Jak nisko będzie musiał pokłonić się wysłannik Waszyngtonu w Moskwie?
Amerykanie przyzwyczaili nas ostatnio do tego, byśmy postrzegali ich postawy, to co oferowali światu w bardzo krytyczny sposób, który kazał widzieć te Stany jako jakiegoś wręcz podwykonawcę Rosji. To zupełnie asymetryczna relacja nieprzystająca do tego, czym są Stany Zjednoczone i jak wiele argumentów mają w relacjach z Rosją. Więc gdyby poprzestać na tym stwierdzeniu, to bardzo nisko musiałby się pokłonić. Wczoraj mieliśmy jednak do czynienia z sytuacją, co do której chyba cały czas należy jeszcze tutaj zakładać, że to nic pewnego, ale która chyba przywraca te stare, dobre Stany Zjednoczone, które pokazują Rosji miejsce w szeregu i to raczej ten wysłannik będzie oczekiwał jakiegoś pokłonu ze strony Rosji.
Po słynnej już prowokacji w gabinecie owalnym z końca lutego, teraz Ukraina chyba wyszła na swoje, bo trudno będzie nazwać ją krnąbrną czy niechętną pokojowi.
Mamy powrót do sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia w początkowym okresie prezydentury Donalda Trumpa, czyli takiej, gdzie to Ukraina rzeczywiście jest faworyzowana przez Stany Zjednoczone. Tylko trudno powiedzieć na ile jest to trwała zmiana. Donald Trump w ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu dni przyzwyczaił nas do tego, że regułą już nie jest jakaś stałość, a zmienność. Troszeczkę się obawiam, czy przypadkiem nie dojdzie do jakiejś sytuacji, w której znów odwrócą się role, odwrócą się zasady.
Czy wiwaty mogą ogłosić ci, którzy twierdzili, że Donald Trump w jakiś sposób testuje Ukrainę?
Nie wiem czy można w ten sposób powiedzieć. Nie wiem czy to co się wydarzyło, to jest dowód na jakąś wielką grę Stanów Zjednoczonych, szachy 5D w wykonaniu Donalda Trumpa. Prawdopodobnie mamy do czynienia z sytuacją, w której Amerykanie zorientowali się, że dotychczasowy sposób postępowania z Ukrainą, ale też z innymi sojusznikami w kontekście Ukrainy po prostu jest nieefektywny. Ukraina się nie poddała, twardo obstawała przy swoich racjach, twierdząc, że nie zgodzi się na kapitulację, którą de facto oferowali Amerykanie. Europa nie ugięła się przed Stanami Zjednoczonymi. Przeciwnie, mamy do czynienia z jakimś rodzajem konsolidacji, z przygotowywaniem się na sytuację, w której Stany Zjednoczone nie są tym najważniejszym graczem. W samych Stanach Zjednoczonych też słychać te pomruki niezadowolenia z różnych stron. Po pierwsze: od zwykłych ludzi, a po drugie - ze strony nawet republikańskich polityków, że Stany Zjednoczone postępują w sposób niegodny supermocarstwa, więc może to prawdopodobnie jest wyraz jakiejś kalkulacji.
Donald Trump jednak lubi podejście z takim podniesionym czołem, ale Stany Zjednoczone bezzwłocznie właściwie wznowiły po wczorajszych deklaracjach o rozejmie wsparcie wojskowe i wywiadowcze dla Ukrainy.
Bardzo szybko, bo jeszcze przed północą z Polski wyruszyły kolejne amerykańskie transporty.
A czy to nie jest moment, by zażądać więcej? Ta dotychczasowa „kroplówka” militarna daje Ukrainie opcję zachowania status quo, ale nic ponadto.
Jeśli rzeczywiście jest tak, jak mówi Donald Trump, a powiedział po wczorajszych ustaleniach z Arabii Saudyjskiej, że jeśli Rosji nie uda się nakłonić do przyjęcia wypracowanych tam warunków, to Stany Zjednoczone nie będą miały innej opcji, tylko dalej wspierać Ukrainę.
Trump powiedział, że użyje wszelkich metod. Co to znaczy?
Te wszelkie metody sprowadzają się do tego, że pokój będzie wymuszany siłą, a wymuszanie siłą oznacza nie tylko wspieranie armii ukraińskiej na dotychczasowym poziomie, ale musi - jeśli ma to być działanie efektywne - musi też doprowadzić do sytuacji, w której armia ukraińska będzie miała znacznie więcej atutów niż ma w tej chwili, mówiąc najogólniej.
Czyli sankcje, misja pokojowa?
Najprawdopodobniej, najszybszym sposobem na to, żeby zmusić Rosję do pokoju jest rozbudowa potencjału armii ukraińskiej. Ukraińcy poradzili sobie z kryzysem mobilizacyjnym. Ludzi im w tym momencie nie brakuje. Brakuje im zachodnich technologii wojskowych, odpowiedniej ilości dronów, odpowiedniej liczby sprzętu ciężkiego. To wszystko Stany Zjednoczone i oczywiście Europa są w stanie armii ukraińskiej dostarczyć, przy czym Stany Zjednoczone mają tutaj kluczową rolę do odegrania.
Przynieśmy się na drugą stronę frontu. Zapewne zauważył pan, że od wczorajszego wieczora Kreml milczy. Boję się, że to jest cisza przed burzą. Są głosy z Moskwy, że być może Władimir Putin traktuje tę propozycję jako swoistą pułapkę.
Moskwa chyba właśnie się urealnia, ale może też nie do końca, bo jakkolwiek Rosjanie byli bardzo zaskoczeni tym, w jaki sposób ostatnimi czasy postępowały z nimi Stany Zjednoczone, to jednak nie do końca tej amerykańskiej hojności ufały. To co się wydarzyło wczoraj tak naprawdę jest powrotem do starych relacji, w których Rosja musi się po prostu liczyć i obawiać Stanów Zjednoczonych. Nie sądzę, żeby Putin był tym jakoś szczególnie zaskoczony. A jak zareaguje? Biorąc pod uwagę rozmaite uwarunkowania, będzie musiał odrzucić tę ofertę rozejmu, bo zakłada, że jest w stanie osiągnąć więcej, kontynuując militarną presję na Ukrainę.
Czyli nie ma tutaj nadziei, te rozmowy nie przyniosą tego oczekiwanego skutku? Czyli to jest jednak tego rodzaju przepychanka?
Paradoksalnie dla Ukrainy przyjęcie warunku wypracowanego wczoraj też nie byłoby zbyt korzystne. Przy założeniu oczywiście, że Stany zostają w grze i że pomagają Ukrainie, że tak jak wspomniałem wcześniej, nawet ta pomoc jest zintensyfikowana - to scenariusz, w którym ta wojna dalej trwa, długofalowo mógłby się okazać korzystny, bo musimy pamiętać, że Putin jest przekonany, że wywalczy swoje na froncie, ale gra też troszeczkę vabank i znów popełnia ten sam błąd, który popełnił na początku inwazji - przeszacowuje swoje możliwości. Rosyjska armia i rosyjska gospodarka nie jest w stanie prowadzić długotrwałej wojny. Oni w ciągu kilku miesięcy sami będą zmuszeni prosić o pokój.
Pytałem pana o to, co wiemy właściwie po spotkaniu w Arabii Saudyjskiej, a czego nie wiemy o arabskich negocjacjach, a co powinniśmy wiedzieć, czego chcielibyśmy się jeszcze dowiedzieć?
Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć jaki będzie zakres tej amerykańskiej pomocy. Czy wracamy do realiów „kroplówki”, czy jednak czegoś więcej. Chciałbym się dowiedzieć skąd się biorą źródła optymizmu amerykańskiego sekretarza stanu, który twierdzi, że z wielką nadzieją inaczej twierdzi, że Rosjanie tę propozycję przyjmą. Być może jednak gdzieś tam dogadano się w Moskwie. To oczywiście jest gdybanie, ale zastanawiam się skąd się ten optymizm Marca Rubio bierze.
Dzisiaj Wołodymyr Zełenski zapytany konferencji, o to czy Rosja przyjmie ten rozejm i czy ewentualnie były jakieś rozmowy wcześniej z Rosją – z takiej sugestii prezydent Ukrainy nie był zadowolony, bo to by była rozmowa ponad głowami Ukraińców.
Ale de facto te rozmowy są prowadzone, zawsze były prowadzone. Nawet w czasach Bidena istniały kanały komunikacji między Stanami Zjednoczonymi a Rosją z oczywistych powodów. Oba kraje są mocarstwami nuklearnymi i nie mogą pozwolić sobie na to, by ze sobą nie rozmawiać. Więc rozumiem na poziomie emocjonalnym reakcję prezydenta Zełenskiego, ale na poziomie takim faktycznym, politycznym, politologicznym - tutaj się nie ma na co oburzać.
Gwarancje bezpieczeństwa - to jest coś, o czym też chyba chcielibyśmy wiedzieć. Czy się pojawią? Na razie nie ma o tym mowy. Jeśli gwarancje bezpieczeństwa, to dla Ukraińców wiarygodne są Stany Zjednoczone, a dla Rosjan chyba tylko Chiny, a trudno oczekiwać, żeby Pekin i Waszyngton się tu dogadały?
Bardzo trudno tego oczekiwać. Nie wiem w jaki sposób pogodzić tutaj obie strony. Mam wrażenie, że tak naprawdę to nie spokój ducha wynikły z tego, że Rosja i Ukraina mają gwarancję bezpieczeństwa, będzie powodem zakończenia tej wojny czy jej zawieszenia, ale fakt, że obie strony będą zbyt wyczerpane, by tę wojnę prowadzić dalej.