawie wszyscy głosowali wtedy na listę "Solidarności". Nie było innej opcji. Zresztą fakt, że nie udało się tylko jednego mandatu zdobyć też o czymś świadczy. I to, że wszystkie mandaty do Senatu przeszły. To było bardzo ważne. Wszyscy wierzyli, że to będzie uczciwe. Byli obserwatorzy, były komisje w środku, które bardzo pilnowały rzetelności tych wyborów. Faktycznie było to fajnie przeprowadzone. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki.

Pamięta pani na kogo pani głosowała?

- Za bardzo nie, ale wiem, że na pewno głosowałam na ludzi nauki i kultury. Wierzyłam zawsze, że możemy mieć oparcie w tych ludziach. Na pewno na pana Kozłowskiego i panią Hennelową.

Jakich zmian spodziewała się pani po wyborach?

- Wolności. Tego, że będziemy mieć paszporty w domu, tak jak nam obiecano. Że rynek się uwolni, ceny się uwolnią. I że za 25 lat, też nam tak obiecywano, będziemy mogli mieć to wszystko, co mają ludzie na Zachodzie.

Które z pań oczekiwań zostały spełnione?

- Paszport mam. Nie muszę się ubiegać. Teraz nawet na dowód osobisty, po przystąpieniu do Unii przecież, można jeździć. Mamy dostęp do wszystkiego. Wszystkie nowinki techniczne docierają bardzo szybko. Jesteśmy bombardowani wręcz techniką z każdej strony. Brakuje bliskości ludzi. Ludzie oddalili się od siebie w tym czasie.

Jakie były pani największe rozczarowania po 89' roku?

- Ludzie zaczęli tracić pracę. Moje najbliższe koleżanki, koledzy stawali w bardzo trudnych sytuacjach, przed bardzo trudnymi wyborami. Często kończyło się to wizytami u psychiatry, w szpitalach. Ludzie nie mogli po prostu znieść tej presji, że nagle po tylu latach tracą miejsce pracy, bo następuje prywatyzacja. Bardzo skomplikowane życie mieli moi znajomi. Zresztą masa ludzi z kręgów kultury i sztuki... Pamiętam jak aktorzy kelnerowali w restauracjach, bo nie było dla nich pracy. To samo dotyczyło muzealnictwa. Powstawały nowe rozgłośnie radiowe – to było fajne. Ale z kolei upadały te, które od lat istniały. Które nie potrafiły się zreformować, przekształcić.

Co zalicza pani do swoich największych sukcesów?

- Nie wiem. Żadnego takiego spektakularnego nie odniosłam. Starałam się żyć zawsze według swoich własnych zasad. Nigdy się chyba temu nie sprzeciwiłam. Zgodnie z własnym sumieniem. Tak bym to nazwała. I to chyba mój największy sukces, że nigdy nie opowiadałam się zdecydowanie ani po jednej, ani po drugiej stronie, jeżeli takie były. Moje własne sumienie dyktowało mi to, co mam robić. Tym się kierowałam.

Czy takie podejście było opłacalne?

- Nie zawsze. W pracy to się nie sprawdzało. Ale trzeba mieć jakieś zasady w życiu.

Co traktuje pani jako swoją osobistą porażkę?

- To, że dożyliśmy takich czasów, że arogancja władzy jest tak straszna, że odczuwa się to na każdym kroku. Najbiedniejsi ludzie są ci najmniejsi. Władza tego nie widzi albo nie chce tego widzieć. Wyobrażaliśmy sobie na początku, że będzie zupełnie inaczej. Jak Tadeusz Mazowiecki był pierwszym premierem, to ten rząd był dosłownie uwielbiany. Pani Niezabitowska była taką świetną osobą, która doskonale reprezentowała premiera. Wyobrażaliśmy sobie, że tak zawsze będzie. Okazało się inaczej. Kariery, pieniądze i duża arogancja.

Czy angażowała się pani w jakieś działania polityczne lub społeczne?

- Na początku tak, w czasach "Solidarności" na pewno. Później pochłonęła mnie praca zawodowa. W tej chwili jeszcze pomagam w różnych fundacjach, w ruchach społecznych. W tej chwili angażuję się bardziej niż na początku. To są fundacje, które pomagają osobom chorym psychicznie, bo pracuję w szpitalu psychiatrycznym. I młodzieżowe ruchy.

Pani status materialny zmienił się w trakcie tych 25 lat?

- Każdy coś tam osiągnął w życiu. Nie spodziewałam się nigdy, że będę miała samochód, własne mieszkanie. Takie drobne sukcesy. Ale to jest taka "middle class".

Kogo wymieniłaby pani jako symbol ostatniego 25-lecia?

- Tadeusza Mazowieckiego. Niezaprzeczalnie jest to postać wielka, charyzmatyczna. Taka, która bardzo dużo dobrego wniosła. Przełamała wszystkie bariery na początku, kiedy wygraliśmy te wybory. Przede wszystkim był to szalenie mądry i inteligentny człowiek. Potrafił skupiać wokół siebie ludzi, przewidywać niektóre rzeczy. Wiedział, kim się otaczać.

Czy jest coś, czego pani najbardziej żałuje z tych rzeczy, które wydarzyły się w pani życiu w ciągu tych ostatnich 25 lat?

- Edith Piaf, powiedziała, że nie należy żałować niczego. Ja też nie żałuję.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 

 


Partner Główny: