Maciej Gawlikowski - dziennikarz, producent., W latach osiemdziesiątych działacz Konfederacji Polski Niepodległej. Autor wielu reportaży i dokumentów telewizyjnych: "Zastraszyć księdza" o prześladowaniu przez Służbę Bezpieczeństwa ks. K. Isakowicza - Zalewskiego i "Pod Prad " o historii KPN. Książka jego współautorstwa "Gaz na ulicach" została uznana decyzją czytelników w konkursie Książka Historyczna Roku im. Oskara Haleckiego za książkę historyczną roku 2012 w kategorii popularnonaukowej. Żonaty, ma syna.
Jak pan zapamiętał 4 czerwca 1989 r.? Gdzie pan wtedy był? Na kogo pan głosował?
- To końcówka okresu bardzo, bardzo ciężkiej pracy. Pracy w kampanii wyborczej kandydatów KPN, przede wszystkim Leszka Moczulskiego, przewodniczącego KPN, który kandydował z Krakowa. Miałem mieszane uczucia. Docierały już sygnały, że jest zwycięstwo, że czerwoni przepadli. Że skala tego zwycięstwa jest dość duża – to cieszyło. Z całej kampanii wyborczej pozostał potężny "kac", niesmak, te wybory były niedemokratyczne. Nie tak, jak się mówi, że były w 30% demokratyczne, a do Senatu w 100% demokratyczne. Nawet na te miejsca nieobsadzone przez czerwonych, na które był niby wolny wybór, to był dziwny wybór. Kandydaci czerwoni, komunistyczni i kandydaci "Solidarności" mogli prowadzić w pełni kampanię, mogli korzystać z radia, telewizji. Mieli dostęp do drukarń, mogli drukować plakaty, mieli przy swoich nazwiskach na plakatach, na obwieszczeniach, na kartach do głosowania nazwy organizacji, które ich popierały. Kandydaci spoza układu Okrągłego Stołu, tak jak Konfederaci Polski Niepodległej tego wszystkiego nie mieli. Odmówiono nam wtedy dostępu do mediów, nie było mowy o zamówieniu oficjalnie plakatów. Efekt był taki, że nasza kampania była kampanią zupełnie partyzancką. Plakaty były drukowane w drugim obiegu tak jak przez całe lata 80. - na powielaczach. Były małe, szare i brzydkie. Zderzyliśmy się z potężnym walcem tej propagandy solidarnościowej. Dochodziło wręcz do fizycznych starć, kiedy te nasze marne plakaty, ale klejone potężnym wysiłkiem bardzo wielu ludzi, były zaklejane masowo, równo, w 100% wielkimi, kolorowymi plakatami "Solidarności". Nerwy puszczały, doszło do paru starć ekip "plakatowych". Tu wynik był odwrotny niż w wyborach, zdecydowanie zwycięski po naszej stronie. Ale to wszystko nie było optymistyczne. Ci, z którymi do niedawna byliśmy po jednej stronie, nagle w wyniku układu, do którego przystąpili, układu z Magdalenki, później z Okrągłego Stołu, zostali dopuszczeni konfitur, stąd hasło "tylko Solidarność".
A jakich zmian spodziewał się pan po wyborach?
- Nie przywiązywałem dużej wagi do tych wyborów, do ich wyniku. Tym bardziej, ważne były całe procesy polityczne, geopolityczne, które wtedy się działy. Widać było, że komuniści w Polsce są pozostawieni przez Moskwę sami sobie. Było to wiadome od wielu lat, że nie ma mowy o żadnej interwencji, o żadnej pomocy z zewnątrz. Ta władza nie jest zdolna do żadnego uderzenia, nie jest w stanie zrobić nic. Wtedy należało ją dobić, a nie tchórzliwie podchodzić do sprawy, wchodzić w takie układy, których jeszcze dodatkowo później próbowano ze strony solidarnościowej długo przestrzegać.
To jest to największe rozczarowanie po 89' roku?
- Tak, chyba największą rozczarowaniem było to, że zamiast wykorzystać sprzyjającą sytuację geopolityczną i w roku 89' sięgnąć od razu po wolno i od razu budować wolną Polskę spora część tych elit solidarnościowych poszła na dość parszywe układy. Oczywiście należało pójść na układy, należało rozmawiać, ale na innych warunkach.
Był pan wtedy bardzo młodym człowiekiem. Radykalnym.
- Tak, ale wtedy mówiło się o tym, że to straszny radykalizm. Mówienie o wolnej Polsce, o wolnych wyborach, o usunięciu armii sowieckiej z Polski, że to jest straszny radykalizm. Czy to jest radykalizm? Polska w wyniku tych marnych kompromisów solidarnościowo-komunistycznych utknęła. Z lidera przemian nagle znalazła się w zupełnym ogonie. Wszystkie państwa po kolei z bloku sąsiedzkiego miały już wolne wybory, żegnały resztki armii sowieckiej. A w Polsce wolne wybory parlamentarne przeprowadzono dopiero w końcówce 91' roku. Od kilku osób znaczących ze strony solidarnościowej słyszałem potem opowieści, m.in. mówili mi to Edward Nowak, Jan Rokita, że byli przerażeni skalą zwycięstwa. Byli przekonani, że czerwoni uderzą. Na następny dzień pakowali szczoteczki do zębów, bo byli przekonani, że ich zamkną. To świadczy o tym, jak ta elita polityczna solidarnościowa, opozycyjna była zalękniona, jak była pozbawiona odwagi politycznej. Nie mówię odwagi cywilnej, bo wszyscy ci ludzie, a zwłaszcza ci dwaj wymienieni przeze mnie, byli ludźmi, którzy nieraz dali dowody odwagi cywilnej - siedzieli w więzieniach, byli internowani. Odwaga polityczna jest czymś zupełnie innym. Tej odwagi politycznej elitom solidarnościowym brakło.
A jak zmienił się pana status materialny?
- Za komuny byłem człowiekiem stosunkowo młodym. Żyłem, tak jak wielu ludzi wtedy żyło. Jakoś się żyło. Działając, trochę kolportując, trochę gdzieś pracując. Zupełnie nie wiem z czego, ale wszyscy jakoś żyli. Od końca 90' roku zająłem się pracą dziennikarską, porzuciłem zupełnie jakąkolwiek działalność polityczną.
A pana największy sukces w III RP?
- Myślę, że największy dopiero przede mną.
Jak się panu teraz żyje w Polsce?
- Udało mi się wybudować dom, spłodzić syna, zasadzić parę tysięcy drzew, więc myślę, że nie jest tak źle. Na pewno nie należę do ludzi, którzy mówili, że Polska nie jest wolna, że jest jakimś PRL-em, że jest kondominium. Nie. Mamy wolną Polskę, a to, jak ona jest rządzona, to, jakie partie wybieramy od iluś lat, to jest nasza głupota.
Kogo wymieniłby pan jako osobę emblematyczną, znaczącą w ciągu tych 25 lat?
- Przychodzą mi do głowy same negatywne symbole, więc tutaj nie chcę mówić. Chciałbym nie narzekać i powiedzieć coś pozytywnego, ale jeśli chodzi o polską politykę, to nie widzę jasnej postaci.
A wychodząc spoza polityki?
- Łatwo uciec w banały i wymienić Ojca Świętego. Wiele jest takich osób dla mnie znaczących i istotnych, ale niekoniecznie znanych publicznie. Cieszy mnie, że po 30 latach gra nadal punkowy zespół TZN Xenna.. Cieszą mnie takie małe sprawy, które może dla ogółu nie są istotne.
Partner Główny: