Gościem Jacka Bańki był profesor Łukasz Mamica z Uniwersytetu Ekonomicznego:

W tym tygodniu Parlament Europejski przyjął tak zwaną dyrektywę naprawczą. Odtąd klient w Unii Europejskiej, będzie miał zagwarantowany dostęp do naprawy każdego w zasadzie produktu. Czy zmienia to coś w modelu gospodarczym obowiązującym obecnie? Czy zmieni w jakiś sposób ten model?

Miejmy nadzieję, że to będzie kluczowy moment dla zmiany myślenia przede wszystkim o środowisku naturalnym. Dyrektywa ma spowodować, że przestaniemy patrzeć na produkty jedynie w kategoriach ceny, natomiast zaczniemy myśleć w kategoriach oddziaływania na środowisko, a w efekcie również obniżenia cen tych produktów.

Komu to się opłaci?

Chodzi to, żeby, mówiąc wprost, produkty przestały być jednorazowe. Kto na tym zyska, kto straci?

Skorzystamy na pewno my, konsumenci. Teraz mamy sytuacje, kiedy produkt celowo nie nadaje się do naprawy, kiedy produkty są plombowane, wymagają specjalnego serwisu naprawczego, wbudowywane są baterie, których nie da się wymienić. To są działania, które powodują, że produkt wyrzucamy i kupujemy nowy. Nie będzie już sytuacji, że naprawiamy w autoryzowanym serwisie. Będą serwisy lokalne, nieautoryzowane przez producenta, nie będzie możliwości odmowy przyjęcia do naprawy produktu. To powinno zachęcić nas wszystkich do powrotu do tego, co było wcześniej. Młodsze pokolenie tego nie pamięta, ale  w PRL-u standardem było zanoszenie różnych urządzeń i przedmiotów do naprawy, nawet parasolki; nie mówiąc o drobnym sprzęcie AGD, który był lepiej przystosowany do tego, żeby go naprawiać.

Groźne elektrośmieci

Czy dyrektywa mówi wprost, że producenci mają zakaz utrudniania naprawy sprzętu, który produkują?

Bardzo trudno jest zdefiniować, jakiego typu działania są dopuszczalne, a jakie nie. Mowa jest o obowiązku oferowania konsumentom naprawy w rozsądnej cenie. Lista produktów będzie poszerzana, na razie obejmuje lodówki, zmywarki, pralki, smartfony. Producenci będą musieli również udostępniać części zamienne do popsutych sprzętów. To się już powoli dzieje, ale teraz to będzie niejako wymuszane na producentach.

Także producentach z Chin? Przecież chińszczyzna płynie do nas szerokim strumieniem.

Nie ma znaczenia, skąd te produkty będą pochodzić, chodzi o to żebyśmy zmienili sposób myślenia. Pamiętajmy, że w Unii Europejskiej generujemy 35 milionów ton odpadów rocznie. Bez zmiany w zakresie generowania, zwłaszcza tak zwanych elektrośmieci.

Co z przedłużoną gwarancją?

Przestanie mieć sens płacenie więcej za jakiś produkt tylko dlatego, że gwarancja będzie dłuższa?

Prawdopodobnie pozostanie rozwiązanie, że możemy opłacić wydłużony termin gwarancji. Chodzi o to, żeby producent wydłużył żywotność tych produktów i zmienił sposób ich projektowania na wymianę części. Badania konsumentów w Europie pokazują, że ponad 3/4 wolałaby naprawić swoje urządzenia niż kupić nowe, a więc jest społeczne przyzwolenie na to, żebyśmy wrócili do bardziej zrównoważonej gospodarki. Dobrym rozwiązaniem będzie stworzenie platformy unijnej, gdzie będziemy mogli przez wyszukiwarkę wpisać na przykład, że mamy uszkodzony odkurzacz i pojawi się lista punktów, które w okolicy zajmują się takimi naprawami. Rządy państw członkowskich mają dwa lata na wdrożenie dyrektywy, więc czasu jest jeszcze sporo. Nie znaczy to jednak, że nie powinniśmy już teraz myśleć i działać.

Elektroodpady do eko-pudełek. W Krakowie jest ich już 9

Bony na naprawę, fundusze naprawcze

Dotknę wątków, jak się wydaje bardzo ważnych, o których pan mówił. Przede wszystkim - jaki jest do tego potrzebny model finansowy? Najczęściej słyszymy od mechanika, że nie opłaca się naprawiać, bo to dużo kosztuje, lepiej wyrzucić i kupić nowe.

Dyrektywa nie mówi, jak to w praktyce będzie wyglądało - każde państwo musi podjąć odpowiednie działania. Rozważanym narzędziem są na przykład bony na naprawę, to rozwiązanie będzie w jakiś sposób dofinansowane ze środków unijnych, albo też fundusze naprawcze na tworzenie miejsc pracy. Pamiętajmy, że jeżeli zaniesiemy dany produkt do naprawy, to po pierwsze stworzymy miejsce pracy, po drugie tam ktoś odprowadzi podatki lokalnie, po trzecie będzie mniejsze obciążenie dla środowiska. Suma korzyści będzie większa niż ewentualny koszt związany z tym, żeby zachęcić do tego systemu. Kluczowym elementem jest to, żebyśmy zmienili swój sposób myślenia o produktach - o tym, żeby one funkcjonowały jak najdłużej, były naprawiane.

Europa wyznacza trendy

Zakładając, że zepsuła się panu profesorowi lodówka, żeby kupić nową, 1200 zł minimum trzeba zapłacić, a jaka jest ta maksymalna suma, którą by pan zapłacił za jej naprawę?

To zależy od informacji dotyczącej gwarancji po naprawie. Ja akurat staram się naprawiać sprzęty gospodarstwa domowego, myślę, że 30% to jest rozsądna kwota, którą można zapłacić za naprawę. Przypomnijmy korzyść z rozwiązań, które wprowadziła Komisja Europejska, dotyczącą ujednolicenia zasilaczy do telefonów komórkowych. Dzięki tym regulacjom mamy standard - nawet największy amerykański producent będzie zmuszony do przejścia na ujednoliconą europejską wtyczkę, więc działania Europy przynoszą ewidentnie efekty i wyznaczają nowe trendy. Także w zakresie myślenia o środowisku.

"Nieważne jak małe, do recyklingu się nadaje"

A czy mamy w ogóle specjalistów, czy trzeba będzie ich kształcić w szkołach branżowych, żeby powstawały zakłady naprawcze?

To też będzie wymagało czasu. Szkolnictwo branżowe, zawodowe to jest pewien grzech zaniedbania, który popełniliśmy w latach 90. likwidując zbyt pochopnie system kształcenia zawodowego, albo bardzo go ograniczając. Mamy dwa lata na dostosowanie się do tego systemu. Jest też kwestia sygnałów rynkowych, czyli kiedy pojawia się popyt na pewne usługi, to młodzi myślą, że widzą przyszłość zawodową w jakiejś branży. Miejmy nadzieję, że ta sytuacja na rynku pracy w jakiś sposób się unormuje.