Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą małopolskim, Łukaszem Kmitą.
Wczoraj uspokajał pan, że legionelloza nie zagraża Małopolsce. Od wczoraj zmieniły się statystyki zakażeń?
- To co najważniejsze. W Małopolsce nie mamy ogniska, które by powodowało, że z jednego miejsca mamy większą liczbę osób zakażonych, osób hospitalizowanych. Tego w niedzielę się obawialiśmy. Na terenie powiatu brzeskiego w jednym domu opieki nad seniorami, gdzie było prawie 60 osób, do szpitala trafił jeden pacjent w stanie dość ciężkim. Następnie dwie kolejne osoby trafiły do szpitala w Brzesku. Były obawy, czy legionelloza nie powoduje dużego ogniska, konieczności zabezpieczenia szpitali i wsparcia dla tego prywatnego ośrodka. Te działania były w niedzielę wieczorem i w nocy. Z samorządem powiatu brzeskiego, dyrekcją szpitala i właścicielami tego obiektu, służbami, sanepidem i moimi dyrektorami wydziałów działaliśmy. Sytuacja wyglądała na poważną. Dziś już wiemy, że tylko jeden przypadek legionelli tam wystąpił. Dokonaliśmy analizy, ile przypadków było w latach wcześniejszych. Legionella już występowała w Małopolsce i Krakowie. Nie ma ogniska, Małopolanie są bezpieczni. Popatrzmy, jak legionella się rozprzestrzenia.
Zatrzymam się przy statystykach. 11 przypadków w Małopolsce w tym roku, 6 w sierpniu. Ten najgłośniejszy przypadek w Brzesku. Ten rok odbiega statystycznie od poprzednich?
- Nie. Legionelloza zawsze występowała. Działkowiec, który miał rozwinięty wąż z wodą na swojej działce. Nie używał go, potem go podłączył do sieci. W wężu była woda, która się nagrzała. Pałeczki legionellozy szybko się rozmnażają w wysokiej temperaturze. Doszło wtedy do zakażenia przez przyjęcie tego aerozolu. Drugi przypadek to przypadek z klimatyzacji. Nie ma powodu do niepokoju. Jak jednak wracamy z wakacji, spuśćmy wodę z kranu przez 2 minuty. Jeden z przypadków w Małopolsce został przywieziony z Chorwacji. Widzimy też dane międzynarodowe. Wynika z nich, że w Europie Zachodniej jest wzrost legionellozy. W Niemczech mówią, że to wynik zmian klimatu. Wszystkie służby szczegółowo działają, wdrożyły procedury. Jesteśmy gotowi, żeby szybko reagować i zabezpieczać mieszkańców. Noc z niedzieli na poniedziałek nie była spokojna, ale dane z wczoraj i wyjaśnienia służb powodują, że możemy spać spokojnie. W szpitalach… Szpital Uniwersytecki zadeklarował możliwość hospitalizacji większej ilości pacjentów. Są duże ilości testów na legionellozę. Szczęśliwie ne mamy takiego przypadku jak w Rzeszowie. Tam skala jest duża.
Na czym będzie polegał wzmocniony nadzór nad przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa wody?
- Powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne będą w kontakcie z takimi obiektami, gdzie są osoby starsze i chore. Do szpitali trafiły osoby starsze, albo takie, które miały choroby współistniejące. Są dodatkowe aspekty dotyczące chociażby termicznego zabezpieczenia miejsca, gdzie aerozol może być produkowany. To na przykład prysznice. Sanepid w Małopolsce działa konsekwentnie. Otrzymaliśmy wytyczne GIS, które są wdrażane.
Teraz bezpieczeństwo nad wodą. Kończący się sezon to sezon utonięć. Wakacje w Małopolsce jak się prezentują w statystykach dotyczących bezpieczeństwa?
- Faktycznie mamy około 16 utonięć w sezonie. To dużo, więcej niż w ubiegłych latach. Jest finisz wakacji, patrzmy na bezpieczeństwo nad wodą. Do wody nie wolno wchodzić pod wpływem alkoholu. ITD i policja prowadzą kontrole. Ich jest ponad 1000 jeśli chodzi o ITD. Głównie chodzi o autobusy, które wożą młodzież. Prosimy i apelujemy o zwracanie uwagi. Są burze nad Małopolską. Szczęśliwie nie było ostatnio ewakuacji obozów harcerskich. PSP i inne służby są gotowe, żeby reagować prewencyjnie, ale też nieść pomoc. Ostatnia sobota była z dynamiczną pogodą w Małopolsce. Były wielkie straty w powiecie bocheńskim, brzeskim i tarnowskim. Zerwane dachy… W niedzielę poprzypinaliśmy wójtom i burmistrzom, że istnieje możliwość wsparcia finansowego ze środków rządowych. To realizują gminy. Apelujemy, żeby to robić szybko, tego samego dnia lub następnego. Jak ktoś ma zerwany dach to warto, żeby szybka pomoc była. Potem jest możliwość dalszego wsparcia z budżetu państwa kwotą do 200 tysięcy na odbudowę. Sytuacja w Małopolsce była dynamiczna. Gmina Czchów apeluje o objęcie specjalną uchwałą rady ministrów tego samorządu. Będziemy to analizować. Na miejscu był wojewoda Pagacz, oceniał straty. Samorządy i mieszkańcy nie zostaną bez pomocy. Państwo chce działać szybko i sprawnie. Musi być współpraca z samorządami. One wypłacają środki. My mamy środki na ten cel.
Jeszcze pomoc dla mieszkańców Trzebini. Państwowy Instytut Geologiczny zaprezentował raport dotyczący deformacji terenu w Trzebini. Tamtejsi radni liczą na pomoc państwa. Objęcie terenów zapadlisk stanem klęski żywiołowej jest możliwe? Może pomoc w rodzaju pomoc, jaką otrzymali mieszkańcy Lanckorony w 2010 roku po osuwiskach?
- Po pierwsze zrealizowaliśmy wspólnie z Państwową Służbą Geologiczną i Ministerstwem Aktywów coś strategicznego. To wyznaczenie terenów, które znajdowały się w historycznej eksploatacji. Wyznaczone są miejsca, gdzie powstawały i mogą powstawać zapadliska. Łącznie jest ich 528, wśród nich 62 miejsca są wyznaczone jako istotne. SRK – podmiot powołany przez państwo, żeby ponosić skutki likwidacji – działa. Wypełnia pustki. Część prac jest zrealizowana. Są wykonywane też odwierty kontrolne. Wiem, że mieszkańcy nie do końca byli zadowoleni i nie do końca rozumieli, czemu prace trwają tak długo. Chodzi o diagnozę, gdzie są te pustki. Bez tych badań byśmy byli jak dzieci we mgle. SRK ma wyznaczyć mapę drogową. Możemy dodatkowy teren przeznaczyć w Trzebini, żeby tam zrealizować inwestycje, które zrekompensują mieszkańcom zamieszkanie w tym trudnym geologicznie terenie. Eksploatacja najtrudniejsza była realizowana w latach 80. i 90. XIX wieku i na początkach XX wieku. Nie mamy map i badań z tego terenu. To uciążliwości. Staramy się działać sprawnie. Bez tych mozolnych badań, które realizował niezależny instytut z Krakowa, nie moglibyśmy myśleć o dalszej spokojniej przyszłości mieszkańców części Trzebini. To niewielka część, ale bardzo ważna dla mieszkańców.