Matka traci syna – w takim kontekście można także spojrzeć na wydarzenia Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku. Rodzic pozostaje osierocony. To określenie, choć tak trafne, jest pełne sprzeczności, bo i śmierć dziecka jest sprzeczna z naturą. „Tracimy swoje dziedzictwo, a nie korzenie” – powiedziała jedna z matek.
Gośćmi programu "Przed hejnałem" były: Weronika Orkisz, mama Henryczka, który zmarł po urodzeniu, Małgorzata Kulawik, która utraciła dziecko w trakcie ciąży, jest także psychoterapeutą i pomaga innym rodzicom m.in. w Krakowskiej Grupie Wsparcia dla Rodziców po Stracie, Ewa Morawiec, psycholog z Małopolskiego Hospicjum dla Dzieci.
Sylwia Paszkowska: Rodzic osierocony - tak myślą o sobie mamy, ojcowie, którzy stracili dziecko. Jednak w tym określeniu jest pewna sprzeczność. To jest wbrew naturze, że dziecko odchodzi pierwsze.
To prawda, a dla osób wierzących jest jedną z najtrudniejszych prób wiary. To dzieci powinny żegnać rodziców, nie odwrotnie. To nawet u najtwardszego człowieka może wywołać ból, cierpienie, współczucie, dobroć. Jan Paweł II powiedział: "Cierpienie dzieci mnie onieśmiela. Odczuwam wyrzut sumienia, że one cierpią, a ja jestem zdrowy".
Sylwia Paszkowska: Każda z pań ma takie przykre doświadczenie. Pani Weroniko, Pani syn zmarł tuż po urodzeniu.
Wiedzieliśmy, że syn ma taką wadę, która dopiero po urodzeniu pokaże się w pełnej krasie - czy ma szansę przeżycia, czy nie. Byliśmy przygotowani na każdą ewentualność. Zaraz po porodzie zespół lekarzy zdiagnozował, że płuca się nie wykształciły. Prosiliśmy lekarzy, by móc obejrzeć dziecko, jak się ogląda dziecko nowonarodzone. Mieliśmy czas, by ochrzcić syna i go pożegnać. To jest doświadczenie bardzo trudne, ale bardzo ważne jest też, żeby znaleźć w sobie siłę, by dziecko pożegnać.
Sylwia Paszkowska: Podczas ciąży wciąż była nadzieja, że to będzie wada, z której da się wyciągnąć dziecko?
Była nadzieja, ale dzieci w domu ciągle pytały - czy będzie żył. Uważam, że z dziećmi trzeba rozmawiać o poważnych i trudnych sprawach
Sylwia Paszkowska: Często myślimy, że chronimy w ten sposób dzieci, a tak nie jest.
Dzieci są bardzo dobrymi obserwatorami. Szczególnie chore dzieci mają taką mądrość, której rodzice dopiero się uczą.
Sylwia Paszkowska: Wielki Czwartek, Wielki Piątek to takie wydarzenia, na które można patrzeć w inny sposób. Jak na matkę, która traci syna. Wiele osób w naszym kraju nie rozumie, że poronienie to też strata dziecka.
W momencie, gdy dowiaduję się, że jestem w ciąży, to już przywiązuję się do tego dziecko, czuję się za nie odpowiedzialna. Ta relacja już od początku się nawiązuje, a tę relację wzmacnia dzisiejsza medycyna. W 7 tygodniu ciąży już mogę usłyszeć bicie serca, chwilę później mogę zobaczyć rączki, nóżki. W momencie, kiedy pada diagnoza, że ono nie żyje, to jest strata, pustka, której nie można opisać.
Sylwia Paszkowska: Miała pani szansę przeżyć żałobę?
Straciłam dwoje dzieci: w 9 tygodniu ciąży pierwsze, drugie w 6 tygodniu. Wcześnie. To był długi proces wychodzenia z żałoby. Sięgnęłam po pomoc psychologiczną, dlatego jestem teraz w stanie o tym mówić.
Sylwia Paszkowska: Często momentem domykającym żałobę jest kolejna ciąża, ale często też kobiety boją się kolejnej ciąży, by nie powtórzył się czarny scenariusz.
Po stracie towarzyszyło mi doświadczenie pustych ramion. Mieliśmy już za sobą dwa porody, po których cieszyliśmy się dziećmi. Po stracie trzeciego mieliśmy poczucie, że mamy puste ręce. Dopiero po porodzie czwartego dziecka mieliśmy poczucie, że jest długo wyczekiwane. Pojawiła się Anula, która anulowała ból po Henryczku.
Sylwia Paszkowska: Nie ma ryzyka, że rodzice próbują zastąpić utracone dziecko kolejnym?
Jest takie ryzyko, ale to jest błąd. Ta utracona istotka jest niepowtarzalna, a nową istotkę należy pokocha ć indywidualnie. Ciągle to poczucie straty będzie obecne, o zastępstwie nie ma mowy, bo "nowe dziecko" będzie krzywdzone. Nie można liczyć cierpienia na centymetry - czy to nienarodzone dziecko, czy małe, czy duże - cierpienie zawsze jest ogromne.
Sylwia Paszkowska: Po poronieniu Pani udało się zajść w ciążę i zostać mamą?
Tak, udało się. W momencie, gdy po porodzie dostałam dziecko do rąk, mogłam odetchnąć. Po urodzeniu jeszcze syna miałam poczucie, że gdzieś są cztery główki, że utracone chłopaki wciąż są obok.
Sylwia Paszkowska: W tej chwili pod opieką Małopolskiego Hospicjum dla Dzieci jest 40 dzieci. To jest 40 rodzin, które przygotowują się na trudny moment.
Walczą o każdy dzień życia dla siebie i swoich rodziców.
Sylwia Paszkowska: Często dzieciom łatwiej pogodzić się z chorobą niż ich rodzicom.
Często skupiamy się na rodzicach, żeby pomóc im przejść przez trudną drogę. Chcemy ocieplić im doświadczenie śmierci. Dzieci są przygotowane do przejścia, dorośli wzdrygają się na myśl o przechodzeniu, na myśl o śmierci, nie umieją o niej rozmawiać. Ważne jest współtowarzyszenie przy odchodzeniu.
Sylwia Paszkowska: Naturalnym wsparciem powinna być rodzina, ale często łatwiej wyciągnąć rękę po pomoc do fachowca. Często doświadczenie traumy nie łączy, ale rozdziela.
Każdy przeżywa na swój sposób żałobę. Łatwiej niekiedy zgłosić się do terapeuty, który pomoże przejść przez żałobę.
Sylwia Paszkowska: Państwu udało się przejść wspólnie przez żałobę, czy każdy radził sobie z nią na swój sposób?
To doświadczenie nas scaliło bardzo. Wszyscy nasi przyjaciele modlili się za nas. Jak myślę o tym trudnym doświadczeniu, to widzę tłum ludzi modlących się za nas.
Sylwia Paszkowska: Zdarza się, że mężczyźni uciekają w pracę. Pilnują się, żeby się nie rozkleić, nie pokazać emocji,
Żałobę trzeba godnie przeżyć. Rozpocząć, wylać morze łez. Dobrze przeżyta żałoba to okres, kiedy wszystkie rozsypane klocki możemy na nowo poukładać Gdy zamykamy proces żałoby, to nie zapominamy o utraconym dziecku, ale jesteśmy otwarci na działanie, na przyjęcie nowego dziecka.
Małgorzata: Gdy sama takiej pomocy potrzebowałam, to pomyślałam, ze mogę pomóc innym rodzicom. Prowadzę pomoc indywidualną, ale też spotykaliśmy się w grupach. Teraz coraz trudniej wyjść po pomoc rodzicom po stracie dziecka.
Sylwia Paszkowska: Czy wiara pomaga? Czy wręcz odwrotnie, rodzi się bunt?
Nie wierzę, że Pan Bóg zsyła na nas takie doświadczenia za karę. Nie jest cynicznym Bogiem, tylko miłosiernym.