Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z ks.Jackiem Prusakiem

Marek Jędraszewski mówił, że obrażono miliard chrześcijan na całym świecie. Czy ksiądz czuje się obrażony? I na czym polega obraza uczuć religijnych?

Jacek Prusak: Nie czuję się obrażony, ale rozczarowany. W pewnym sensie nie dziwi mnie, że w rewolucyjnej Francji próbowano wykorzystać najbardziej rewolucyjny rytuał religijny, jakim jest Ostatnia Wieczerza, żeby podkreślić solidarność między ludźmi. Tyle tylko, że gestu Ostatniej Wieczerzy nie da się zrozumieć poza Ewangelią, więc jeśli kontekstem dla interpretacji miał być utwór Lennona, lub jakikolwiek inny świecki utwór -  bądź przedstawienie artystyczne - to niekoniecznie trafiło to do celu. Nie można sobie wyobrazić świata, który jest reprezentowany przez gest Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy, z perspektywy ściśle laickiej.

Tam nie było Chrystusa, nie było apostołów, widziałem za to Dionizosa.

- Dlatego powtarzam: nie czuję się obrażony. Gdyby był Chrystus, byłoby to zdeformowane w taki sposób, że ośmieszałoby ważny symbol chrześcijański. I może czułbym, jak niektórzy katolicy, że obrażono moje uczucia. To było przedstawienie artystyczne. A obraza uczuć jest bardzo pojemną kategorią. Nie obraziło mnie to, ale też nie przekonało.

 

Dlaczego jest tak, ze przedstawiciele religii, nie tylko chrześcijańskiej czy osoby, które są religijne, tak bardzo są wrażliwe na żart, dowcip, wyśmiewanie. Dlaczego nie mają poczucia humoru?

- Poczucie humoru to coś innego. Dla osób religijnych ta symbolika reprezentuje najważniejsze wartości, które nie mogą być wyciągane z kontekstu i obracane w lewo, prawo. To działa też w drugą stronę – ateiści doświadczają obrazy uczuć, jeżeli przedstawi się w sposób ośmieszający coś, co dla nich jest wartością. Jest cienka granica między dziełem sztuki a wykorzystywaniem dzieła sztuki do zaatakowania wartości, które ono prezentuje. Bo tu nie chodziło o dowcip, to nie był kabaret, to było rozpoczęcie igrzysk olimpijskich, które oglądał cały świat. To miało ludzi jednoczyć. Miejsce na kabaret jest gdzie indziej.

Rozumiem, ale to zawsze jest ten argument, żeby jednoczyć tych innych - transseksualistów, osoby LGBT+; oni mają swoje miejsce we Francji, wystąpili więc na ceremonii otwarcia.

- Pan widzi ten symbol w kontekście rytuałów dionizyjskich, a inni -  w kontekście Ostatniej Wieczerzy. To było tak skonstruowane, żeby nie dać jednoznacznej odpowiedzi. Jedni, w zależności od wyznawanych wartości, będą widzieć Dionizosa, inni Chrystusa przebranego za postacie, które służyły artyście do wyrażenia jakiejś idei. Problem w tym, że mówimy o wrażliwości, o sferze symbolicznej, a ona jest bardzo silnie kształtowana kulturowo. Przekazywanie pozytywnej idei jest jednak czymś innym, niż prowokacja. A tu była prowokacja. Jeżeli chcemy to sprowadzić do satyry, to nie sądzę, żeby igrzyska były właściwym miejscem. Z drugiej strony – samo przedstawienie było na tyle nieczytelnie zrobione (w sensie inteligentnie), że można je interpretować na różne sposoby. Musimy pamiętać, że dla osób bardzo religijnych, co pokazują badania z zakresu psychologii religii, moralność to nie tylko kategoria sprawiedliwości i niezadawania cierpienia. To także sfera symboliczna, jak czystość/nieczystość. Wtedy symbolika nabiera znaczenia moralnego, wskazuje na poczucie tożsamości. Padł też argument z drugiej strony: a gdyby tak w trakcie tego przedstawienia obśmiać pewne grupy, to byłaby boska obraza, że kogoś się wyklucza. Pytanie: kto ma prawo do włączania i wykluczania? Tymczasem tutaj w imię włączania wszystkich użyto symboliki religijnej, która tak rozumianej równości nie traktuje jako wartość.

Ale przecież nie było symboli religijnych. Nie było krzyża, był stół.

- Francja jest laickim krajem i w żadnym państwowym wydarzeniu nie mogą być eksponowane symbole religijne. To przedstawienie było więc tak skonstruowane, żebyśmy się zastanawiali – było o religii, czy nie było.

Może dobrze, że dyskutujemy na ten temat.

- Chętnie usłyszałbym o intencji samego autora. Natomiast fakt, że dyskutujemy uważam za dobry, bo nawet jeśli przyjmiemy argumentację tych, którzy czują się obrażeni (katolików lub szerzej -  chrześcijan) i którzy w tej inscenizacji dostrzegają nawiązanie do Ostatniej Wieczerzy, do przedstawienia artystycznego braku podziałów między ludźmi i tworzenia sprawiedliwego społeczeństwa, to w laickiej Francji, na oczach całego świata przywoływany jest jednak symbol religijny, nawet w utopijny sposób. Okazuje się więc, że nie mamy innych symboli. Zgadzam się z tą ideą, ale ona – poza pewnym kontekstem – jest czystą utopią. Czy autor osiągnął swój cel? Tu bym się sprzeczał.

We Francji, co ksiądz podkreśla, jeżeli chodzi o uczucia religijne, panuje pełna wolność słowa. Kościelni hierarchowie i politycy mogą co najwyżej się obrazić, ale w Polsce za obrazę uczuć religijnych grozi do dwóch lat więzienia. Uważa ksiądz, że to dobry przepis? Powinien zostać utrzymany?

- Tak. Podobnie, jak za zdeformowanie flagi narodowej, cokolwiek miałoby to znaczyć. To nie jest tak, że każdy Polak może wziąć polska flagę i zrobić z nią co chce. Takie przepisy są i w innych państwach. Flaga reprezentuje coś, co łączy obywateli kraju, wymaga więc szacunku. Do prezydenta mówimy „panie prezydencie” bez względu na to, czy tę osobę lubimy czy nie.

Karykatury prezydenta czasem się ukazują i nie ma z tym problemu.

- Tak. Sam zapis o obrazie uczuć religijnych mnie nie dziwi, ale on jest w prawie nieprecyzyjny. Kto będzie potem decydował o estetyce obrazy uczuć religijnych? Co to ma oznaczać? Uważam, że zapis jest potrzebny dla ochrony symboli, ale pytanie: czy w przypadku uczuć religijnych istnieje w ogóle jakaś kategoria takich uczuć, w odróżnieniu od, tak zwanych, normalnych uczuć? To pierwsza problematyczna rzecz.

I kto tu ma oceniać? I jak?

- Wprowadzanie surowych kar za coś, co jest tak trudne do zdefiniowania w sposób jednoznaczny, zawsze będzie podatne na manipulację. Będzie o tym decydował nie tylko ten, co ma władzę, ale i ten, któremu nie podoba się to, co przedstawił artysta. I znowu mówimy o cienkiej granicy. Nie będziemy się opierali na prawie, ale na uczuciach.