Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceminister zdrowia, Józefą Szczurek-Żelazko.

 

W ostatnich dniach obserwowaliśmy wzrost zachorowań koronawirusem. Można to już nazwać drugą falą epidemii?

- Myślę, że nie. Trzeba się nauczyć żyć z wirusem. Przez kilka lat będzie on pewnie obecny. Trzeba się nauczyć funkcjonować bezpiecznie. W ostatnich dniach mieliśmy wzrost zakażeń w Małopolsce. Są rozproszone ogniska. Służby działają w miarę skutecznie. Te ogniska są opanowywane. Są szybkie wywiady, decyzje o izolacji, kwarantannie. Jeśli jest potrzebne leczenie szpitalne, jest to. To w większości ogniska lokalne, wynikające z szybkiej transmisji. To wesela, przyjęcia, pobyty w domach wypoczynkowych. Także w urzędach gminy to bywa. Trzeba bardziej rygorystycznie podchodzić do zasad bezpieczeństwa. Trzeba przestrzegać dystansu, zakrywać usta, myć ręce jak najczęściej.

 

Co ze szkołą 1 września? Jeśli będzie tak jak dzisiaj, uczniowie wrócą do szkół?

- Wszyscy chcemy, żeby dzieci wróciły od 1 września do szkoły. Ma to wpływ na edukację, wychowanie i postawę dziecka. Kontakty odgrywają tu ważną rolę. Są podejmowane działania, żeby szkoły były bezpieczne. Szkoły są przygotowane do bezpiecznych zajęć, ale będzie to głównie zależeć od nas. Jak podejdziemy do tego mądrze, sami wpłyniemy na ilość zakażeń. Ona będzie się zmniejszała. Wtedy dzieci zaczną naukę 1 września. Obserwujemy więcej mniej odpowiedzialnych zachowań. Stąd są lokalne ogniska, które mogą wpłynąć na decyzję co do uruchomienia szkół. Od nas samych będzie zależało, czy dzieci 1 września zaczną naukę w szkole.

 

Jakie będą musiały być spełnione warunki? Ile zakażeń dziennie powinno być, żeby dzieci mogły wracać do szkoły? Powyżej, poniżej 100? Rozumiem, że brak transmisji poziomej jest też jednym z warunków? Co z tak zwanym wskaźnikiem reprodukcji wirusa?

- Nie możemy określić, w którym momencie jest bezpiecznie, patrząc na wskaźniki. Sytuację trzeba traktować w sposób kompleksowy. Może być wysoka ilość zachorowań, bo testuje się pewną grupę osób. Tak było w kopalniach. To były testy przesiewowe. One wykazywały, że w tej grupie jest duży odsetek zakażonych. To nie świadczy o ogólnym zagrożeniu. My wykonujemy badania, żeby ograniczyć poszczególne ogniska. Decyzje są natychmiast. To izolacja, kwarantanna. To jest opanowywane. Jest bezpiecznie. Trudno tym wskaźnikiem definiować, czy minister uruchomi edukację od 1 września. Ważne są zasady. To jest w stanie nam zapewnić bezpieczeństwo. Przez 4-5 miesięcy bycia w stanie epidemii opanowaliśmy pewne nawyki i procedury. Widzimy w sanatoriach. Tam są przebadani ludzie, zasady są przestrzegane i nie ma takich zjawisk. Tak musimy też podejść do szkół.

 

Możliwy jest powrót punktowy do szkół, tylko w niektórych województwach?

- Minister edukacji narodowej podejmie decyzję. Najważniejsze jest bezpieczeństwo dzieci. Ministerstwo Zdrowia będzie stwarzać procedury, żeby dzieci czuły się bezpiecznie. Z doświadczeń także wcześniejszych wynika, że niektóre szkoły z powodu grypy były lokalnie zamykane. Minister edukacji będzie brał pod uwagę sytuację całego kraju. Najważniejsze jest bezpieczeństwo dzieci.

 

Schodząc jeszcze niżej, zamknięte szkoły w niektórych gminach? Jeśli tak to, kto by miał o tym decydować?

- Główną rolę odgrywają służby sanitarno-epidemiologiczne. One decydują w powiatach. Jeśli pojawi się lokalne, ograniczone ognisko, powiatowy czy wojewódzki inspektor będzie podejmował decyzje. Minister Edukacji, GIS i Minister Zdrowia rekomenduje zachowania w skali kraju. Mamy takie województwa, gdzie jest kilkadziesiąt zakażeń w kilka miesięcy, są takie, gdzie mamy kilka lub kilkanaście tysięcy. Trudno o uniwersalną regułę. Wszyscy pracują, żeby zapewnić bezpieczeństwo.

 

Wiceminister edukacji mówi, że decyzja zapadnie w ostatnim tygodniu sierpnia. Rozumiem, że jest brana pod uwagę taka sytuacja, że pod koniec sierpnia nie będzie źle, ale we wrześniu będzie katastrofa. Wtedy trzeba będzie zamknąć szkoły i wrócić do nauki zdalnej? Taki scenariusz jest brany pod uwagę?

- Możemy różne wersje epidemii symulować. Opieramy się na danych, na symulacjach tworzonych przez naukowców. Wirusolodzy spodziewają się wzrostu zachorowań jesienią. To jest związane z wieloma czynnikami, też z warunkami atmosferycznymi. Wirus dłużej przetrwa poza organizmem w okresie jesiennym. Jesteśmy przygotowani. Musimy podejmować wszelkie działania, żeby do tego nie dopuścić. Tym jest dyscyplina społeczna. W marcu, gdy rząd wprowadził lockdown, zahamowaliśmy poziom zakażeń. Nie mam na myśli wprowadzenia takich ograniczeń, ale przestrzeganie reguł. To może zahamować transmisję wirusa. W wielu krajach, jak się to stosuje, wskaźniki spadają.

 

We Włoszech kary za łamanie przepisów sięgają kilkuset euro. Możliwe są zmiany, które będą poważnie traktowały system dyscyplinowania obywateli? Z drugiej strony możliwe są zmiany i zaostrzenie przepisów dotyczących liczbę uczestników takich imprez jak wesela?

- Jeśli chodzi o kary, nasze przepisy aktualne przewidują je. Takie narzędzie ma inspekcja sanitarna i policja czy straż miejska. Nie chcieliśmy od razu tak rygorystycznie do tego podchodzić. Wierzymy w mądrość mieszkańców. Ich zachowania z marca, kwietnia wskazywały na to. Teraz obserwuje się rozluźnienie. Służby odpowiadające za porządek podejmują teraz decyzje o karach. Niepokoi nas ilość osób w sklepie, które tam są wpuszczane bez masek. Pracownicy nie reagują. W komunikacji publicznej bywa podobnie. Nie ma reakcji. Będziemy wyczulać służby, żeby egzekwowały ten obowiązek. To nasze bezpieczeństwo. Nie możemy sobie na to pozwolić. Obecne ogniska są to ogniska, których przyczyną jest nieodpowiedzialne zachowanie takich osób. Jeśli chodzi o wesela, zasady są opisane. To ilość gości, organizacja posiłków, zachowanie zasad bezpieczeństwa. Czasem zasady nie są przestrzegane. Właściciele domów weselnych i restauracji powinni się przyglądać, jak przyjęcia się odbywają. Jak dojdzie do pogorszenia sytuacji, oni odczują tego skutek. To nasz wspólny interes.

 

Wzorem Brytyjczyków możliwa jest obowiązkowa kwarantanna po powrocie turystów z takich krajów jak Hiszpania?

- Obserwujemy, że coraz więcej Polaków korzysta z wypoczynku w Polsce. To dobrze. Mamy wiele wspaniałych terenów. Zachęcamy i promujemy to. Na dzisiaj MSWiA i MSZ nie rekomendują takich zachowań. Jeśli będzie ten wskaźnik zachorowań w tych krajach bardzo wysoki i ilość osób zarażonych będzie wyższa, trzeba się będzie zastanowić nad takim obostrzeniem. Na dzisiaj takie decyzje nie są rozpatrywane.