Powódź i tym razem pokazała szowinizm gatunkowy?
Niestety zbyt często widzimy to zjawisko. Media pokazują najbardziej charakterystyczne obrazy, jak pies na zerwanym moście. Wówczas budzi się nasza empatia. Natomiast w sytuacji, kiedy w ogóle jest dramat, to po pierwsze spontanicznie myślimy o ludziach i w medialnych narracjach w 99% informacje dotyczą tego, ile uratowano osób ludzkich, jak ludzie to przeżyli. Jeżeli mówimy o ofiarach, to nie liczy się zwierząt.
Nie jest dla Ciebie oczywistością, że nie liczy się zwierząt w ofiarach powodzi?
Jest i nie jest, dlatego że nawet jeżeli nie dochodzi do żadnej katastrofy, to i tak na co dzień w naszych dialogach, sposobie myślenia, funkcjonowania, myślimy w pierwszej kolejności o ludziach jako gatunku czy populacji, kompletnie ignorując fundamenty, na których ludzkość jest ufundowana na przykład takich jak eksploatacja zwierząt, która jest do niczego nieprzydatną, niepotrzebną eksploatacją.
Czy istnieje szowinizm gatunkowy w przyrodzie, między zwierzętami? Jaki gatunek faworyzuje siebie?
W świecie przyrody nie istnieje dyskryminacja jako typowo ludzki sposób wartościowania i wybierania, dokonywania pewnych decyzji na bazie przemyśleń, poglądów i wartości. Z tego prostego względu, że zwierzęta nie posiadają światopoglądów, nie posiadają koncepcji abstrakcyjnych, nie posiadają wartości. Więc nie mogą podejmować decyzji.
Ale są w stanie ocenić, czy ktoś jest większy, czy mniejszy i na tej podstawie uznać go za potencjalną ofiarę polowania?
Ale ta ocena przebiega na o wiele niższym, bardziej prymitywnym poziomie psychologicznym niż u człowieka. Tutaj znowu zarówno ocenianie, jak i dyskryminowanie, jak i moralność to są hasła i zjawiska z bardzo wysokiego poziomu abstrakcji psychicznej. Tu mamy popęd i instynkt, potrzebę fizjologiczną, instynktowne, automatyczne zareagowanie to tak jak na poziomie człowieka, cofnięcie dłoni od oparzenia albo od ukłucia. Jeżeli zwierzę jest głodne, jeżeli odczuwa ból albo ma inne jakieś wrażenie fizjologiczne, pragnienie, jest mu zimno, gorąco, to tutaj nie ma wyboru decydowania, nie ma decyzji, tylko jest pewnego rodzaju automatyczny mechanizm natomiast człowiek, który planuje, rozmyśla, przewiduje, może dokonać wyboru.
A ten już archetypowy „człowiek na bezludnej wyspie”, który w pewnym momencie odczuwa głód i patrzy kogo lub co może zjeść?
To nie byłby człowiek na bezludnej wyspie, tylko człowiek powiedzmy, który ma 10, 14, 16 miesięcy swojego życia i jeszcze neurologicznie i psychologicznie jego struktury pojęciowe nie wykształciły się tak jak u dorosłego człowieka. To byłby adekwatny przykład.
Człowiek dorosły, człowiek na bezludnej wyspie wciąż jest człowiekiem, który ma poglądy, przekonania i myśli. Natomiast u zwierząt nie występują aż tak wysokie czynności psychiczne. Człowiek uczy się faworyzacji, dyskryminacji z wiekiem pewnie około przedszkolnym. Dopiero wtedy nabywa takie krzywdzące nawyki społeczne od swoich rodziców, rówieśników i uczy się dyskryminacji. To nie jest coś naturalnego.
Zatem dzieci są niewinne?
Oczywiście, że są niewinne. Na poziomie najbardziej prymitywnym, że nie dyskryminują, czyli psychika jest moralnie czysta. Szowinizm gatunkowy to są niestety te przywary, które z naszego świata dorosłych są wchłaniane i to nie tylko w jednym konkretnym miejscu, przedszkola, szkoły czy podwórka. Najwięcej pewnie treści przenika w rodzinie.
W kontekście powodzi, do jakiego stopnia – poza emocjonalnie - człowiek powinien narażać swoje życie dla zwierzęcia ?
Do takiego stopnia, do jakiego prawodawstwo nam na to zezwoli. Czyli podam konkret, jeżeli zorganizowano by odpowiednie służby, funkcjonariuszy dedykowanych do pomagania na przykład wybranym wszystkim gatunkom hodowlanym czy gospodarskim na terenach zalewowych oraz innym gatunkom, czyli świniom, krowom, w miarę na tyle, na ile umożliwiają to sprzęt i czas, to wówczas pewne służby typu straż pożarna na przykład ratują powodzian, a równolegle inne służby koncentrują się na trzodzie chlewnej, zwierzętach towarzyszących, zwierzętach gospodarskich.
Zwierzętach dzikich?
To zależy od tego, jak daleko precyzyjne jest prawodawstwo, czas, sprzęt, logistyka, możliwości takich służb. Więc tutaj nie jest tak, że jeżeli dbam o ludzi, to nie mogę zadbać o zwierzęta i jak dbam o zwierzęta, to nagle ignoruję ludzi. Chodzi o odpowiednie rozłożenie zasobów.
Ale zawsze pojawi się ktoś, kto powie, no dobrze, ta grupa, która ratowała w tym momencie zwierzęta, mogła ratować ludzi i wtedy mielibyśmy więcej przypadków ocalonych ludzkich istot?
Z ludzkiej perspektywy to wszystko można tak nagiąć, nadinterpretować, żeby brzmiało czasami absurdalnie. A w momencie, kiedy rozlokowywane są zasoby i pomoc faktycznie dojeżdża odpowiednio wcześniej czy później, no to wydaje mi się, że taka kalkulacja jest rozstrzygnięta na poziomie prawnym, rozporządzeniem, ustawą i się z nią nie dyskutuje. Jeżeli trwa ewakuacja, a z jakiegoś powodu zostały uwięzione konie, które wykonują pracę fizyczną albo zostały uwięzione zwierzęta w sklepie zoologicznym, bo podnosi się poziom wody. To tutaj już pewnie nie ma sensu mówić, czy należy ratować papużki w klatce, czy zwierzęta, które są uwięzione w zagrodzie, bo mamy system, który to reguluje.
Nie mamy takiego systemu i procedur i jedyne co mamy to motywacje emocjonalne. Mecenas Karolina Kuszlewicz sporo o tym pisała z perspektywy prawniczej, czego brakuje w systemie, by takie problemy rozwiązać.
System, prawodawstwo jest bezsilne, więc motywują nas emocje i one pokazują, że ronimy łzy i ogłaszamy zbiórki i w ogóle tworzymy w mediach społecznościowych specjalne fanpage'e, które są ukierunkowane na te zwierzęta, które znowu są najbliżej człowieka.