Głosu ocalałych wkrótce zabraknie

W tym roku w 80. rocznicę wyzwolenia obozu przemówią wyłącznie ci, którzy ocaleli. Kto powinien potem to robić, gdy już ich zabraknie?

To jest wielkie wyzwanie, z którym musimy się zmierzyć. Od samego początku było jasne, że w tym miejscu, w którym się znajdujemy, najważniejsi są byli więźniowie. Także w tym roku dyrekcja Państwowego Muzeum Auschwitz zadbała o to, żeby właśnie przede wszystkim do więźniów należał głos. W programach edukacji dotyczącej Holokaustu, dotyczącej drugiej wojny światowej także byliśmy przyzwyczajeni do tego, że bazowaliśmy na relacjach świadków, że ich słowo, ranga ich wypowiedzi potrafiła nami wstrząsnąć.

Zwrócę uwagę na głośny, choćby w ostatnim czasie, cytat Mariana Turskiego, byłego więźnia Auschwitz, który przestrzegł nas wszystkich, że Auschwitz nie spadło z nieba, byśmy nie byli obojętni. Musimy się liczyć z tym, że wkraczamy w nowy etap, w którym tego głosu świadków historii, głosu byłych więźniów zabraknie po prostu. Już teraz wychodzimy jako historycy, jako muzealnicy, bo po trosze reprezentuję obydwa te środowiska, naprzeciw temu wyzwaniu, na przykład nagrywając relacje, wywiady.

Prowadzimy w tym momencie zaawansowane badania i dysputę, bardzo poważną na gruncie etycznym, jak daleko możemy się na przykład posunąć z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Czy na przykład będzie się godziło dokonywanie w jakikolwiek sposób (przepraszam, że użyję takiego sformułowania rodem ze studia nagrań) technicznej obróbki tych wypowiedzi. Czy też one powinny być w całości, bez żadnej ingerencji? Czy będziemy je mogli w jakiś sposób opracowywać? Zadajemy takie pytania, pytamy ich – świadków historii – po prostu, z którymi obecnie współpracujemy.

Moim zdaniem nie ma lepszego wyjścia, niż ich pytać, czego sobie życzą, czego sobie nie życzą, co oni sami by nam chcieli podpowiedzieć. Jak powinniśmy się zachowywać na przyszłość, gdy przyjdą te pierwsze obchody, podczas których już takich wypowiedzi, takich relacji, takich mocnych świadectw po prostu nie będzie. Zostaniemy z tym wszystkim sami.

Piotr Cywiński: W nauczaniu o Auschwitz za dużo jest historii, za mało obywatelskości Piotr Cywiński: W nauczaniu o Auschwitz za dużo jest historii, za mało obywatelskości

Tu jest też taka ważna rzecz, że my zostajemy sami z pewną lekcją. Holokaust, druga wojna światowa, to są lekcje. My dyskutujemy o tym, czy one są odrobione. Nie tylko, że nie, mało tego, to są zagrożenia, które wcale nie zostały zażegnane.

Czy obóz i jego doświadczenie, to wszystko żyje w ocalałych, czy także w ich rodzinach? Jak to wynika z pana doświadczeń?

Niedawno ukazała się moja książka, biografia Lili Haber, której rodzina została niemal w całości zamordowana podczas II wojny światowej. Niewielu z nich ocalało. Szczęśliwie ocalali rodzice, którzy wraz z Lili Haber, już tu urodzoną w Krakowie, wyemigrowali do Izraela. Tam Lili Haber stała się ważną postacią, przewodniczącą Związku Krakowian w Izraelu.

Holokaust, pamięć o nim, została przeniesiona wszędzie tam, gdzie przenieśli się po II wojnie światowej ocalali, czyli do Izraela, ale także do Stanów Zjednoczonych, Kanady.

Przypomnę także o polskim szlaku tułaczym, który wiódł przecież przez Związek Radziecki, Persję, Afrykę, Australię, Stany Zjednoczone, Kanadę, wiele państw. Wszędzie tam, gdzie dotarli świadkowie historii, ocalali z Holokaustu, zabrali ze sobą pamięć o tym i dzielili się z nią.

Chociaż nie zawsze. Były różne postawy. Czasami była próba, na ogół nieudana, żeby zapomnieć o tym wszystkim. Jak zapomnieć tak drastyczne wydarzenie, jakim był Holokaust? U ludzi z pierwszego pokolenia była to trauma, która im towarzyszyła do końca życia, którą próbowali przepracować ze swoimi bliskimi, krewnymi. Następnie drugie i trzecie pokolenie przejęło tę pamięć, to zobowiązanie, by o tym pamiętać, by z tego wyciągnąć lekcje. I w tym momencie środowiska naukowców i muzealników bardzo mocno z tym środowiskiem współpracują. Żywym świadectwem tego jest to, że oni tu tak licznie na teren Auschwitz przyjechali, by właśnie kontynuować i wyrazić też swoją pamięć zarówno o wszystkich ofiarach Holokaustu, jak też i konkretnie o swoich pomordowanych krewnych.

„Nie chodziło o przyjazd polityka o nazwisku Netanjahu, a przedstawiciela narodu żydowskiego, państwa Izraela i to się liczy”

Sporo było dyskusji o obecności izraelskiej delegacji. Dotyczyła ona przede wszystkim osoby Benjamina Netanjahu. Jak odbierana jest w Izraelu ta rocznica?

To jedno z najważniejszych wydarzeń dla państwa Izrael, które odbudowało się po II wojnie światowej z bardzo licznym udziałem ocalałych z Holokaustu, także Żydów polskich.

W samym Izraelu jest upamiętniana pamięć o Holokauście. Zwrócę uwagę, że jeszcze podczas II wojny światowej zaczęto upamiętniać, gdy pierwsze sygnały tylko się pojawiły o tym okropieństwie ofiary. Powstał kibuc Jad Mordechaj na cześć Mordechaja Anielewicza. Następnie powstał kibuc bojowników getta. Powstało wreszcie Jad Waszem, które stało się centralną placówką w wymiarze światowym na temat edukacji dotyczącej Holokaustu. To jest pamięć, to jest rocznica, którą przeżywa cały Izrael.

Jeżeli się można odnieść krótko do tej sytuacji politycznej, która temu towarzyszyła, pewnemu zamieszaniu dotyczącemu postaci premiera Benjamina Netanjahu – chcę trochę wyjść na przekór takim gorzkim, smutnym, negatywnym wypowiedziom, które zaczęły w którymś momencie w Polsce dominować, że rękojma bezpieczeństwa dla premiera Netanjahu ze strony polskich władz była nieporozumieniem. Uważam, że to była decyzja słuszna.

Czy premier Izraela zostanie aresztowany w Małopolsce? Andrzej Duda poprosił rząd o specjalną ochronę dla niego Czy premier Izraela zostanie aresztowany w Małopolsce? Andrzej Duda poprosił rząd o specjalną ochronę dla niego

Rzadko w polityce są decyzje, które nie budziłyby żadnych kontrowersji. Rozumiem te, które towarzyszyły tej właśnie decyzji, ale chcę powiedzieć, że w samym Izraelu premier Netanjahu też ma bardzo szeroki elektorat negatywny, ale tu nikt nie patrzy na to w ten sposób, że przyjeżdża polityk o nazwisku Netanjahu. Przyjeżdża przedstawiciel narodu żydowskiego, państwa Izraela i to się liczy. Ostatecznie z tego przyjazdu zrezygnował. Są tutaj inni przedstawiciele państwa Izrael, ale dobrze się stało, że w świat nie poszedł głos, że przedstawiciel państwa Izrael miał wzbroniony wjazd. To byłby bardzo duży zgrzyt. W tym momencie ta sprawa została dyplomatycznie zamknięta, a to przecież nie oznacza, że zamknięto w ogóle sprawę wokół samego pana premiera.

Śmierć, zagłada tylko narzędziem – chodzi o zniszczenie w nas człowieczeństwa

Myśli pan, że będąc świadkiem tego, co się dzieje na Ukrainie, ale też w Gazie, ta refleksja związana z funkcjonowaniem fabryki śmierci i wyzwoleniem obozu będzie w jakimś sensie dzisiaj głębsza?

Nie – wystarczy ta krótka odpowiedź. Obserwuję jako historyk taką sytuację, że dokładnie tak jak przed II wojną światową, ilekroć zło pojawia się na świecie, próbujemy sobie jakoś zracjonalizować, wytłumaczyć: bo to daleko, bo to nie u nas, bo to nie nasz problem, bo być może są winne obydwie strony, bo być może ta sytuacja jest niejasna, trzeba się spokojnie do tego odnieść, a tymczasem każdego dnia giną ludzie, by tylko sięgnąć do najbliższego nam przykładu, czyli Ukrainy, a przecież nie jedynego na świecie.

Mało tego, są państwa, gdzie są więźniowie polityczni, torturowani, zabijani i ten głos międzynarodowej opinii publicznej może jest, ale jest to głos cichutki, nieśmiały, to wszystko za mało. Nie mam cudownej recepty, jako historyk, żeby powiedzieć: świat robi źle, a proszę mnie teraz posłuchać, jaka jest dobra droga, żeby wyjść z tego problemu. Mogę tylko powiedzieć, studiując też historię totalitaryzmów, historię Holokaustu, towarzyszących temu wszystkich implikacji historycznych, że mam taką refleksję generalną, o co w tym wszystkim chodziło, i na co my dzisiaj powinniśmy uważać.

Trzymam w ręku wspomnienia Józefa Baua, wydane jeszcze w Tel Awiwie w 1990 roku. Mają swoją polską edycję pod tytułem „Czas zbezczeszczenia”. Urodzony w Krakowie w 1920 roku, był więźniem obozu w Płaszowie, do którego trafił w 1943 roku, zmarł w Tel Awiwie w 2002 roku. Niesamowita postać. Człowiek, który wziął w obozie w Płaszowie potajemny ślub. Małżeństwo przetrwało, obydwoje przeżyli. Zamieszkali później w Izraelu. Bau nazwany został izraelskim Waltem Disneyem, dlatego że miał niesamowity talent graficzny. Był pionierem kina animowanego w Izraelu. Ten talent graficzny zresztą uratował mu życie.

Każdy z nas może przeczytać jego wspomnienia. Śmierć towarzyszy tutaj tym wspomnieniom na każdej stronie. Ale śmiem twierdzić, że ona w tym wszystkim była tylko narzędziem. A co było głównym celem? Odebranie ludziom, tym, którzy zostali wytypowani do zniszczenia, do zagłady (Żydom, ale to jest niebezpieczeństwo, które czyha wobec wszystkich na świecie) prawa do bycia człowiekiem. O to chodziło – zniszczyć w nas nasze człowieczeństwo, nasze prawo do bycia człowiekiem.

Przytoczę tutaj jedną, krótką historię. Bau przechodził swego czasu koło latryny, która była chwilowo nieczynna, i „niespodziewanie słońce na kilka sekund wyjrzało spoza chmur i rzuciło pomiędzy baraki jako jałmużnę kilka pojedynczych promieni”. Jeden ze stojących w ogonku do latryny zmrużył oczy i skierował swoją facjatę w kierunku słońca. Esesman, który przypadkowo przechodził tamtędy, rzucił się na „opalającego się, strzelił go kilka razy w twarz i ryknął na całe gardło: słońce nie jest dla Żydów”.

Jemu nawet już nie tylko to przeszkadzało, że ten człowiek jako Żyd żyje. Jemu przeszkadzało to, że na te kilka sekund w tej wyjątkowej, powiedzielibyśmy nawet, intymnej relacji ze słońcem, mógł się zachować po prostu jak wolny człowiek. To człowieczeństwo tego esesmana uraziło.

Więc jeżeli jest jakaś lekcja historii, to taka: brońmy człowieczeństwo

To jest historia, ale nie możemy powiedzieć: było, minęło

Z jakimi obowiązkami zostajemy tutaj po 80 latach od momentu wyzwolenia tej „fabryki śmierci”? Uniwersytet Komisji Edukacji Narodowej, gdzie wykłada pan historię, oferował kiedyś studia o Holokauście.

Przywołam konkretną historię. Kiedy jeden ze studentów zapytał mnie, dlaczego się w ogóle zajmuję tą historią Holokaustu, dlaczego uważam, że to jest ważne i że inni się też powinni tym zajmować, odpowiedziałem (a była to taka odpowiedź ad hoc, ale taka mi przyszła po prostu do głowy, więc ona widocznie gdzieś we mnie tkwiła), że jestem po dobrej krakowskiej szkole dialogu Karola Wojtyły, Józefa Tischnera, czy po polskiej szkole w wymiarze już takim bardziej świeckim, że wspomnę nazwisko Jana Józefa Lipskiego, więc bardzo serio traktuję przesłanie, że Żydzi są naszymi starszymi braćmi w wierze. A skoro tak, to chciałbym się dowiedzieć, kto tę rodzinę w dużej mierze mi wymordował i kto mi ją chciał wymordować. Kim są ci ludzie, czy kim byli ci ludzie, a kim są dzisiaj ich spadkobiercy, ci, którzy do nich nawiązują. Niestety myliłby się ten, kto by uważał, że to jest historia - było, minęło. Niestety: było, nie minęło.

Bierze pan udział w pracach związanych z utworzeniem w Krakowie Muzeum KL Plaszow. To jest miejsce, które też było świadkiem zagłady tysięcy Żydów, ale nie tylko Żydów, w Krakowie.

Tak. I też było miejscem zapomnienia przez długi czas. Jest przykładem tego, że ta pamięć była odsuwana na bok, także dlatego, że w końcu wygrało życie. Ale żeby to życie mogło się rozwijać, to trzeba pamiętać o zagrożeniach. To muzeum powstaje, by tę historię upamiętniać, ale też, żeby rozwijać edukację z myślą o uczniach, o studentach, o wszystkich zainteresowanych, ale także – i tu ważna uwaga – z myślą o potomkach, którzy przyjeżdżają, ocalałych, byłych więźniów, którzy przyjeżdżają do Polski, do Krakowa. Gdy jechali w miejsce dawnego obozu w Płaszowie, byli przerażeni tym, że brakowało tego upamiętnienia.

Zasługuje na ciągłą  pamięć… - Kl Plaszow to historia Krakowa Zasługuje na ciągłą pamięć… - Kl Plaszow to historia Krakowa

Dziś na ręce pracowników, dyrekcji muzeum, ale także na ręce wszystkich osób odpowiedzialnych wpływają podziękowania, wyrazy wdzięczności. To są setki, tysiące już maili, telefonów, kontaktów. Ludzie szukający informacji o bliskich, którzy zginęli w tym obozie, próbujący czegokolwiek dowiedzieć się na ich temat – są bardzo, bardzo wdzięczni za każdą informację, za każde zdjęcie, każdy udostępniony dokument. To jest też taka praktyczna misja względem przeszłości i względem przyszłości.