Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Kraków stanie się erotycznym zagłębiem?

"Środki przeznaczane z budżetu państwa na zabytki są niewyobrażalnie niskie. Ochrona zabytków jest wrzucona do jednego worka ze sportem. Z tego dopiero jest wydzielona ochrona zabytków. To bardzo mały promil. Widać to w budżecie miasta. Jest 2,7 miliona na krakowskie zabytki a Kraków przecież żyje z zabytków. Są to śmieszne kwoty." - tłumaczyła na antenie Radia Kraków dr Monika Bogdanowska, konserwatorka zabytków.

Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr Moniką Bogdanowską, konserwatorem zabytków, członkiem Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa i z Rafałem Romanowskim, publicystą Gazety Wyborczej.

Jacek Bańka: Siedmioosobowa Rada ma dzielić pieniądze na siedem historycznych miast. Kraków na tym nie straci?

Monika Bogdanowska: W stosunku do tego, co było to na pewno tak. Znakomicie, że uda się jakieś fundusze na Kraków dalej pozyskiwać. On był uprzywilejowany. To bez wątpienia najważniejsze polskie miasto historyczne. Zgódźmy się jednak, że inne miasta też potrzebują pieniędzy.

J.B: Rano w Radiu Kraków poseł Fedorowicz mówił, że teraz będzie ważny ten krakowski lobbing. Nie wiem czy możemy w niego ufać, biorąc pod uwagę doświadczenia z drogami.

Rafał Romanowski: Takie słowa budzą u mnie uśmiech politowania. Małopolska jest od dawna poszkodowana, jeśli chodzi o mapę inwestycji rządowych. Krakowski lobbing kuleje od lat. Zaklęcia posła Fedorowicza należy rozpatrywać jako słowa rzucane w nicość. Nie mamy osobowości politycznych, które mogłyby skutecznie walczyć o te pieniądze. Ochrona zabytków jest na szczęście na tyle wzruszającym tematem, że być może coś się uda osiągnąć. Jestem jednak pesymistą.

J.B: Pani myśli, że uda się przekonać przedstawicieli innych miast, że Krakowowi należy się więcej?

M.B: Na pewno się nie uda. Będzie walka i trudno mieć o to pretensje. Środki przeznaczane z budżetu państwa na zabytki są niewyobrażalnie niskie. Ochrona zabytków jest wrzucona do jednego worka ze sportem. Z tego dopiero jest wydzielona ochrona zabytków. To bardzo mały promil. Widać to w budżecie miasta. Jest 2,7 miliona na krakowskie zabytki a Kraków przecież żyje z zabytków. Są to śmieszne kwoty.

J.B: Tak naprawdę jedyna szansa na to, że wspólna suma będzie na tyle wysoka, że po podzieleniu na siedem da sumę zbliżoną do dzisiejszej?

R.R: Tak, ale trzeba pamiętać, że w walce o środki trzeba unikać strzałów samobójczych. Niedawno przedstawiciel SKOZK powiedział, że Krakowowi należy się najwięcej, w przeciwieństwie do zabytków Śląskich, które nie są polskie. To samobój. W całym myśleniu o Krakowie, jako o wizytówce w świecie, trzeba uważać. Nie można pokazać, że nam się należy wszystko, bo efekt może być odwrotny.

J.B: Zamykając sprawę, co powinniśmy robić? Nie można założyć rąk, trzeba walczyć o pieniądze na zabytki.

M.B: Pieniądze to nie wszystko. Czasem pieniądze są a zabytki i tak są niszczone. Nie o to chodzi. Trudno ratować dziedzictwo bez pieniędzy, ale musimy pamiętać, że chodzi także o indywidualną dbałość o najróżniejsze obiekty.

J.B: Co powinno nas bardziej oburzać? To, że Stare Miasto zamienia się w zagłębie usług erotycznych czy tandeta tego świata?

R.R: W wielu przypadkach nie wiemy nawet co się dzieje. W Wenecji corocznie przyjeżdża masa turystów a oryginalnej Wenecji tam nie ma. Pizza jest robiona przez Chińczyków. Podobnie jest w Krakowie, ale w tym nie ma nic dziwnego. Taki jest los miast popularnych w świecie. Na naszych oczach wyrasta zagłębie erotyczne. Nie wiem czy słowo burdel ma mocne znaczenie czy jesteśmy jeszcze daleko od tego. Nasuwają mi się także porównania z Tajlandią. Powoli w Krakowie następuje skręt w tę stronę. Spróbujmy z tym jakoś walczyć. To co widzimy teraz na Rynku Głównym, w postaci tej rozświetlonej na czerwono kamienicy i panienek z różowymi parasolami, to jest dopiero preludium do wielkiej ofensywy tego przemysłu, który już istnieje.

J.B: Może to po prostu biznes jak każdy inny? Po prostu takie usługi zastępują inne?

M.B: Ja się zgadzam, że właściciel nieruchomości może z nią robić co chce. Martwi mnie jednak postawa miasta. Miasto było beneficjentem społecznych pieniędzy na ratowanie zabytków. Przez 35 lat kamienice wokół Rynku przeszły remonty, między innymi po to, żebyśmy zachowali historyczne miasto, jako wyraz naszej kultury. Teraz jest kompletne sprymityzowanie. Mieszkańcy uciekają a Stare Miasto staje się niebezpieczne.

J.B: Zasadne jest podkreślanie tego, że z tych społecznych pieniędzy korzystają dzisiaj „burdelmamy”?

R.R: Oczywiście, że tak jest. Ktoś wykonał gigantyczną pracę, żeby stworzyć tutaj warunki dla takiego biznesu. Mnie to nie dziwi. Jestem zdziwiony, że dopiero teraz zdajemy sobie z tego sprawę. Pierwsze sygnały były już wcześniej. Kiedyś była informacja, że matka Madzi pracowała tańcząc na rurze w krakowskim klubie go-go. To jest ślad, że miasto staje się stolicą takich ofert. Mimo że nie mamy miasta zalanego ulotkami rozebranych panienek, to trzeba zdać sobie sprawę, że to Kraków jest celem turystów. Ta oferta rozkwitnie jeszcze bardziej.

J.B: Czego by państwo oczekiwali od samorządowców? Skoro można napisać uchwałę o zakazie handlu w niedziele i święta, to prawem miejscowym kilka spraw można by uregulować.

M.B: Można, ale trzeba mieć wizję. Ja widzę, że miasto pośrednio czerpie zyski z sutenerstwa. Miasto bierze pieniądze z korkowego i wydaje niekończące się decyzje na lokalizacje nowych punktów z alkoholem. Służby nie radzą sobie z rozbojami w centrum. Miasto nie pomaga lokatorom kamienic, którzy się skarżą na awantury. W tej sytuacji można zmienić tylko samorządowców.

J.B: Co może Rada i prezydent?

R.R: To walka z wiatrakami. Nie wyobrażam sobie przyjęcia dekretu o zakazie świadczenia usług erotycznych w centrum. To przyczynek do rozmowy z mieszkańcami, jak oni to widzą. Prezydent i radni nie byli w stanie wymyślić niczego ciekawego. Dajmy głos mieszkańcom. W dekrety i rozporządzenia nie wierzę, raczej w działania doraźne jak podwyższanie podatków za taką działalność. Może w ten sposób uda się ich wygonić. Tacy przedsiębiorcy na jednym drinku pijanego klienta mogą zarobić 25 tysięcy złotych. To dobry trop. Nie jestem pewien czy odgórne zakazy przyniosą jakieś rozwiązania. To co pani powiedziała to jest ważne. Kraków czerpie dochody z takiej działalności. Na tym opiera się sukces turystyczny wielu miast Tajlandii, które postawiły na coś takiego. Podobnie jest w Amsterdamie. Kwestią czasu jest kiedy się obudzimy w erotycznym zagłębiu. Z taniego miejsca, gdzie można się napić taniego polskiego piwa, będziemy najszerszym burdelem tej części kontynentu.


Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię