Zapis rozmowy Jacka Bańki z księdzem Markiem Hajdyłą.
Dla księdza to co obserwowaliśmy w ciągu ostatnich dni: ŚDM i śmierć kardynała Macharskiego, ma wymiar bożego planu? Przyjeżdża papież, odwiedza kardynała, kończą się ŚDM i kardynał odchodzi...
- Faktycznie. Może łatwo popaść w symbolikę, ale trudno nie dopatrywać się tego. Ja to widzę jako kończące się i rozpoczynające epoki życia. Przeżywaliśmy to jak odchodził Jan Paweł II. To był koniec pewnej epoki. Teraz jesteśmy w podobnym momencie. Byłem zaangażowany w organizację ŚDM. Czuję się jednak też jako część pokolenia kardynała Macharskiego. Przyjeżdża papież Franciszek do Krakowa, gdzie biskupem był przez wiele lat kardynał Franciszek. To sztafeta pokoleń. Mieliśmy szczęście być jego wychowankami.
Kardynał Macharski był z nami na Franciszkańskiej 3 w 2005 roku jak umierał Jan Paweł II. Dzisiaj krakowianie są z kardynałem Franciszkiem. Mieszkańcy piszą do nas i mówią, że to będzie puste miasto bez kardynała.
- Tak będzie. Będzie to inne miasto. To już natura i uroda naszego życia. Śmierć jest jego częścią. To przejście w inny wymiar. Ta pustka nie zostaje głucha. Ona się wypełnia dobrem. On to stworzył. Kardynał miał trudną rolę. Widzę to dopiero dzisiaj. On zostawał biskupem po Karolu Wojtyle. To odpowiedzialność, ale on kierując kościołem krakowskim często podkreślał, że nie jest w cieniu, ale w świetle poprzednika. On to kontynuował. Byłem zbudowany takimi zdaniami. One mi pomagały jak zostawałem proboszczem po wielkich poprzednikach. Musiałem się nauczyć tej pokory. Ta lekcja pomagała.
Ksiądz jak będzie wspominał kardynała Macharskiego?
- Jak każdy ksiądz, jako biskupa, który mnie wyświęcił. W 1988 roku ksiądz kardynał Macharski mnie wyświęcił. Potem posłał mnie na parafię, do pracy w radiu, obdarzył mnie zaufaniem. Zawsze mi spieszył z pomocą, klepał po ramieniu. Posyłał mnie na probostwo. To synowskie wspomnienia. On mnie przygotował i zrodził do kapłaństwa.
Prezydent Majchrowski przypomniał, że kardynał odmówił honorowego tytułu mieszkańca Krakowa. Tłumaczył, że nie jest godny. To jest ta słynna skromność kardynała? Czy może to żart?
- Trudno zinterpretować wiele wypowiedzi i zachowań kardynała. To miks pokory i specyficznego poczucia humoru. On był dyplomatą. Wiedział jak coś powiedzieć, żeby dotknąć istoty rzeczy. To była prostota. Nie chodzi o tytuły, ale to był arystokrata. On jak gdzieś wchodził to wszyscy milkli. To był autorytet osobisty, nie urzędu. Jego urząd był dla innych. On miał coś w sobie.
To dziwna rozmowa. Z jednej strony wspominamy kardynała, ale też cieszymy się ŚDM. Nie jesteśmy też bardzo zasmuceni śmiercią. Życie kardynała było piękne. Łącząc te dwie rzeczy musimy pamiętać, że kardynał wychował całe pokolenie, które przygotowało ŚDM.
- Dokładnie. To jest to. Powiedział pan, że on miał piękne życie. Ja bym powiedział, że było pełne. Wiele spraw było jego udziałem. Był następcą papieża, przyjmował papieża. On płakał na Rynku, ale podtrzymywał krakowian na duchu jak papież został postrzelony. W ciężkich momentach stanu wojennego był ostoją. To historia. Jego odejście tuż po ŚDM jest symboliczne. My przygotowaliśmy ŚDM, ale on nas do tego przygotował. On nas wszystkiego nauczył. Te ŚDM były radosne i otwarte, ale też pełne skupienia. To zasługa kardynała Macharskiego.
Mówi o tym ksiądz, który wymyślił papieskiego Krakowiaka.
- Tak. Razem z Marcinem Kobierskim. Te franciszkowe dusze kardynała i papieża się tu spotykają. Ten drobny zabieg, decyzja o przewiezieniu papieża na Błonia tramwajem, to była odpowiedź na jego styl. Taki sam miał kardynał Franciszek. Widzę podobieństwo. Ten święty Franciszek ich razem formował.
Nie ma smutku, jest radość po ŚDM. Jest radość po pięknym życiu kardynała Macharskiego?
- Za to życie panu Bogu dziękujemy. Będziemy się modlić za naszego biskupa.