Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką KO, Katarzyną Matusik-Lipiec.
Jest nowy projekt ustawy okołobudżetowej z podwyżkami dla nauczycieli. Jest też projekt prezydencki, złożony po wecie. Kiedy podwyżki zobaczą nauczyciele, oczywiście z wyrównaniem od stycznia?
- W pierwszej kolejności musi zostać uchwalony budżet państwa. To najważniejsze. Żeby podwyżki wpłynęły na konta nauczycieli, muszą być zagwarantowane w budżecie państwa. One są zaplanowane. Wzrośnie subwencja oświatowa, w której te środki na podwyżki zostały zaplanowane. To ogromne środki w wysokości blisko 23 miliardów złotych. Jeśli budżet zostanie uchwalony, w ciągu 2-3 miesięcy środki wpłyną na konto nauczycieli.
Czyli raczej I kwartał przyszłego roku z wyrównaniem od stycznia?
- Tak jest. Tutaj najpierw środki muszą zostać uchwalone w budżecie państwa. Potem, jako subwencja oświatowa, zostaną przekazane do samorządów, żeby one wypłaciły środki nauczycielom.
Zatrzymam się przy podwyżkach. Dla dyplomowanego nauczyciela to 2200, dla mianowanego ponad 1700, dla początkującego – około 1500 zł. To wystarczające zmiany, żeby ta praca była atrakcyjna dla młodych ludzi? ZNP od dawna mówi, że młodzi uciekają z zawodu, średnia wieku nauczycieli rośnie.
- Ta propozycja ze strony rządu jest taka, żeby nauczyciel rozpoczynający pracę miał nieco wyższą podwyżkę niż nauczyciela mianowany i dyplomowany. Ona ma wysokość 33%. Podwyżki dla mianowanego i dyplomowanego to 30%. To najwyższe podwyżki w ciągu kilku ostatnich alt. To znaczące podwyżki. One nie miały miejsca w ciągu ostaniach ośmiu lat. PO w swoich 100 konkretach, oprócz zapowiedzi tych podwyżek dla nauczycieli, zawarła też zapowiedź zmiany całego systemu wynagradzania nauczycieli, żeby to był system automatycznej rewaloryzacji wynagrodzeń dla nauczycieli, w odniesieniu do warunków gospodarczych w kraju. Nad tym systemem Ministerstwo Edukacji będzie pracowało ze związkami zawodowymi. Pierwsze spotkanie ZNP z panią minister już było. To będzie trwało. To kolejny krok w stronę tego, by systemowo nauczycielom pomóc. Żadne warunki gospodarcze nie mogą negatywnie wpływać na ich pensje.
Jest też projekt związkowców. Chodzi o powiązanie wysokości wynagrodzenia ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Jest wola polityczna na wprowadzenie takiego rozwiązania?
- Jest wola polityczna do rozmów, jak tę sytuację unormować. Czy to będzie w odniesieniu do średniej krajowej, czy to będzie połączenie płac nauczycieli z inflacją? To jest na stole do dyskusji. Będzie to wynik rozmów z ZNP.
To sprawa, którą przeprowadzi większość parlamentarna jeszcze w tej kadencji?
- Tak. Podwyżki i ten stały system rewaloryzacji płac nauczycieli jest w programie wyborczym PO. To będzie realizowane.
Zmiany wymaga także system wynagradzania na uczelniach? Tu też będą 30% podwyżki, ale 1 stycznia czeka nas podwyżka płacy minimalnej. To drastycznie spłaszczy zarobki na uczelniach.
- Tak. Jednak jakby nie te dodatkowe środki, które też wpłyną na konta uczelni, podwyżek by w ogóle nie było. Można na to patrzeć tak, że spłaszczą, ale to realne podwyżki dla pracowników naukowych uczelni, także dla pracowników administracji.
Tutaj system wynagradzania jest uzależniony od wynagrodzeń profesorów. To wymaga zmiany?
- To inna kwestia. Na ten moment w centrum naszego zainteresowania są nauczyciele, także akademiccy. Ta kwestia jest dyskusyjna. Na przyszłość, na ten moment kluczowe są środki w budżecie na 2024 rok, żeby podwyżki miały miejsce za kilka miesięcy.
Kolejny pomysł związkowców to finansowanie oświaty wprost z budżetu państwa, nie przez subwencję.
- To pomysł, który zabiera pewną autonomię samorządom. One są jednostkami prowadzącymi placówki oświatowe. Taka zmiana proponowana przez ZNP by wymagała zgody samorządu. Nie jestem przekonana, że samorząd by to pozytywnie przyjął. Subwencja oświatowa jest tak liczona, żeby zagwarantować samorządom środki na prowadzenie szkół i placówek oświatowych. Propozycja ZNP to pominięcie samorządów w roli dysponenta środków.
Jak realny dziś się wydaje scenariusz jednego kandydata koalicji 15 października w wyborach prezydenckich w Krakowie?
- To realny scenariusz. Ta koalicja świetnie się sprawdza. Współpraca na arenie centralnej, gdzie każdy realizuje założenia koalicyjne, dawałaby większe szanse jednemu kandydatowi koalicji. To realny scenariusz. Na pewno by to wzmocniło kandydata koalicji.
Stawiają państwo warunek, że jeden kandydat, ale pod warunkiem, że będzie to Aleksander Miszalski?
- Trudno mi teraz tak powiedzieć. Kandydatem PO na prezydenta Krakowa jest Aleksander Miszalski. Ta kwestia wspólnego kandydata jest kwestią porozumień między liderami ugrupowań koalicji. Jestem przekonana, że liderzy znają wagę wyborów samorządowych. Zrobią wszystko, żeby kandydat koalicji wygrał także w Krakowie.
A wspólny kandydat pozapartyjny? Na niepartyjnych kandydatów prawdopodobnie postawi PiS.
- Nie mam takiej wiedzy. PiS zawsze wystawiał w Krakowie kandydata, który był silnie kojarzony z ugrupowaniem. Nie wydaje mi się, żeby nagle PiS zmienił swoją koncepcję.
Czyli koalicja 15 października na razie nie rozważa ponadpartyjnego, wspólnego kandydata?
- Koalicja na pewno ten temat rozważa. To jednak decyzja liderów. Póki co kandydatem PO jest Aleksander Miszalski. Nie wyklucza to jednak tego, że stanie się on kandydatem całej koalicji.