- Trybunał Stanu to instytucja konstytucyjna. Praktycznie przed Trybunałem Stanu odpowiadać mogą najwyżsi funkcjonariusze państwa. To w Polsce premier, prezydent, ministrowie konstytucyjni. Już nie wiceministrowie. Może to też być przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wreszcie też prezes Narodowego Banku Polskiego. Warunkiem jest to, żeby te osoby naruszyły konstytucję, ustawy lub popełniły przestępstwo w związku z prowadzoną przez siebie działalnością - tłumaczy prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista, w latach 2007–2009 minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
W skład Trybunału Stanu wchodzi osiem osób powołanych przez Sejm i cztery osoby powołane przez Senat. To w sumie 12 osób.
- Tu jest istotna ciekawostka. Według obecnego regulaminu TS przewodniczącym jest zawsze I prezes Sądu Najwyższego. Teraz przewodniczącą jest pani prezes Manowska. W ostatnim okresie rządów PiS zmieniono regulamin Trybunału Stanu tak, ze ona wyznacza skład. Jest taki problem, że może wyznaczy skład tylko spośród osób wskazanych i powołanych przez obecną opozycję - dodaje prof. Ćwiąkalski.
Żeby postawić jakiegoś polityka przed Trybunałem Stanu, musi być wniosek skierowany do Sejmu. Marszałek Sejmu powinien w ciągu 8 dni nadać sprawie bieg. Najpierw wniosek jest kierowany do komisji odpowiedzialności konstytucyjnej. Potencjalnie obwiniony może składać wyjaśnienia. Potem komisja przedkłada raport ze swoich prac, czy rekomenduje postawienie danej osoby przed TS.
- To nie jest jednak takie proste. W przypadku ministra Sejm podejmuje decyzję większością 3/5 głosów osób uczestniczących. Dzisiaj koalicja rządząca tyle nie ma. Procedura nie jest łatwa. Do tego 2/3 składu orzekającego musi orzec o ewentualnym ukaraniu takiej osoby. W zależności od tego, kto będzie w składzie, decyzja nie musi być oczywista. Trybunał Stanu to bardziej kary honorowe: pozbawienie odznaczeń, zakaz pełnienia funkcji na jakiś czas. Trybunał Stanu, który jest jednoinstancyjny, czyli nie ma odwołania, nie może kogoś skazać na 10 lat pozbawienia wolności - mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski.