Zdjęcie ilustracyjne/Fot. pixabay
Choć nazwa "Przychodnia dla osób ubogich i bezdomnych" wskazuje na określoną grupę, pacjentami są często osoby z różnych środowisk. Aż 70% pacjentów przychodni nie posiada dostępu do publicznej opieki zdrowotnej. Wielu z nich to osoby z wielochorobowością, w tym chorobami serca, zaawansowanymi infekcjami czy schorzeniami psychicznymi, takimi jak depresja, schizofrenia czy zaburzenia lękowe.
Najczęściej trafiają do nas w ostatniej chwili, kiedy ich stan jest już bardzo poważny. Są to osoby w różnych stanach depresyjnych, lękowych. Najczęściej pojawiają się zaniedbania higieniczne. Są to alkoholicy, narkomanii, nadużywają papierosów, które powodują różne schorzenia kończyn - mówi dr Marian Kopciuch.
Problemów psychicznych nie można oddzielić od innych trudności:
Osoby w kryzysie bezdomności zmagają się z nawarstwiającymi się problemami – od społecznych, przez materialne, po zdrowotne. To wymaga złożonej i długotrwałej pracy - mówi Maciej Korab.
(cała rozmowa do posłuchania)
Marian Kopciuch i Maciej Korab/fot. Sylwia Paszkowska
Praca w cieniu trudności
Lekarze i psycholodzy pracujący w przychodni to wyłącznie wolontariusze. W zespole jest ponad 12 specjalistów, w tym czterech ordynatorów. Mimo to Stowarzyszenie boryka się z ciągłymi problemami finansowymi. Budżet placówki nie wystarcza na zakup leków czy sprzętu medycznego.
Ponad 30 ton leków w Krakowie co roku ulega utylizacji, z czego ok. 30% mogłoby być wykorzystane, to dla nas ogromna strata - mówi dr Marian Kopciuch.
Pomoc niesiona pacjentom nie ogranicza się do diagnozowania. Lekarze często osobiście zaopatrują pacjentów w leki, finansują transport do szpitali, a także organizują dla nich podstawowe badania diagnostyczne. Wiele z tych działań odbywa się dzięki wsparciu darczyńców i grantów, jednak skala potrzeb znacznie przewyższa dostępne środki.
Rosnąca liczba osób z wyższym wykształceniem w kryzysie bezdomności jest niepokojąca. Coraz częściej stres i presja społeczna doprowadza do tragedii. Motywacją dla zespołu jest nadzieja na poprawę losu ich pacjentów.
Często to osoby, które nie potrafią lub nie chcą o siebie dbać. W dużym stopniu opieramy się na psychologach, by przekonali, że jest to koniecznością i zaniedbanie może skończyć się źle - przyznaje dr Marian Kopciuch.
Jednak nawet jedna uratowana osoba daje ogromną satysfakcję.
Staramy się przekonywać, że jedna wizyta nie pomoże, ponieważ często jest to długotrwały proces. Trudną pracą w zeszłym roku udało mi się pomóc sześciu osobom, które myślały o samobójstwie. To pokazuje, że nasza praca ma sens - mówi Maciej Korab.
Lekarze Nadziei apelują o wsparcie – finansowe, rzeczowe, ale także w postaci leków czy sprzętu medycznego. Każda pomoc pozwala działać skuteczniej i docierać do tych, którzy naprawdę tego potrzebują.