Nie ma dnia, żeby nasza radiowa poczta nie pękała w szwach od nowych piosenek. Podobno śpiewać każdy może, a odkąd niemal każdy może nagrywać z niezłą jakością, do boju o uwagę publiczności ruszyło tysiące twórców. Jednak ilość niekoniecznie idzie w parze z jakością. Znalezienie dobrej piosenki i wykonawcy, przy którego osobowości można zatrzymać się na dłużej coraz bardziej przypomina szukanie igły w stogu siana. A jednak czasem zdarza się, że nawet najbardziej zmęczeni dziennikarze muzyczni zaczynają się poruszać żwawiej, a nawet tupać do rytmu. W wypełnionej po brzegi nazwami i tytułami głowie, robią odrobinę miejsca na kogoś nowego i na te parę dźwięków, które przyniosły ożywczy powiew.
Kim jest Zuta? I jak to zrobiła, że nie pomyli się z Zagi ani Zalią? Kto czytał Gombrowicza ma już pierwszy punkt zaczepienia. Kto otworzy buzię ze zdumienia na brzmienie wokalu, ten ma już drugi. I jeszcze „nie dzwoń do mnie, kiedy jestem pijana” oraz „mam okres, przechodzę okres autodestrukcyjny”. Tak bezpośrednio mało kto do tej pory się wypowiadał. A Zuta to tak naprawdę duet. Zuzanna Lipowicz, która niebawem zmieni nazwisko, oraz Maks Mikulski znają się już bardzo długo. Ale razem na scenie są od niedawna. Jak im razem w życiu zawodowym i prywatnym? Jak przełamać lęk wysokości własnego głosu? No i czy panna Młodziakówna faktycznie jest bliska współczesnej Zucie? Odpowiedzi na te i inne pytania w wywiadzie Agnieszki Barańskiej.