„Głęboko w ludzkiej nieświadomości tkwi przemożna potrzeba logicznego, mającego sens wszechświata. Ale rzeczywisty wszechświat jest zawsze o krok poza logiką” - z myśli zebranych Muad’Diba. Nie będziemy rozstrzygać, czy film jest lepszy od książki, bo wiadomo, że nie. Zajmiemy się... Czym się zajmiemy pani profesor? Czy najbardziej interesujący jest obecny od tysiącleci mit mesjański?
- W książce i w filmie jest bardzo dużo różnych mitów. Nie nie chciałabym rozstrzygać, co jest lepsze, bo film jest niesamowicie malarski - uwodzi obrazami, muzyką, ma swoje uderzenie. Mit mesjański jest tu zresztą bardzo ciekawie podany - zbiega się mistyczne myślenie, poświęcenie czy samopoświęcenie, z biowładzą. Przecież ten Jedyny jest tak naprawdę produktem różnych zabiegów mistycznych i biologicznych. Przecież jego pojawienie się jest w pewnej mierze zaprogramowane.
Prorok jest mężczyzną
A to jest ciekawy wątek, bo tak naprawdę programuje go matka. Ale zaprogramowane jest też środowisko Fremenów, do którego przyszły Mesjasz trafia. Wcześniej pojawiają się wysłannicy z zakonnic Bene Gesserit, które rozsiewają plotki o jego nadejściu.
- Można na ten film popatrzeć zupełnie inaczej - antropologicznym albo religioznawczym okiem. Jest tu pięknie pokazane, jak może urodzić się kult, jak można go wypracować, wyprowadzić z różnych tropów, które najpierw sieje się w społeczności. To fantastyczne laboratorium idei, które najpierw zostały podpowiedziane, implementowane czy narzucane (tak naprawdę ten kult Mesjasza został narzucony). A z drugiej strony bardzo ciekawe jest, jak sama społeczność Fremenów przyjmuje tę ideę, jak zaczyna myśleć podług niej. I potem to zderzenie - gdzieś z wykreowanej rzeczywistości - już z realnym bohaterem, który ma być Mesjaszem. Ciekawe laboratorium religijnego czy mitologicznego myślenia.
Na ile to jest podobne do Mesjasza, którego znamy? Myślę o Chrystusie.
- Oglądając ten film, przyznam się, miałam mieszane uczucia…
Albo innego proroka, którego również znamy w kulturze.
- Ci wszyscy prorocy są męscy. Patrząc na te trzy wielkie monoteizmy, islam czy chrześcijaństwo mają proroka, który jest mężczyzną. Ale z drugiej strony mamy bardzo ciekawą figurę matki i głównej kapłanki, całego żeńskiego zakonu. Klasyczny mit proroka i figura zbawiciela zostają nieco inaczej ustawione. Więc nie jestem przekonana, czy do końca możemy myśleć kategoriami klasycznych, czy dominujących w naszej kulturze religii. Ta kobieca struktura… Trudno powiedzieć, że jest feministyczna, ponieważ ma związek ze strukturą o męskim charakterze. Mężczyźni rządzą, podejmują decyzje; jest też dużo walki i przemocy. Mamy więc świat kategorii stereotypowo męskocentrycznych. Paul Atryda uczy się dominowania, przemocy, siły, a to sugeruje nam męskocentryczność, choćby stereotypową oczywiście. Ale za tym wszystkim stoją kobiety.
Mają głęboki wpływ na życie wszechświata, czy galaktyki, w której się poruszamy. Hodują tych notabli, którzy galaktykami zarządzają.
- Tak, poza tym one są niemalże wszędzie. To między innymi porozumienie, ta sieć, którą stworzyły, daje nam tak bardzo kobiecocentryczną rzeczywistość. I to jest ciekawe przełamanie, bo trudno już spojrzeć na Paula jako na figurę mesjańską w klasycznych kategoriach kulturowych. Oczywiście można dalej dyskutować, co jest męskie i żeńskie. Oglądałam ten film także przez pryzmat gender.
Zawsze się pani profesor włączy perspektywa, nie wiem, równości czy też nierówności...
- Nie no, aż taka szalona nie jestem. Ale dla mnie to jest ewidentnie ta gra. Oczywiście jest to też gra stereotypów. Można przywołać choćby Homiego Bhabhę, który bardzo ciekawie w swoich rozważaniach pokazał, że stereotyp jest czymś, w co najprościej nam uwierzyć, czy go multiplikować, podporządkować mu się, ponieważ ma w sobie dozę oczywistości, ale też powoduje, że najtrudniej nam jest przeciwstawić się stereotypowi. Więc można pytać: jaka jest intencja samych twórców? Bo moim zdaniem wyszła im ciekawa opowieść o płci. Czy była to próba pokonania stereotypu, skoro mamy tam tyle stereotypowych elementów, a z drugiej strony ta fabuła jednak pokazuje coś nowego? Myślę, że Homi Bhabha miałby coś do powiedzenia wskazując na to, jak bardzo kultura dodaje nam, przez swoją normatywność, wzorce, od których - nawet jeżeli jesteśmy ich świadomi, nawet jeżeli z nimi próbujemy dyskutować - trudno uciec. Ale to jest jeden z motywów całej tej opowieści.
Pełzające, zaskakujące, przerażające
Zastanawiała się pani profesor nad figurą czerwia? Teraz się pani profesor zastanawia...
- To jest ciekawe.
Mamy do czynienia z czymś pierwotnym, z czymś co gwarantuje istnienie melanżu, czyli przyprawy.
- Przypomniał mi się Carl Sagan, który napisał książkę „Rajskie smoki” - analizuje w niej pierwotny strach. Ten zakodowany w ludzkim mózg, w naszych przyzwyczajeniach związanych choćby z antropologiczną drogą ewolucji. Sagan pokazuje, że to czego się boimy, to coś pełzającego, podziemnego. Przerażające węże, jaszczury, mit smoka. Tutaj też mamy coś, co jest podziemne, pełzające, zaskakujące, przerażające. Pierwsze spotkanie, ta pierwsza scena, kiedy czerw objawia się z całym okrucieństwem i mocą, a równocześnie nie objawia... Mamy ten ruch piasku i mamy zasysanie jakiegoś bezcennego surowca i tyle. Carl Sagan dotknął ciekawej rzeczy pisząc: „ten nasz gadzi mózg”. Ewolucyjnie wypracowane przerażenie wobec tego, co w każdej chwili może wyłonić się i nas zaatakować, chyba nieustannie nam towarzyszy. Sagan nawet się trochę śmiał, pisząc, że dziecko jeszcze nie wie, o co chodzi, ale już się boi ciemności, zwłaszcza tej pod łóżkiem. I to nam trochę zostaje. Jak sobie z tym poradzić? Carl Sagan nie daje żadnej odpowiedzi.
Taką odpowiedź może państwo znajdą w „Diunie”, bo tam często pojawia się strach. Jedno z przykazań Bene Gesserit – nie wolno się bać, strach zabija duszę.
- Niesamowita jest ta cała strategia.
I to już właściwie nie dotyczy tylko czerwia.
-Tak, dotyczy tak naprawdę wszystkiego, bo to jest strategia zapanowania nad strachem, a zapanowanie nad strachem jest zapanowaniem nad sobą. I to jest konsekwentnie w tej opowieści pokazane. To część człowieczeństwa. I tu Kant przychodzi z odsieczą - zwrócił uwagę na to, że to, co w człowieku jest zwierzęce, a u Kanta mamy stereotypowe rozumienie zwierzęcia jako czegoś gorszego, to uleganie emocjom pozytywnym, i negatywnym. A człowiek, jako istota rozumna, może zapanować nad tymi emocjami.
W „Diunie” mamy bardzo kantowską strukturę, w której to, co ludzkie i szlachetne; to, co właściwe, jest panowaniem nad naszymi zmysłami, emocjami. Strach jest punktem granicznym, czymś najbardziej upokarzającym, ale też najpowszechniejszym. W pewnym momencie wszyscy się tam boją.
Dotykanie strachu dotykanie traumy
Tylko wtajemniczony jest w stanie z tym strachem sobie poradzić.
- Soren Kierkegaard rozróżnił strach od lęku, czyli coś, co jest zrozumiałym zagrożeniem, do którego potrafimy się ustosunkować i jakoś go zwalczać. Albo przynajmniej wiemy, że w pewnym momencie wydarzy się jakaś katastrofa, ale potem, gdy zastosujemy odpowiednie antidotum, poradzimy sobie z tym.
Takim strachem może być po prostu strach przed pójściem do dentysty. Natomiast lęk jest czymś o wiele groźniejszym, bo tak naprawdę nie wiem, czego się lękam. To jest to zderzenie, trwoga wobec oblicza boskiego. W „Diunie” pojawia się strach, który jest strachem po prostu społecznym, politycznym, różnych gier i strategii, które mogą doprowadzić do tego, że nasz ród przestanie istnieć czy zostanie zdegradowany. Ale z drugiej strony właśnie ten czerw, ten taki lęk pierwotny to coś, co czai się w świecie, który pozornie wydaje się opanowany. Wiemy niby, jak można unikać pojawienia się czerwia. To są te rytmiczne dźwięki, kroki, a z drugiej strony - jego pojawienie się zawsze przynosi coś więcej. To nie do końca daje się wyeksplikować i przez to pozostaje właśnie w sferze tremendum. Bardzo mocny jest motyw dotykania już nie tylko strachu, tego, co pierwotne, ale też motyw traumy.