W swojej powieści stawiasz bardzo trafne diagnozy. Pokolenie 30-latków ukazane jest jako osoby, które potrafią zdobywać, ale nie potrafią utrzymać i docenić tego, co mają.
Jest tak, dlatego że jako pokolenie millenialsów dorastaliśmy w rodzącym się kapitalizmie. Byliśmy wychowani przez naszych rodziców tak, żeby zdobywać coraz więcej. Myślę, że my jako społeczeństwo byliśmy wtedy w takim momencie, i nadal troszeczkę jeszcze jesteśmy, że nie możemy się zatrzymywać, mamy ambicje i ciągle jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Jeżeli chodzi o kwestie historii, która się wydarzyła w tym kraju i wszystkich tragicznych wydarzeń to jest dla mnie bardzo dojmujące, kiedy słyszę, że wiele osób nie posiada rzeczy po swoich pradziadkach. Nie mamy ich, ponieważ zostały zniszczone w trakcie wojny. Jesteśmy społeczeństwem, które musi wszystko budować i walczyć, więc żyjemy w napięciu nieustannego zdobywania.
Przedstawione przez Ciebie pokolenie, dotknięte pandemią i przyzwyczajone do tego, że jest młode, obudziło się w rzeczywistości popandemicznej i zobaczyło, że nie wszystkie drzwi są dla nich otwarte.
Wydaje się, że milenialsi bardzo długo byli młodzi i długo mieliśmy poczucie, że wiemy, o co chodzi. Razem z tym pokoleniem rodziło się bardzo wiele artefaktów nowoczesności, które już teraz z nami są, czyli narodziny mediów społecznościowych, nowoczesne usługi - tanie noclegi, tanie połączenia, tanie loty. Tłumaczyliśmy tę rzeczywistość naszym rodzicom i nagle pojawiło się nowe pokolenie. Całe światło i uwaga spłynęła na młodszych. W swoim życiu zawodowym zawsze miałem takie poczucie, że jestem najmłodszą osobą w pokoju, ale już nie jestem. Ten moment był bardzo ciekawy do przeżycia i obserwowania samego siebie i innych. Aktualnie różnice pokoleniowe się powoli zacierają i chyba wynika to z tego, że wszyscy zaczynamy żyć bardzo podobnie.
(cała rozmowa do posłuchania)