Czy w Twoim życiu był jakiś przełomowy moment, który zatrzymał przy Tobie Kafkę na tak długo czy nie ma sensu szukać takiego punktu?

Myślałem, że zapytasz mnie, czy był jakiś moment w moim życiu bez Kafki (śmiech). Na szczęście był. Na szczęście, dlatego że Kafka to jest przygoda, więc dobrze jest mieć taki czas w życiu, kiedy się go nie czyta w ogóle. Jeszcze nigdy się go nie czytało i dopiero po niego sięgnąć, jak i taki okres, w którym się go przestaje na jakiś czas czytać.

To jest uwalniające czy pozwala na inne perspektywy?

Chodzi o inne perspektywy.

Ja nigdy nie miałem takiego poczucia, że jestem nim zmęczony. Jego proza nigdy nie działała we mnie, nie pracowała we mnie właśnie w taki sposób, żeby mnie przytłoczyć, jakoś zamknąć moją wyobraźnię literacką, czytelniczą. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, ale siłą rzeczy zajmując się innymi autorkami, autorami, robiąc inne rzeczy w ogóle literackie i okołoliterackie, nie miałem czasu go czytać, powiedzmy przez dwa, trzy miesiące.

Jak wracałem do jego nawet drobnych rzeczy, to wtedy czułem jakiś niewiarygodny entuzjazm, wynikający z tego, że Kafka potrafił stworzyć literaturę, która jest jak najbardziej interpretowalna. Zwykle się mówi o nim w ten sposób, że to są teksty tak hermetyczne, to są parabole, do których zgubiono klucze, jak napisał kiedyś Theodor Adorno. Mnie się wydaje, że tak nie jest.

Wiadomo o co w tych tekstach chodzi.

Naprawdę?

Z grubsza, tak. Natomiast nigdy nie osiadają w takim miejscu, nie zatrzymują się w takim miejscu, w którym okazuje się, że już wszystko o nich wiemy.

Ale nie dlatego, że mają w sobie tyle tajemnicy, tylko że zostały przez Kafkę tak zaprojektowane, żeby nie zapaść się po prostu w swój czas. Nie związał ich z czasem, nie związał ich z kulturą, nie związał ich ze społeczeństwem, w którym sam funkcjonował tak mocno, żeby one nie mogły pracować po stu latach z równą intensywnością w naszej wyobraźni, w wyobraźni ludzi, którzy żyją inaczej.

Ale myślisz, że on miał taką intencję, żeby stworzyć coś, co jest ponadczasowe, czy po prostu tak pisał?

Myślę, że... Nie wiem, czy miał intencję, żeby stworzyć coś ponadczasowego.

On sam traktował swoje pisarstwo z niezwykłą powagą, niebywałą powagą.

No tak, twierdził, że Bóg nie chce, żeby Kafka pisał, ale on musi.

To było dla niego sprawą przymusu, dokładnie.

Natomiast z drugiej strony nie było w nim też takiej potrzeby, żeby tym, co napisane, żeby tą swoją powinnością, tą swoją misją koniecznie dzielić się z innymi.

A co do „Procesu”…

Więc wydaje mi się, że można „Proces” zamknąć w kilku stereotypowych formułach, które odetną tlen nam jako czytelniczkom i czytelnikom.