W Krakowie rano rozpoczęły się obchody piątej rocznicy katastrofy. Kwiaty na grobie pary prezydenckiej na Wawelu złożyła Marta Kaczyńska. Z Rynku Głównego wyruszył biało-czerwony marsz pamięci. Dojdzie przed Krzyż Katyński, gdzie punktualnie o 8.41, odbył się apel pamięci.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą Małopolskim, Jerzym Millerem.
5 lat od tragedii smoleńskiej tylko przybywa pytań, także tych związanych z nowymi stenogramami. Podziały tylko się umacniają. Myśli pan czasami, że się pan do tego przyczynił?
- Nie. Ja to też przeżywałem. Pełniłem wtedy funkcję ministra spraw wewnętrznych. Wiedziałem więcej niż inni, ale emocje były te same. Wielu z nas miało na pokładzie przyjaciół i znajomych. To osoby, które od 1989 roku były czynne w przemianach zachodzących w Polsce. Ta tragedia to było pożegnanie z nimi.
Panuje opinia, że po 10 kwietnia państwo zawiodło. Pan się z tym zgodzi?
- Na pewno tego typu zdarzenie jest trudne do przewidzenia. Procedury przygotowane na takie przypadki nie są doskonałe. Trudno sobie wyobrazić wszystkie elementy, które były potrzebne do takiego czy innego zachowania. To się też nie działo na terenie Polski. Gdyby wypadek miał miejsce w Polsce to byłoby inaczej.
Po 5 latach mamy 11 razy wznawianą sprawę dotyczącą przyczyn katastrofy. Jedyni ukarani to żołnierze, którzy kradli karty bankomatowe ofiar. Dostajemy też nowe stenogramy. Wszystkiego się możemy spodziewać. Gdzie jesteśmy?
- Po pierwsze nie ma kolejnych przyczyn katastrofy. Od początku jesteśmy zgodni, że przyczyną było nieprzestrzeganie pewnych kanonów zachowania w powietrzu, jak obniżenie toru lotu. Tylko ci, którzy mówią o zamachu to podważają. Każdy ma jednak prawo do swoich tez. To świadczy o poziomie reagowania na tragedię narodową. Albo podchodzimy do tego poważnie, albo traktujemy to jak poligon do wojny politycznej i nie patrzymy na cierpienie tych, którzy stracili bliskich. W przyczynach nic się nie zmieniło. Od początku mówiliśmy, że ten samolot nie powinien próbować lądować. Załoga miała prawo zejść do bezpiecznej wysokości i sprawdzić czy jest w stanie siąść na lotnisku. Stało się jak się stało.
Po 5 latach wrak nadal jest w Rosji. Czarne skrzynki też. Hańba – mówi opozycja.
- Postępowanie sądowe przewiduje prawo dla sądu zapoznania się z oryginałami. Nie w obcym kraju, ale u siebie. Strona rosyjska to akcentuje. Dopóki postępowanie u nich się nie skończy to oni nie wiedzą czy mogą oddać. Nie wiem na ile to jest szczere. To inna kwestia, ale ciężko walczyć z takim argumentem. Właścicielem wraku jest Polska. To nam będzie zwrócone. Pytanie kiedy. To, że nie jest jeszcze zwrócone to jest też związane ze sporem politycznym wokół tej sprawy. On nie tylko dzieli naszą społeczność, ale daje także stronie rosyjskiej argumenty do przedłużania tego.
Strona rosyjska może nam grac na nosie i mówić, że przez Polskę nie może dokończyć swojego śledztwa.
- To niepoważne stwierdzenie, ale strona rosyjska obserwuje jak ich zachowania wpływają na życie polityczne w Polsce. Relacje polsko-rosyjskie, nie sprzyjają rozwiązaniu tych spraw.
Od 5 lat słyszy pan wciąż to samo pytanie: „gdzie jest wrak?”. Jak pada to pytanie to w duchu przyznaje pan choć trochę rację pytającym?
- Jak jest skierowane do mnie to nie przyznaje. Nigdy nie miałem na to wpływu.
Ale był pan przedstawicielem rządu, szefem komisji badającej przyczyny.
- Tak, ale komisja badała wrak na miejscu zdarzenia. Nie oczekiwaliśmy, że będziemy mogli go badać u nas. Miejsce, gdzie wrak się znajduje jest nieistotne dla badania przyczyn katastrofy. Zdaję sobie sprawę z emocji społeczeństwa. Każdy sobie zadaje pytanie jak długo Rosja musi mieć ten wrak, żeby zakończyć swoje postępowanie. Podkreślam, że im bardziej będziemy się kłócić między sobą, tym dłużej będziemy czekać na wrak.
Po 5 latach powiedziałby pan: „przepraszam, zawiedliśmy wszyscy”? Tak jak napisał ostatnio Robert Krasowski, że owszem, państwo funkcjonowało, ale na podstawowym poziomie. Pochowało swoich zmarłych. Jeśli chodzi o zbadanie przyczyn katastrofy to tutaj przegraliśmy?
- Ja się z tym nie zgadzam. Ci, którzy mówią takie słowa, nie zdają sobie sprawy ile kosztowało nas to, żeby zbadać te przyczyny. Nie jest tak, że Rosja pytała co jeszcze chcemy wiedzieć. Odwrotnie. My musieliśmy wkładać wiele wysiłku, żeby mieć dostęp do dowodów. Gdyby nie to to dzisiaj stawialibyśmy hipotezy a nie byłoby raportu podsumowującego pracę.
Powiedziałby pan, że rząd zawiódł?
- Trzeba wiedzieć o wszystkich elementach.
Ale może pan odpowiedzieć.
- Ja wiem to, co dotyczy pracy komisji. W środowiskach lotniczych zagranicą gratulują tego raportu.
Czyli nie zawiedliśmy?
- Pod tym względem nie.
Organizacje kombatanckie wzywają pana, żeby jak najszybciej przeniósł pan szczątki żołnierzy radzieckich z grobu przy alei Wolności w Nowym Sączu na cmentarz komunalny. Kiedy będzie ta decyzja? Nie ma przeszkód formalnych.
- W kontekście pierwszej części rozmowy, porusza pan następną kwestię, która gdyby była po cichu załatwiana, to by już była załatwiona. Zamiast wykonać wszystko co jest potrzebne do przeniesienia szczątków, mamy apele, spotkania pod pomnikiem w Nowym Sączu. To jest obserwowane przez dyplomację rosyjską. Każdy kto potrafi zinterpretować zachowanie strony rosyjskiej wie, że to ma wpływ na postępowanie. Powiedział pan, że wszystko jest formalnie gotowe. Tak. Od 23 marca tego roku. Dlaczego? Ponieważ przeprowadziliśmy szereg rozmów z Rosjanami. 23 marca uzgodniliśmy dalszy przebieg ekshumacji i przeniesienia szczątków. Dotyczy to 7 gmin w Małopolsce. Mówimy o problemie a nie o jednym pomniku. Chcemy, żeby szczątki wszystkich żołnierzy spoczęły na cmentarzach wojennych. Do tego dojdzie w tym roku.
Data jest już znana?
- Nie. Nawet nie wiemy ile osób będziemy ekshumować. Z Rosją uzgodniliśmy kwestię wszystkich miejsc w Małopolsce, gdzie są nawet pojedyncze groby. Je też będziemy przenosić.