O tym rozmawialiśmy z naszymi gośćmi w programie "Przed hejnałem", a byli nimi: Kinga Stawarz Popek – familiolog, Maria Sękara, która wychowała się w rodzinie wielopokoleniowej i także w takiej żyje w swoim małżeństwie i Anna Jeziorny, która ma doświadczenie życia z teściami pod jednym dachem.

 

Sylwia Paszkowska: Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest rodzina wielopokoleniowa. To muszą być przynajmniej trzy pokolenia?

Kinga Stawarz Popek: Tak, to rodzina składająca się z kilku generacji, minimum trzech: dziadkowie, rodzice, dzieci. Rodzina wielopokoleniowa kojarzona jest z wiekiem XIX, później zaczęła pojawiać się rodzina nuklearna, czyli rodzice i dzieci.

Sylwia Paszkowska: Domy wielopokoleniowe spotykamy najczęściej w mniejszych miejscowościach, duże, kilkupiętrowe. To wygodne rozwiązanie, oszczędne?

Kinga Stawarz Popek: Tych zalet jest dużo, socjologowie twierdzą, że główną zaletą jest ekonomia właśnie, koszty utrzymania. Oprócz tego, oszczędzamy czas, na przykład w przypadku zajmowania się gospodarstwem.

Sylwia Paszkowska: W rodzinach wielopokoleniowych najgorzej mają te osoby, które dołączają, bo to one muszą się wpasować w pewne rytmy, zwyczaje rodziny. W takich domach to najczęściej kobiety muszą wpasować się w tradycyjne role, a mężczyzna pozostaje często synkiem-chłopczykiem, wokół którego wszystko trzeba zrobić, którego trzeba obsługiwać, a sam nie angażuje się w domowe obowiązki, a już na pewno nie z dużym zaangażowaniem. Jak było u pani, pani Mario?

Maria Sękara: Ja całe życie mieszkałam w domu wielopokoleniowym, byli rodzice, dziadkowie, rodziły się dzieci. Mój mąż też mieszkał w takim domu, ale to on dołączył do nas, zamieszkał w moim domu z moimi bliskimi. Pracował wtedy na uczelni, ale musiał zajmować się gospodarstwem, dużym ogrodem. Nie przeszkadzało mu to, powiem więcej, to dawało nam lepsze warunki życia niż pensja męża. Dziś moje dzieci już ogrodem się nie zajmują, ale z innych powodów, dziś nie ma takiego popytu na jabłka, owoce, ale wciąż pozostała ta przyjemność z rodzinnych spotkań, wszyscy się spotykamy, słuchamy mojego 92-letniego ojca, wspominamy.

Sylwia Paszkowska: Pani Anno, a w pani przypadku życie w rodzinie wielopokoleniowej to był wybór, czy konieczność?

Anna Jeziorny: To był wybór. Po 10 latach małżeństwa kupiliśmy z teściami dom po to, by wspólnie zamieszkać. Rodzice męża zostali sami na Śląsku, uznaliśmy, że będzie lepiej, jeśli zamieszkamy wspólnie, zwłaszcza, że moje dzieci były do dziadków bardzo przywiązane. Wiadomo też, że rodzice się starzeją, więc lepiej, żeby byli tu, z nami.

Sylwia Paszkowska: Ale starych drzew się nie przesadza.

Anna Jeziorny: To były jeszcze stosunkowo młode drzewa, ale większość znajomych uważała, że źle robimy. Ja wiedziałam że odpowiedzialność spadnie na mnie, ale z drugiej strony to miało swoje zalety. Mieszkaliśmy z teściami prawie 20 lat, do ich śmierci. Było trudno, ale mimo wszystko polecam taki model rodzinny każdemu. Nam było łatwiej, bo teściowie byli ludźmi zawsze wspierającymi, lojalnymi, o ogromnej kulturze osobistej, więc wiedziałam, że możemy się kłócić, ale poważny konflikt nam nie grozi. Mnie życie w takim domu bardzo się podobało, nawet moje dzieci mówią, że mogłoby być nas więcej, to chyba najlepsza rekomendacja życia w domu wielopokoleniowym. Ja zaznaczę, że my mieliśmy jeden dom, ale osobne mieszkania.

Sylwia Paszkowska: Dwie kuchnie muszą być.

Anna Jeziorny: Tak, nie wpuściłabym do kuchni innej kobiety.

Kinga Stawarz-Popek: Ten model wymaga świadomości i taktu, rozwagi w tym co się robi, chęci pomocy, chęci wyjścia do drugiej osoby, ale w taktowny sposób.

Sylwia Paszkowska: Niewątpliwie życie w rodzinie wielopokoleniowej ma zalety nie do przecenienia, ale ma też wady, są liczne pułapki.

Kinga Stawarz-Popek: To jest trudne szczególnie dla kobiety, która trafia do takiego domu i musi się podporządkować. Trudno jest wymóc nowy ład, bo w tym modelu więcej osób jest przyzwyczajonych do tego schematu.

Maria Sękara: Inaczej jest na wsi, inaczej w mieście. Na wsi na kobietę spada więcej, bo mężczyzna zajmuje się chociażby gospodarstwem. Miasto rządzi się innymi prawami.

Kinga Stawarz-Popek: Tak, to prawda, choć muszę powiedzieć, że to nie jest tak, że życie w domu wielopokoleniowym jest dobre dla wszystkich. Nie, to bardzo trudne, to wymaga spełnienia wielu warunków. To może się nie udać przy świeżym małżeństwie, zaraz po ślubie. Idealny model to jeden dom, osobne mieszkania, tak jak u pani Anny. To luksus. Znam rodziny, które też przeprowadziły rodziców do siebie, nawet do niewielkich mieszkań, domów, ale wydzieliły rodzicom osobny apartamencik z maleńką kuchnią, osobnym wejściem, małym ogródkiem, to coś w rodzaju bliskiego sąsiedztwa, to dobry sposób na nasze czasy.