Ks. Andrzej Augustyński pochodzi z Tarnowa z rodziny o tradycjach politycznych i społecznych. Założyciel Stowarzyszenia SIEMACHA, prezes Fundacji Demos, od 1999 roku pełnomocnik Prezydenta Miasta Krakowa ds. Młodzieży.

4 czerwca 1989 rok?

- Wybory, które trzeba wygrać, aczkolwiek nie do końca wiadomo było, co to znaczy wygrana. W moim przypadku i mojego środowiska było pewne, po której stronie się opowiedzieć. Świat był czarno-biały. Pamiętam później Mietka Gila, stojącego na Siennej na schodach zorganizowanego w tym miejscu Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, który informował, że zdobyliśmy wszystkie głosy, i radość, radość z tego, że wynik jest - może nie zaskakujący - bo wszyscy tego oczekiwali, ale że scenariusz, który został wymarzony, wyczekany przez tylu ludzi, staje się rzeczywistością. Kilka miesięcy wcześniej zostałem księdzem i przyjąłem święcenia kapłańskie. Prezent najlepszy, jaki mógł dostać młody 25-letni człowiek, perspektywę wolnego kraju. Czerwiec czerwcem, ale w sierpniu pojechałem na kurs angielskiego na Maltę i wracałem z Malty przez Rzym. Rano wyszedłem z hotelowego pokoju wypić poranne espresso i zobaczyłem gazety na stojaku, a na gazetach wielki napis: „ Koniec komunistycznych rządów w Polsce” i Tadeusza Mazowieckiego z tą znaną wszystkim Polakom „VAŁKĄ” w Sejmie i wtedy pamiętam, że nie trzeba było kawy. O tym, że mamy niekomunistycznego premiera w Polsce, dowiedziałem się w Rzymie.

Czy były jakieś oczekiwania wobec nowej Polski po wyborach?

- Przede wszystkim moje oczekiwania wiązały się z potrzebą życia w wolnym kraju. W kraju, w którym można mówić to, co się myśli, działać zgodnie z tym, jak się mówi, i myśli, jak się czuje. Żeby na miarę swoich wyobrażeń kształtować życie, nie czuć się nieustannie inwigilowanym, podsłuchiwanym, zagrożonym. A miałem ku temu ponadstandardowe powody, ponieważ wychowałem się w rodzinie, która z polityką miała związek od pokoleń. W ostatnim pokoleniu miała ogromne traumy z powodu aresztowania mojego stryjecznego dziadka Zygmunta Augustyńskiego, który został uwięziony, skazany na piętnaście lat więzienia oczywiście ze spreparowanych powodów. Później skutki tego aresztowania i ten strach, który sparaliżował życie rodzinne, no więc ja z tą atmosferą miałem do czynienia osobiście, blisko i to oczywiście porządkowało moją wizję świata, ale także konstytuowało moje marzenia. Miałem poczucie zaciągania zobowiązań. To, co sobie wymarzył Zygmunt i za co zapłacił taką cenę, czułem, że to trzeba jakoś unieść, na to trzeba odpowiedzieć, na te jego niespełnione marzenia. Ja się musiałem jakoś do tego odnieść. Ten stosunek do nowej Polski, która rodziła się w czerwcu 1989 roku, był taki zapośredniczony pokoleniowo.

Które z tych oczekiwań zostały spełnione, wydarzyły się?

- Właściwie wszystkie. Ja wiem, jak to brzmi: moim zdaniem w każdej dziedzinie jest zwycięstwo. To wolny kraj, bezpieczny, rozwijający się w dobrym tempie. Oczywiście mamy cele i pretendujemy do tych, którzy mają lepiej i szybciej się rozwijają. Wielu to powtarza, ale niewielu w to w pełni wierzy, Polska znalazła się w sytuacji tak dobrej, tak bezpiecznej jak nigdy dotąd.

Czyli pytanie, jakie były największe rozczarowania po 1989 roku, w przypadku księdza w ogóle nie powinno paść?

- Zgadza się. Nie było wielkich rozczarowań. Właściwie z dzisiejszej perspektywy konflikty między Lechem Wałęsą a Tadeuszem Mazowieckim, czy kolejne podziały polityczne, one już nie miały znaczenia. Zresztą z mojej obecnej perspektywy tracą ważność. To jest pewien etap dojrzewania naszej świadomości zbiorowej i dojrzewania społecznego, zresztą nie tylko w tej dziedzinie, a każdej innej. Trzeba dojrzewać, trzeba robić korekty i uczyć się tego, że świat, ludzie wymagają czasu.

Co jest największym sukcesem III RP?

- Unia Europejska. To, że jesteśmy jej częścią. To, że nie tylko nie jeździmy do Berlina jak do raju, w którym są sklepy z uginającymi się półkami, ale też, że nie nastawiamy radia, szukając sygnału Radia Wolna Europa, ale możemy uczestniczyć jako pełnoprawny członek wszystkich procesów, które dotyczą wolnych narodów. Jesteśmy traktowani podmiotowo, że jesteśmy krajem, który na mapie Europy i świata odgrywa istotną rolę. Że mamy paszporty u siebie, a nawet nie musimy tych paszportów zabierać ze sobą, żeby pojechać w dowolnym kierunku. No właśnie, możemy podróżować nie w celach handlowych, tylko po to, by poznawać świat.

W tej drodze 25-letniej była jakaś porażka, ale osobista?

- Szczerze, nie było znaczącej. Całe te dwadzieścia pięć lat to jest najpierw próba, a potem realizacja projektu pod tytułem: Siemacha. I oczywiście tu można mówić o tych porażkach. Odczuwałem skutki takiego ideologicznego podejścia do młodych ludzi. Po 89' roku rozwiązano czy ograniczono działalność organizacji młodzieżowych, zmniejszono ilość zajęć dla dzieci, bo one były wkomponowane w system PRL. Moim zdaniem skutkiem tego było to, że w początkach lat 90. mieliśmy potężne problemy z młodymi ludźmi. Wtedy, kiedy startowała Siemacha, w 1992-93, mieliśmy wysyp przestępczości, mieliśmy mnóstwo dzieci na ulicach. Skala biedy była przerażająca.
Moja aktywność społeczna wyczerpuje się po pierwsze poprzez działalność Siemachy, działalność Fundacji Demos i moje zaangażowanie, kiedy zostałem pełnomocnikiem Prezydenta Krakowa i zostałem urzędnikiem miejskim. Zdecydowanie to dobre i pozytywne doświadczenie.

Jak zmienił się księdza status majątkowy, zmienił się w ogóle?

- Musiałbym przypomnieć sobie, ile miałem pieniędzy w 1989 roku. A nie miałem ich tak mało, bo to był czas po primicjach, a więc wielu prezentach, które także polegały na kopertach zdenominowanych w walucie amerykańskiej. Wtedy to było dużo pieniędzy, dziś już nie jest. Jeśli miałbym porównywać poziom życia wtedy i dzisiaj, to różnica jest radykalna. Po prostu żyjemy wszyscy na lepszym poziomie, ja co do tego nie mam wątpliwości.

Ktoś, kto jest, kto był symbolem tego 25-lecia?

- To pytanie jest najłatwiejsze. Dla mnie taką osobą i moim największym autorytetem jest ksiądz Józef Tischner. Też jest dla mnie symbolem przełomu roku 89'. Jest osobą, która mnie przez ten przełom przeprowadziła także w osobistym sensie. To była bliska relacja i dzisiaj ciągle jest, ciągle wracam do Tischnera i ciągle odkrywam na nowo, jak bardzo mnie ukształtował, ale właściwie mogę powiedzieć, że wtedy w 89' roku i przez wiele, wiele lat później poza Tischnerem nie widziałem świata.

Mija 25 lat i jaka jest myśl w głowie?

- Wdzięczność. Świetnie było przeżyć te dwadzieścia pięć lat i nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego

 

 


Partner Główny: