Prof. Eliza Pieciul-Karmińska jest wykładowczynią, badaczką, tłumaczką, ale też grimmolożką. To przy jej udziale światło dzienne ujrzały książki z biblioteki Grimmów, które odnalazły się w poznańskiej bibliotece, co zelektryzowało środowisko – nie tylko badaczek i badaczy, ale też pokolenia czytelniczek i czytelników wychowanych na baśniach braci Grimm, które podawano im najpierw w formie książkowej, a potem filmowej, spopularyzowanej przez produkcje Disneya. Pytanie, które wydaje się podstawowe, zwłaszcza wobec publikacji „Żyli długo i szczęśliwie, póki nie umarli. Nieznane baśnie braci Grimm” w wyborze i przekładzie Pieciul-Karmińskiej, w której tłumaczka i badaczka konfrontuje teksty powszechnie znane z pierwowzorem z 1812 roku, brzmi: czy klasyką literatury dziecięcej są teksty Grimmów czy może te wielokrotnie tłumaczone, redagowane, recyklingowane w innych tekstach kultury?
Muszę Ci zadać to zasadnicze pytanie, które w tej audycji musi paść, czyli: czy baśnie Grimmów to klasyka literatury, tak w ogóle, a może tylko klasyka literatury dziecięcej?
Trudne pytanie.
Wiem. (śmiech)
Jeśli pozwolisz, postaram się odpowiedzieć na nie: i tak, i nie. (śmiech) Wydaje mi się, że są klasyką, ale klasyką literatury dziecięcej, bo wydaje mi się, że zrobiły karierę właśnie jako książki dla dzieci.
Tak były pozycjonowane w XIX wieku i tak naprawdę kariera światowa Grimmów rozpoczęła się dzięki przekładom na język angielski. To był fenomen, że przekłady na język angielski już w roku 1826 były tak popularne, że przyćmiły literaturę rodzimą w Wielkiej Brytanii. Ten fenomen, ta popularność, zaskoczyły zresztą samych Grimmów! Oni byli zdziwieni wielkim sukcesem swoich tekstów, które źle się sprzedawały w Niemczech i zbierały cięgi od krytyków, ale ta popularność właśnie wynikała z tego, że tłumacz – Edgar Taylor – postanowił te teksty zaprezentować publiczności jako teksty odpowiednie dla dzieci.
Obdarzył je też ilustracjami Georga Cruikshanka i właśnie te książki trafiły do rąk dzieci i okazało się, że mamy oto właśnie w XIX wieku nowego odbiorcę – dziecięcego. Że rodzice są skłonni kupować książki właśnie dla swoich dzieci i chcą, żeby te książki były dla tych dzieci przeznaczone. Myślę, że przede wszystkim to było tutaj istotne i wydaje mi się, że przez to my Grimmów też wtórnie, także w Polsce, odczytujemy właśnie poprzez recepcje w krajach niekoniecznie niemieckojęzycznych, że odbieramy je jako teksty przeznaczone dla dzieci. Do tego dołożył swoją cegiełkę oczywiście Walt Disney ze swoimi ekranizacjami, bo wydaje się, że właśnie Grimmowie są takim najbardziej nośnym materiałem, który Disney potem przetwarzał w swoich ekranizacjach.
Na marginesie: pokuszono się także o zbadanie zakresu motywów baśniowych w „Shreku” i okazało się, że tak naprawdę 98% to są właśnie Grimmowie! To też pokazuje, że kultura anglosaska tak naprawdę czerpie pełnymi garściami z Grimmów – jakby to była ich rodzima twórczość.
Czyli mamy tekst wyjściowy stworzony przez Grimmów, mamy tłumaczenie, które robi karierę, tłumaczenie, które w jakiś sposób wymusza, a jeśli to jest złe słowo, to inspiruje autorów tego pierwotnego tekstu do zmiany i do redakcji. Zatem czy to Grimmowie stworzyli tekst, który określamy teraz jako „klasykę literatury”?
Tak, to jest w ogóle ciekawe pytanie o to, gdzie tworzy się klasyka, prawda? Bo ona powstaje gdzieś pomiędzy – pomiędzy odbiorcą a twórcą. I mamy tam także tłumacza, wydawców, mamy dobry gust, oczekiwania publiczności, polityczne kwestie, bo nie wszystko w danej epoce jest dopuszczalne.
Jeśli chodzi o Grimmów i to, co my rozumiemy jako klasykę baśniową – „Czerwony Kapturek”, „Kopciuszek”, „Jaś i Małgosia” – to tytuły, które nam od razu otwierają pewne obrazy w głowach… ja bym Grimmom nie odbierała palmy pierwszeństwa.