Co Witkacy powiedziałby na temat współczesnego świata i Polski? Czy byłby przerażony? Czy oprócz diagnozy, dałby także lekarstwo na bolączki
naszych czasów? Gościem programu "Przed hejnałem" był prof. Janusz Degler, historyk literatury, teatrolog, wybitny znawca twórczości Witkacego, wykładowca w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor „Dzieł zebranych” Witkacego. 

 

- Fascynacja pana Witkacym trwa blisko 50 lat. Po wojnie w szkolnych podręcznikach jego twórczość określana była jako typowy produkt zgniłej epoki imperializmu - dziwaczna i zdegenerowana, ale pana to zaintrygowało.

 

- W szkole nie mogliśmy się wiele dowiedzieć o Witkacym, bo on w latach 90. był na całkowitym indeksie. Nie wolno było cytować go, grać, przywoływać. Zmienia się to w 56. roku w maju, kiedy to Tadeusz Kantor na inaugurację swojego teatru Cricot wystawia "Mątwę" Witkacego, nawiązując do tradycji teatru plastycznego, jaki działał w latach 30. w Krakowie, i gdzie odbyła się prapremiera tej sztuki "Mątwa". Od tego czasu datujemy początek recepcji powojennej Witkacego. W szkole zainteresowałem się Witkacym i chciałem coś przeczytać o nim, ale nie można było dostać jego książek ani dramatów. Dopiero w 1957 ukazało się "Nienasycenie" w Państwowym Instytucie Wydawniczym. To wydawnictwo można nazwać domem Witkacego, bo od 57. roku wydaje wszystkie teksty Witkiewicza, a od 90. roku - dzieła zebrane Witkacego. Lektura "Nienasycenia" wtedy zrobiła na mnie kolosalne wrażenie, odmieniła moje wyobrażenie o powieści, stąd moja fascynacja Witkacym. Chciałem pisać pracę magisterską o Witkacym, ale nie było profesora, który by się podjął tego tematu, dlatego pisałem o dramacie romantycznym. Niemniej jednak udało mi się na II roku studiów dowiedzieć, że w Ossolineum jest wiele rękopisów Witkacego. Mogłem wypożyczyć na miejscu pierwszą powieść, wtedy jeszcze nie wydaną, "662 Upadki Bunga". Okazało się, że w Ossolineum jest kilkanaście utworów Witkacego, bo żona jego Jadwiga, znajdując się w trudnej sytuacji materialnej, zaoferowała Ossolineum kupno tych rękopisów. Ówczesny dyrektor nie bał się ryzyka, jakie mogło nieść ze sobą ich kupno. W ten sposób Ossolineum ma największy zbiór rękopisów Witkacego. Konstanty Puzyna wydał je w dwóch tomach - to było odkrycie dramaturgii Witkacego. Od wtedy rozpoczął się wielki boom w teatrach polskich, które zaczęły grać dramaty Witkacego. To jest taki proces odkrywania Witkiewicza - najpierw odkryliśmy dramaturga, który okazał się dramaturgiem współczesnym, prekursorem teatru absurdu i to prekursorstwo sprawiło, że zaczął robić międzynarodową karierę. 

 

- Witkacy stał się bardzo popularny na Zachodzie. Można usłyszeć opinię, że jest najbardziej znanym i najbardziej tłumaczonym polskim twórcą, pomimo trudności dla tłumaczy, bo mnóstwo słów u Witkiewicza jest nieprzetłumaczalnych. Jak sobie radzą z tym tłumacze?

 

- Miałem okazję w lutym w Zakopanem zorganizować sesję tłumaczy Witkacego. Przyjechało ich 12 z różnych krajów. Wszyscy dzielili się problemami, ale i odkryciami, jakie przynosi im tłumaczenie Witkacego. Wielkie znaczenie dla recepcji Witkacego w świecie miało to, że przedstawienie w Warszawie w 66. roku mógł zobaczyć teatrolog z New Yorku prof. Daniel Gerould, który przyjechał z krytykiem Martinem Esslinem. Znamienna była reakcja Esslina, gdy dowiedział się, że autor sztuki zmarł w 39. roku. Nie mógł uwierzyć, że tę dramaturgię tworzy autor, który żył przed wojną. Gerould został w Warszawie, nauczył się języka polskiego i przetłumaczył wszystkie teksty Witkacego - co miało znaczenie dla recepcji w krajach anglosaskich i w Stanach Zjednoczonych, w których w 70. i 80. latach był bardzo popularnym dramaturgiem. Zaczęła się wtedy także kariera we Francji. Był tam edytor i wydawca Wladimir Dmitriewicz, który miał swoje wydawnictwo w Szwajcarii i postanowił wydać wszystko, co napisał Witkacy. Witkacy jest postrzegany jako jeden z najbardziej oryginalnych polskich pisarzy. Na tej sesji w Zakopanem tłumacze na przykładach pokazywali, jak radzą sobie z językiem Witkacego. Andrzej Wasilewski przetłumaczył wszystkie sztuki na język rosyjski - zrobił na mnie ogromne wrażenie. On w swoim wydawnictwie wydaje konsekwentnie Witkacego. Witkacy trafia w pewne zapotrzebowania społeczne, kulturowe, polityczne i staje się autorem współczesnym. Tak było w Hiszpanii, gdy wystawiono sztukę "Metafizykę dwugłowego cielęcia" - część konserwatywna publiczności uważała, że to było obrażanie rodziny. Takim wydarzeniem politycznym w 68. i 69. roku była premiera "Matki" w Paryżu. Premiera okazała się nadzwyczaj współczesna i wtedy tam się rozpoczął okres recepcji i poznawania Witkacego.

 

- Pan mówi o nim, że był tricksterem, lubił szokować, zaskakiwać, naruszać tabu i konwencje. Stąd ta czarna legenda, która wyrosła wokół niego. 

 

- Ta legenda ukształtowała się za jego życia. To legenda narkomana, erotomana, ekscentryka. Niestety legendy mają długi żywot i zmieniają się w stereotypy, którymi chętnie się posługujemy, zwłaszcza w zetknięciu z twórczością trudną. Oczywiście, walczymy z tymi legendami - mówię to w imieniu znawców Witkacego. Tę walkę rozpoczęła Anna Mycińska i przyjaciele Witkacego, którzy stanowczo sprzeciwiali się uznawaniu Witkacego za narkomana. Nie można nazwać narkomanem człowieka, który stosował narkotyki tylko w celach artystycznych, eksperymentując z różnymi narkotykami, zawsze pod kontrolą lekarza. Witkacy zamawiał słynne wtedy pigułki, które dawały kolorystyczne wizje. Te seanse narkotyczne odbywały się zawsze w obecności lekarza i żony. To, co czuł, co widział było notowane przez jego żonę lub przez niego samego. Trudno nazwać to narkomanią, to było eksperymentowanie. 

 

- Ale też wtedy część narkotyków była dostępna w aptekach albo na receptę.

 

- Kokainę można było kupić w aptece. Nie można na to patrzeć z punktu widzenia dzisiejszego. Alkoholikiem nie był, ale sięgał po alkohol w niemocy twórczej albo depresji. Wtedy oznaczał na swoich obrazach lub listach NP - nie piję. Po zażyciu narkotyku nie sięgał po alkohol przez kilka lat, bo pejotl daje wstręt do alkoholu. Najtrudniej byłoby walczyć z legendą erotomana.

 

- To pan się doliczył 80 kobiet.

 

- Można się doliczyć tylu. Stefan Okołowicz próbuje liczyć wszystkie kochanki. Jednak nie można Witkacego nazwać donżuanem. Nie musiał on zdobywać kobiet, one go zdobywały. Jest to najwszechstronniejszy artysta, który łączy tak wiele dziedzin. A nie powiedzieliśmy jeszcze o jego fotografii.

 

- Był prekursorem selfie.

 

- Robił portrety, które zadziwiły publiczność i znawców fotografii, kiedy zostały pokazane w 1970 roku. Nie chciano wierzyć, że te fotografie polegające na bardzo bliskim ujęciu twarzy, były robione przed 1914 rokiem. To było możliwe po pewnej poprawce aparatu fotograficznego, dlatego było to uznane za prekursorstwo w fotografii. Dzisiaj w każdym podręczniku historii fotografii XX wieku jest Witkacy reprezentowany jedną fotografią. Jest to słynna fotografia, gdy siedzi przy lampie. Jest jeszcze druga legenda o Witkacym, to jest jasna legenda.

 

- Pan to podkreśla, że mimo że cieszył się opinią ekscentryka, dziwaka, oryginała, to miał jasną wizję oceny Polski i Polaków.

 

- Miał jakąś przenikliwą ocenę naszych przywar, wad, historii. Jest studium "Niemyte dusze", które jest psychologicznym studium nad kompleksem niższości Polaków, przeprowadzone metodą Freuda. On jest tam lekarzem narodu, przeprowadza seans, kładzie naród polski na kozetce i dokonuje tego, co freudysta. Celem tego jest ujawnienie kompleksów, które dręczą polski naród. Mają one źródło w naszej przeszłości, przede wszystkim w demokracji szlacheckiej. Owa demokracja szlachecka sprawiła, że Polacy to naród ludzi niezadowolonych z własnego losu. Każdy szlachcic miał nadmiernie wygórowane ambicje, ale nie mógł tych ambicji zaspokoić i to rodziło kompleksy niższości. Witkacy pisze w "Niemytych duszach", że każdy Polak jest nie na swoim miejscu, powinien być na wyższym, lepszym miejscu. Nic dziwnego, że jest sfrustrowany, nikt go nie docenia. Stara się to nadrobić, napuszając się. Jak pisze Witkacy, to pozory, to fikcyjne zalety, megalomania zastępują nam prace nad sobą - stąd się rodzą nasze przywary. Obraz społeczeństwa w "Niemytych duszach" jest przygnębiający. Nie poprzestał tylko na wskazaniu naszych głównych grzechów. Przyjął rolę wychowawcy narodu, i przedstawił cały program naszej edukacji. Jak ojciec jemu, tak on nam powtarza - uczcie się, czytajcie, nie pogardzajcie filozofią, dbajcie o swój rozwój umysłowy, dbajcie o higienę osobistą. Radził także, jak się należy golić, kobietom radził, jakie stosować pudry, jak zwalczać łupież, jak walczyć z hemoroidami. Radził, jak leczyć kaca. Uważał, że raz w tygodniu powinno się iść do łaźni parowej, a od czasu do czasu umyć się całemu.