Zapis rozmowy Bartłomieja Maziarza z burmistrz Tuchowa, Magdaleną Marszałek.
To ostatni dzwonek, żeby złożyć deklarację do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Termin mija w czwartek. Na wczoraj w Tuchowie taką deklarację złożyło 41% właścicieli budynków. Tyle jest wprowadzonych do systemu. Macie ich więcej? Mieszkańcy składają deklaracje? Można je złożyć przez internet, ale też przynieść do urzędu miasta lub gminy
- Tak. Na ten moment mamy około 45%. To ciągle spływa. Widać duży ruch w deklaracjach. Termin jest jednak krótki, a deklaracji brakuje.
Założeniem tej bazy jest to, żeby gminy wiedziały, czym mieszkańcy ogrzewają domy. Pani wie, ile osób pali kopciuchami?
- Jeszcze nie wiem. Nie ma wszystkich deklaracji. Z tego, co mamy, wynika, że większość ma piec do wymiany.
Będzie pomocna taka baza emisyjności?
- Bardzo pomocna. Wykorzystamy to też przy kontrolach. Mamy obowiązek to prowadzić. Będziemy też mieć jasną sytuację, ile osób jeszcze powinno wymienić piece, o jakie środki gmina powinna się zatroszczyć, żeby to wspomóc.
Tuchowowi powinno szczególnie zależeć na szybkiej wymianie pieców. Miasto zostało kilka lat temu uznane przez WHO, jako jedno z 15 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Wysoko Tuchów był też w rankingu Polskiego Alarmu Smogowego. Tuchów zakwalifikował się jednak do rządowego programu Stop Smog, na który dostał 4,5 miliona złotych na modernizację domów. Miało być nawet 121 budynków zmodernizowanych. Mieszkańcy mogą liczyć nawet na 50 tysięcy złotych dotacji. Ile budynków jest w programie?
- Faktycznie 121 budynków mamy w programie. Na ten moment 50 osób złożyło prawidłowe wnioski i są w programie. Są przygotowane audyty. 9 domów jest objętych przetargiem, jest wykonawca i prace ruszają. W następnym czasie ogłaszamy kolejny przetarg. Cały program jest pilotażowy. Przetargi są nieco inne niż przy standardowych inwestycjach.
Dlaczego to tak wolno idzie?
- Mieszkańcy mają dylematy, czy przystąpić. Jest mało wiary, że takie pieniądze trafiają do mieszkańców. Do tego przygotowania. Bez audytu energetycznego nie ocenimy, jak wiele prac potrzeba, żeby ograniczyć zużycie energii. To też prace długotrwałe. Nasi pracownicy kilka razy odwiedzali każdy dom, analizowali, uzgadniali prace z mieszkańcami. To prywatne domy. Każdy ma swoje zdanie. Było trudno. Był to skomplikowany proces, ale mamy już procedury, które to przyspieszają.
To jest do przyszłego roku. Zdążycie zakwalifikować te 121 budynków?
- Myślę, że zdążymy. Mieszkańcy zainteresowali się tym, bo widzą, że dochodzi do konkretnych prac. Możemy to przedłużyć do 2024 oku, ale liczę, że zakończymy to w terminie, na pewno zakwalifikujemy domy. Damy radę.
Dotacja to nawet 53 tysiące, ale musi być wkład własny mieszkańców. To 10%. 5000 złotych w obecnych realiach dla najuboższych to problem?
- Nie takim problemem, żeby nie było chętnych. Jest odsetek ludzi, którzy nie mają jak przystąpić. Nie mogą zaciągnąć kredytu, nie mają oszczędności. Takie domy zostaną. Na te 121 domów z gminy znajdziemy chętnych. Widzimy zainteresowanie.
Zgodnie z uchwałą Sejmiku, do końca roku w Małopolsce mają zniknąć kopciuchy. W ostatnim czasie nasiliły się apele samorządowców, żeby odroczyć ten obowiązek, lub wprowadzić okres abolicji, żeby na początku roku mieszkańcy nie byli karani. Pani by się podpisała pod takim apelem?
- Tak. Z moich obserwacji wynika, że jakby samorządy miały większe wsparcie finansowe, jakbyśmy mogli dać dotację mieszkańcom, szybciej byśmy to zlikwidowali. W Tuchowie mamy od 3 lat gminny program, procedury są małe, do 5 tysięcy każdy mieszkaniec może dostać. Idzie to sprawnie. Kwestią są pieniądze.
Według medialnych informacji, samorządy, które przyjęły tak zwaną uchwałę anty-LGBT, nie będą mogły liczyć na dofinansowanie z Krajowego Planu Odbudowy. Rada Gminy Tuchowa najpierw przyjęła taką deklarację, potem na pani wniosek wycofała się z tego. Bała się pani możliwości starania się o takie pieniądze, czy chodziło o kwestię ideologiczną?
- Tu chodziło o kilka kwestii. Moje stanowisko jest jasne. W samorządach nie powinno być polityki. Uchwała nie była wypracowana przez mieszkańców, większość radnych, burmistrzów. Powstało to w środowisku politycznym. Spowodowało to więcej podziałów na dole, niż przyniosło korzyści.
Zawiesiły współpracę też wasze miasta partnerskie. Teraz to wróciło?
- Tak. Pomógł dialog między nami. To było trudne. Był Covid, nie mogliśmy się spotkać z Francją, Niemcami. Próbowaliśmy jednak tłumaczyć, dlaczego ta uchwała budzi takie kontrowersje. My mamy inną kulturę, inne podejście do rodziny. Zachód tego nie rozumie, bo żyją w innym świecie. Zabrakło dialogu.
W piątek po dwóch latach budowy ma zostać otwarta obwodnica Tuchowa, która omija zatłoczony rynek, ale już nie klasztor w Tuchowie. Tam w piątek zaczyna się Wielki Odpust Tuchowski. Korków należy się spodziewać. Krótka obwodnica Tuchowa coś zmieni? Ulży mieszkańcom?
- Tak. Bardzo wiele zmieni. Możemy mówić o innym przebiegu, ale dawno klamka zapadła. Ta krótka obwodnica ułatwi mieszkańcom życie. Podczas odpustu będą duże problemy, ale on trwa 10 dni, nie 365. Badanie obwodnicy pod kątem odpustu nie jest tym, o co chodzi. My chcieliśmy centrum bez korków, bez hałasu, bez spalin. To osiągniemy.
Obwodnica ma niespełna 3 kilometry, kosztowała województwo ponad 63 miliony złotych. Większość to dofinansowanie z UE. Wysoki koszt tłumaczono tym, że obwodnica ma być jednocześnie wałem przeciwpowodziowym. W trakcie budowy wał został rozmyty Spełni swoje zadanie?
To było w trakcie budowy. Trudno oceniać efekty. Życie pokaże. Nie jestem specjalistą.
Liczy pani na to? Tuchów był doświadczany przez powodzie.
- Mam nadzieję, że te ekspertyzy się urzeczywistnią i tak będzie, że część obwodnicy ochroni mieszkańców ulicy Ryglickiej.
Jeśli ktoś pojedzie obwodnicą Tuchowa, to gdzie warto się zatrzymać w okolicy Tuchowa?
- Mimo wszystko warto wkroczyć na sam ryneczek. Jest urokliwy. W okolicach jest Brzanka, tuchowski las, wieczorem do kina, do muzeum. Jest masa miejsc.