Jak przygotować się na pierwsze spotkanie z psychoterapeutą?
- Przygotowywanie się do pierwszego spotkania nie jest konieczną czynnością, którą należy wykonać. Jeżeli czujemy się zaniepokojeni jakimiś zjawiskami w naszym życiu, to najlepiej przyjść z otwartą głową i po prostu porozmawiać. Do psychoterapeuty należy poprowadzenie rozmowy w taki sposób, by jak najwięcej w czasie pierwszego spotkania ustalić i odpowiednio poprowadzić cały proces terapeutyczny. (…) Po pierwszym spotkaniu można już wyciągnąć wnioski dotyczące tego, czy ta pomoc będzie sprzyjająca i korzystna.
Naprawdę już na pierwszym spotkaniu?
- To powinno być obowiązkiem psychoterapeuty, psychologa, żeby szybko ustalić, czy pomoc będzie metodą skuteczną i trafną oraz konieczną. Czy po pierwszym spotkaniu? Może niekoniecznie po pierwszym. Zbyt ambitny cel postawiłem przed terapeutą i przed osobą, która szuka pomocy. Jednak drugie spotkanie jest w stanie naprawdę wiele powiedzieć.
Już po pierwszym spotkaniu będziemy mogli stwierdzić, czy terapeuta jest osobą, z którą zechcemy rozpocząć „wędrówkę po świecie duszy”?
- Od razu zaprotestuję - to nie jest wędrówka po świecie duszy. Kiedy terapeuta skłania nas do tego rodzaju usługi, to od razu uciekajmy z wrzaskiem albo powiedzmy sobie uczciwie, że nie dostaniemy u niego psychoterapii. To jest forma profesjonalnej pomocy w trudnościach.
Co powinno nas przegonić z takiego gabinetu?
- Cały problem polega na tym, że często orientujemy się za późno. Jeśli jesteśmy w procesie wymiany lub pracy, to nie dostrzegamy, do czego to zmierza. Ludzie ufają profesjonaliście, dlatego poddają się pewnego rodzaju oddziaływaniom, które czasem trwają zdecydowanie za długo lub nie są trafione do potrzeb. Moja ogólna porada jest taka, żeby nie dać się przekonać, że problem, z którym przychodzimy, leży zupełnie gdzie indziej. Jeżeli czujemy opór w stosunku do tego, co słyszymy w gabinecie, to być może nie jesteśmy gotowi przyjąć sposobu myślenia terapeuty albo terapeuta próbuje z nami zrobić coś, czego nie potrzebujemy. Być może terapeuta nie pozwala rozwiązać kluczowego problemu, bo ma swoje wyobrażenia i pomysł na temat naszych potrzeb. Wtedy powinna zapalić się czerwona lampka.
To nie jest łatwe zadanie. Kiedy zaczynamy proces terapeutyczny, to z całą ufnością oddajemy się w ręce specjalisty, utożsamiając terapeutę z lekarzem i wykonując jego polecenia. Jak powinna przebiegać prawidłowa relacja terapeuty z pacjentem?
- Cały problem polega na tym, że to, co nazywamy psychoterapią, w praktyce miewa różne oblicza. Bardzo dobrym podejściem jest zastanowienie się i uzyskanie informacji od terapeuty na temat: czy przychodzimy z jakimś zaburzeniem, czy możemy otrzymać adekwatną diagnozę, czy jesteśmy w stanie poddać się procesowi leczenia w odniesieniu do tych objawów, które obserwujemy u siebie? I to jest proces zbliżony do oddziaływania w charakterze medycznym. Psychoterapia, sama nazwa wskazuje, jest leczeniem psyche, czyli duszy, ale pod psyche podstawiamy umysł. To jest proces leczenia, który ma określone wymogi, który jest związany z przestrzeganiem określonych zasad etycznych, który jest związany z rezultatami. Terapeuta powinien wytłumaczyć wszelkie wątpliwości związane z przebiegiem procesu. Zasłanianie się tym, że o czymś nie można rozmawiać, ponieważ jest to mistyczna wiedza psychoterapeuty i może zaszkodzić przestrzeni metafizycznej procesu terapeutycznego – jest absurdalne. To jest tak, jakby lekarz nie był w stanie wytłumaczyć pacjentowi, co mu dolega, jakie widzi u niego objawy, jakie są mechanizmy, które za tym stoją. Lekarz ma obowiązek, psychoterapeuta też ma taki obowiązek. Część psychoterapeutów nie prowadzi żadnego leczenia, a stara się prowadzić osobę w pewien proces rozwojowy związany z poradnictwem. Niestety, bardzo mocno się to miesza. Mamy z tym problemy na wielu poziomach: systemowym, szkolenia psychoterapeutycznego, rozwiązań prawnych, które są obowiązujące i które są projektowane. Miejmy nadzieję, że w pewnym momencie dojdziemy do tego, żeby to było jasne i oczywiste. Na razie nie jest.
To czym się kierować wybierając gabinet psychoterapeutyczny? Kwalifikacje są niezbędne, ale jak je zweryfikować, skoro trudno o pełną definicję zawodu psychoterapeuty?
- Problem polega na tym, że nie ma w tej chwili jednoznacznych, skutecznych rozwiązań. Oczywiście, pewną podpowiedzią jest to, czy osoba rzetelnie wykształciła się w danym sposobie pracy i czy ten sposób pracy jest oparty na badaniach naukowych. Wiadomo, że osoba, która idzie do psychoterapeuty, niekoniecznie ma wystarczające kompetencje, żeby to ocenić. Pewnego rodzaju wskazówką jest to, czy dana osoba ma odpowiedni certyfikat powszechnie uznawanego Towarzystwa Psychoterapeutycznego – to dowód, że przeszła jakiś proces weryfikacji. Jednak to nie rozwiązuje problemu. Bywa, że osoby posiadające takie certyfikaty, czasem stosują metody wzięte z księżyca. Czasem też nie przestrzegają wszystkich zasad związanych z procesem odpowiedzialnego prowadzenia psychoterapii. Niekiedy oferują usługi, które nie mają nic wspólnego z leczeniem tylko z formą przewodnictwa duchowego.
Po czym rozpoznać, że proces terapeutyczny, który rozpoczynamy albo rozpoczęliśmy, zmierza na niewłaściwe tory i zamienia się w toksyczną terapię?
- To nie jest łatwe, żeby jednoznacznie odpowiedzieć. Zdarzają się przypadki, kiedy dochodzi do manipulacji osobą, która uczestniczy w procesie psychoterapii, i terapeuta czerpie korzyści z terapii, np. finansowe, seksualne. To jest skandaliczne, nieodpowiedzialne i jest złamaniem wszelkich zasad etyki zawodowej. Są odpowiednie przepisy karne w prawie powszechnym.
Czytałam o przypadku, kiedy terapeuta nawiązał relację seksualną ze swoją pacjentką, która zgłosiła się do niego z poważnym problemem – gwałtu w dzieciństwie.
- Oczywiście, takie przypadki się zdarzają i będą zdarzać, jak w każdym środowisku. Psychoterapeuci nie są święci, bo w każdym zawodzie zdarzają się czarne owce. Przy okazji chciałbym powiedzieć, że komentarze środowiska psychoterapeutycznego, zawarte pod tym artykułem, były dla mnie skandaliczne. To nie jest tak, że to nie była psychoterapia. To była psychoterapia. Mam wrażenie, że wiele tego rodzaju zjawisk, próbuje się regulować na poziomie prawnym. Mamy do czynienia z ustawą o zawodzie psychoterapeuty prowadzoną w Sejmie. Moim zdaniem ta ustawa nie rozwiąże problemu, tak jak sugerują jej autorzy, ale wręcz zalegalizuje.
O jakich problemach mowa?
- Jest ich sporo. Mamy do czynienia z różnego rodzaju poziomami błędnego, niewłaściwego, krzywdzącego sposobu prowadzenia psychoterapii. Nie musi dochodzić do ewidentnej, jednoznacznej krzywdy, czy do łamania prawa, żeby ten proces był niewłaściwy, np.: pogłębianie objawów u pacjenta po to, żeby przeciągnąć terapię i jednocześnie czerpać korzyści finansowe. To jest zjawisko trudne do udowodnienia w sytuacji konfrontacji, ponieważ wiele systemów, czy podejść, zakłada to, że psychoterapia musi się ciągnąć. Co więcej, zakłada, że może występować czasowe nasilenie objawów. I owszem, krótkotrwałe nasilenie objawów może wystąpić w procesie terapeutycznym, co jest związane często z przebiegiem procesu chorobowego. Natomiast, jeżeli taka terapia trwa bardzo długo, jest rzeczą po prostu niedopuszczalną, ażeby terapeuta taką sytuację akceptował. Przeciąganie procesu terapeutycznego może mieć też różne wymiary. Czasem jest związane z niekoniecznie świadomym wzmacnianiem objawów. Nie rozwiązujemy problemu i utrzymujemy pacjenta w złudnym przekonaniu, że jego problemy są rozwiązywane. To też jest rzecz, która jest absolutnie niedopuszczalna. Niedostosowywanie, bardzo istotna kwestia, metod oddziaływania do problemu osoby, która przychodzi po pomoc. Jeżeli terapeuta widzi, że jego metody nie działają, albo wie, że ich skuteczność, zgodnie z badaniami naukowymi, nie pomoże - nie powinni ich stosować. Powinni odesłać pacjenta do innego specjalisty. Jeśli terapia trwa cztery lata i objawy ustępują, to warto zadać sobie pytanie - co było czynnikiem zmiany? Mam wrażenie, że wielu terapeutów tego pytania sobie nie zadaje. Pacjent też nie. A może zadziałały czynniki rozwojowe, czynniki zmiany społecznej? Niektórzy psychoterapeuci w ogóle nie zwracają uwagi na tego rodzaju czynniki. Póki to trwa, to jest super.
Brak poczucia bezpieczeństwa podczas sesji terapeutycznej, brak komfortu psychicznego, przekraczanie granic między życiem prywatnym, a relacją z terapeutą (na przykład terapeuta zacznie lajkować posty na Facebooku pacjenta), nagrywanie sesji terapeutycznej bez zgody pacjenta – to są sygnały, które powinny przestrzec?
- No nie ma takiej możliwości, żeby nagrywać sesję bez zgody pacjenta w jakiejkolwiek formie, czy to za pomocą wideo, czy za pomocą audio. Zgoda jest absolutnie konieczna. Nie ma takiej możliwości, żeby terapeuta przekraczał granice prywatności. Poczucie bezpieczeństwa absolutnie jest jedną z podstaw tego, żeby w ogóle terapia miała sens i była skuteczna. Natomiast, poczucie dyskomfortu - tu bym się zawahał. Czasem proces terapii polega na tym, żebyśmy byli w stanie odebrać przekaz, niekoniecznie tożsamy z naszymi wyobrażeniami. Tego rodzaju sytuacja jest nieprzyjemna, więc w czasie sesji terapeutycznej nieprzyjemne doświadczenia i emocje mogą się pojawić. Obowiązkiem psychoterapeuty jest zadbanie o to, żeby to służyło jakiemuś konkretnemu rezultatowi i procesowi pomocy.
Jaka relacja nawiązuje się w gabinecie między terapeutą a pacjentem? Czy terapeuta staje się mentorem, nauczycielem, mistrzem, przewodnikiem, za którym ślepo się podąża?
- To jest sytuacja bardzo niebezpieczna. Ta relacja niekoniecznie musi być związana z autorytetem psychoterapeuty, który staje się mędrcem, do którego przychodzimy po to, żeby pokierował naszym życiem. To nie jest zadanie psychoterapeuty. Jeżeli czujemy, że w taką relację wchodzimy, a pracujemy z dobrym terapeutą, to możemy mu o tym powiedzieć. On powinien na to zareagować - taki jest jego obowiązek. Psychoterapeuta nie jest naszym przewodnikiem duchowym, mentorem, czy przyjacielem. Nie powinien być. Jeżeli ta relacja przekształca się w tego rodzaju sytuacje, to lampki alarmowe też powinny się u nas zapalać. Co więcej, wypozycjonowanie psychoterapeutów jako mędrców życiowych i przekazywanie przez nich, także w przestrzeni publicznej, świetnych, uniwersalnych porad życiowych - dla mnie od razu jest to niepokojące.
Często pacjent nie zauważa znaków ostrzegawczych, ale jago najbliżsi tak. Co powinno zaniepokoić?
- Oczekujemy zmiany u osoby, która uczestniczy w procesie terapeutycznym. Ta zmiana niekoniecznie zawsze jest odbierana w sposób pozytywny przez jej otoczenie. Kiedy osoba funkcjonuje w patologicznym środowisku, a potem odchodzi – co jest dla niej dobre – owo środowisko postrzega tę zmianę jako złą. Każda osoba, która była przyzwyczajona, że dotychczas miała do czynienia z potulną i uległą osobą, może poczuć zaniepokojenie. Z drugiej strony, sygnały z otoczenia płynące do nas, jeżeli uczestniczymy w procesie terapii (to już jest troszeczkę za daleko, to już jest trochę nie tak, tutaj się dzieje coś niepokojącego) - powinniśmy zawsze odbierać. Jednym z takich sygnałów jest to, że taka osoba dokonuje całkowitej zmiany życiowej, że zaczyna wierzyć w rzeczy, które są całkowitymi bzdurami. Pseudo terapeuci wikłają odbiorcę swoich usług w ciągły system pomocy. Odsyłają od jednego do drugiego, każdy z nich utwierdza tą osobę w tym, że rzeczywiście ma problem, problem wyobrażony i wymyślony przez psychoterapeutę i doprowadzają do zmiany, która jest toksyczna . Takie sytuacje niestety mają miejsce.
Kiedy mówimy o skutkach toksycznej terapii, to pierwsze symptomy zauważa się na poziomie języka (ja jestem najważniejszy, samoświadomość, dobrostan), potem są zmiany zachowania, w końcu zerwanie bliskich relacji.
- To szeroki i ogromny temat. Po pierwsze, rzeczywiście mamy do czynienia z takim zjawiskiem socjologicznym, które się nazywa psychoterapeutyzacją społeczeństwa. To znaczy, uczymy się tego, że należy sobie pomagać. Ok, pomagajmy sobie, kiedy to jest potrzebne. Natomiast, metody, które przez to zostały wdrażane i sam język, którym się posługujemy, zaczynają być nieadekwatne do rzeczywistości. Pamiętajmy, że terapia, jeżeli jest dobrze prowadzona, ma służyć do całkowitego usamodzielnienia. Niejednokrotnie kierunek bywa dobry, ale nadmiarowe jego stosowanie jest zupełnie bez sensu.
Często terapeuci odwołują się do dzieciństwa pacjenta. Szukają błędów rodziców, prowadzą do konfrontacji lub całkowitego zerwania więzi.
- Zacznę od tego, czy dzieciństwo ma na nas wpływ? Tak, ma. Czy relacje rodzinne mogą nas w jakiś sposób kształtować? Tak, mogą. Natomiast, badania pokazują, że wpływ rodziców na to, kim jesteśmy w wieku dorosłym, jest zdecydowanie mniejszy niż innych czynników. Zdecydowanie większy wpływ ma grupa rówieśnicza w okresie dorastania. Zdecydowanie większy wpływ mają geny, procesy rozwojowe. Ciągle zdarzają się sytuacje, kiedy psychoterapeuta szuka zawsze czynników w dzieciństwie. Uważam, że ugruntowywanie u ludzi przekonania, że to wszystko jest związane z dzieciństwem i relacją z rodzicami jest po prostu absurdem i błędem. Czy relacje rodzinne mogą mieć wpływ? Jasne, że mogą mieć wpływ. Natomiast pytanie brzmi, co nam taka wiedza daje? Kultura terapeutyczna próbuje przekonać wiele osób do tego, że mają ogromny wpływ na dziecko i nie mogą popełnić absolutnie żadnego błędu. Sama świadomość tego potrafi być szalenie obciążająca dla rodziców. Jest to po prostu bzdura totalna, bo nie ma ludzi idealnych. Nie próbujemy utoksyczniać tego rodzaju relacji. Nie wszystko jest toksyczne.
Zachęcamy do tego, by szukać spośród 15 tyś terapeutów pracujących w Polsce takich, którzy będą mieć kwalifikacje i kompetencje.
- Zdecydowanie tak. To jest szalenie potrzebne, żeby środowisko psychoterapeutyczne miało zdolność do autorefleksji i oczyszczenia. Niestety, wiele osób, które w tym środowisku funkcjonuje, raczej próbuje zamieścić problem pod dywan albo udawać świętych. Natomiast, jest bardzo wiele osób, które rzetelnie, sensownie i fajnie pracują. Bądźmy czujni, ostrożni, uważni. I taka porada na koniec, że jeżeli rzeczywiście coś nas niepokoi, miejmy odwagę powiedzieć o tym terapeucie. Jeżeli terapeuta uparcie będzie udawał, że problemu nie ma, to wtedy być może należy się z nim pożegnać.